Matthias Jaissle: Jako trener chcesz mieć takich zawodników jak Vinícius w swoim zespole
Trener Al-Ahli rozmawiał z dziennikiem AS. Matthias Jaissle opowiadał główie o pracy i życiu w Arabii Saudyjskiej.
Matthias Jaissle. (fot. as.com)
Wyobrażam sobie, że to były trudne dni… Jak przeżywał pan momenty, gdy pojawiały się spekulacje o zatrudnieniu innych trenerów w Al-Ahli?
Widziałem te plotki, byłem świadomy spekulacji na temat mojej przyszłości. Ale dla mnie najważniejsze było to, że miałem pełne wsparcie właścicieli klubu. Odkąd przyjechałem do Arabii, zawsze mnie wspierali i doceniali moją pracę. Plotki przychodzą i odchodzą, ale wyniki i nasza praca mówią same za siebie. Jestem tutaj, by dawać z siebie wszystko, a cała moja uwaga wciąż skupia się na drużynie.
Jak się pan czuje po ogromnym wsparciu, jakie otrzymał pan od kibiców?
Kibice byli niesamowici. Okazali mi pełne wsparcie, co bardzo dużo dla mnie znaczy. Zawsze doceniałem ich rolę w naszych sukcesach i zawsze czuliśmy, że są z drużyną, by wspierać nas w każdej chwili.
A poza tą falą medialnego zamieszania – jak się pan czuje? Jak układa się życie w Arabii?
Ogólnie jestem bardzo zadowolony. Jeśli chodzi o styl życia, czujemy się tutaj naprawdę dobrze. To inna kultura, są pewne wyzwania, ale w ogólnym rozrachunku czuję się komfortowo. Lubię Dżuddę, to piękne miasto. No i pogoda (uśmiecha się), zwłaszcza teraz, w tym miesiącu, gdy nie jest już tak gorąco. Sportowo to był świetny pierwszy rok. Zajęliśmy trzecie miejsce w lidze, co było znakomitym początkiem po awansie z drugiej ligi. To był idealny debiutancki sezon. Teraz, w drugim roku, początek był trudniejszy, ale zdołaliśmy odwrócić sytuację. Zaczęliśmy piąć się w górę, a w Lidze Mistrzów radzimy sobie dobrze – wciąż jesteśmy niepokonani. Wszystko idzie w dobrym kierunku.
Jakie były największe wyzwania po objęciu Al-Ahli?
Wszystko było zaplanowane długoterminowo. Jak wspomniałem, przychodziliśmy z drugiej ligi. Gdy przyjechałem, to był nasz pierwszy sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej, a celem było budowanie od podstaw. Chodziło również o infrastrukturę, by zapewnić klubowi trwały rozwój. No i oczywiście – zdobywanie trofeów. Po to tu jesteśmy. To, co osiągnęliśmy w pierwszym roku, było trochę niespodziewane. Latem nie udało się nam zrealizować wszystkich planów transferowych. Mieliśmy też pewne problemy na początku sezonu, ale najważniejsze, że zdołaliśmy to odwrócić. Teraz znów walczymy o miejsce w czołowej trójce…
Zanim przejdziemy do szczegółów, jaki jest Mattias Jaissle jako trener?
Nigdy nie jest łatwo odpowiedzieć krótko (uśmiecha się). Moja filozofia opiera się na mojej historii jako piłkarza i trenera. Pracowałem w Lipsku i Salzburgu, więc moja tożsamość jest mocno związana z tamtejszym podejściem. Zawsze lubię wywierać presję na rywalu jak najwyżej. Tworzyć presję. Lubię, gdy zespół dominuje we wszystkich fazach gry. Jak każdy trener, pewnie. Nie chodzi tylko o nacisk, gdy nie mamy piłki, ale też o znajdowanie rozwiązań, gdy ją odzyskujemy. Zwłaszcza tutaj, w Arabii, gdzie często jesteśmy faworytami. Często gramy przeciwko zespołom broniącym się głęboko, więc musimy znaleźć sposoby, by przełamać ich defensywę i kontrolować przejścia z obrony do ataku. Jeśli opanujesz te aspekty, szanse na zwycięstwo są bardzo duże. To złożony temat i można o tym mówić godzinami, ale tak w skrócie wygląda moja filozofia.
Domyślam się, że w pana podejściu jest sporo Rangnicka.
Tak, dobrze poinformowane pytanie. Ralf miał ogromny wpływ na moją karierę trenerską. To on jako pierwszy powiedział mi, że kiedyś zostanę trenerem. Sposób, w jaki interpretował pressing, był w tamtych czasach niesamowity. Bardzo mnie to ukształtowało. Również Thomas Tuchel, który trenował mnie, gdy byłem młodszy. No i Klopp ze swoim futbolem opartym na szybkich przejściach w Liverpoolu.
Gegenpressing…
Dokładnie! Teraz bardzo popularne w Anglii dzięki Kloppowi. No i oczywiście – jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy w grze pozycyjnej – Pep Guardiola. Starasz się czerpać od takich trenerów, wprowadzać własne elementy i budować swoją wizję. Bez kopiowania, ale z inspiracją. To proces, który nigdy się nie kończy. Jest Xavi, Xabi Alonso… Jest wielu, od których można się uczyć.
Patrząc wstecz… Jak to było zakończyć karierę w wieku 26 lat? To musiała być trudna decyzja, także pod względem psychicznym.
Tak, to był prawdopodobnie najtrudniejszy okres w moim życiu. Otrzymać od lekarzy taki wstrząsający komunikat, że kariera się skończyła… Że z powodu kontuzji już nigdy nie będę mógł grać na tym poziomie… Człowiek się załamuje, życie staje się bardzo ciemne. W takich chwilach ważne jest wsparcie bliskich. Dobrych przyjaciół, rodziny, zaufanych doradców. To pomaga wyjść z tego dołka. Zajęło mi trochę czasu, zanim znalazłem nowy cel. Zacząłem studiować zarządzanie w futbolu, bo chciałem zostać przy piłce, ale nie wiedziałem, w jakiej roli. Chciałem się dokształcić i zrozumieć, jak działa ten świat z różnych perspektyw, nie tylko jako trener czy zawodnik. Kontynuowałem naukę i dostałem szansę na staż w Lipsku. Tam Ralf Rangnick powiedział mi, że nie powinienem koncentrować się na zarządzaniu, bo moje miejsce jest na boisku. I od tego momentu zrobiłem licencje trenerskie, a reszta potoczyła się bardzo szybko.
Już jako trener bardzo szybko przechodzi pan kolejne etapy kariery. Czy trudno jest prowadzić zawodników, którzy często są od pana starsi?
Na początku tak, teraz już niekoniecznie (śmiech). Szczerze mówiąc, myślałem o tym na początku, ale nigdy nie stanowiło to problemu. Starałem się inspirować ich moją wizją futbolu i tym, jak go postrzegam. Chciałem być liderem dla zespołu, nawet dla starszych graczy. Jeśli wszyscy są zgodni co do celów i jest dobra komunikacja, to nie ma znaczenia. Ani nazwisko, ani ego. Nigdy nie było z tym problemu.
Jako trener szybko się pan rozwija. Gdy łączono pana z Premier League, wybrał pan Arabię. Dla wielu było to zaskoczenie.
(Śmiech) Dużo zależało od odpowiedniego momentu. W tym biznesie nie da się wszystkiego zaplanować. Nauczyłem się tego jeszcze jako zawodnik. Planowanie nie ma sensu. Pojawiła się okazja pracy tutaj, w wielkim klubie w Arabii, z fantastycznymi kibicami. To był świetny, długoterminowy projekt… Przed podjęciem decyzji dużo się dowiedziałem o klubie. W krótkim czasie, bo oferta pojawiła się nagle, ale od razu uderzył mnie entuzjazm Saudyjczyków do futbolu. To niesamowite, jak nas wspierają. Prawie na każdym meczu mamy komplet publiczności, zwłaszcza przeciwko wielkim zespołom. Widać to także w mieście – są bardzo pasjonatami. To ważna część Saudi Vision 2030.
Zmiana musiała być duża – zarówno sportowo, jak i kulturowo.
Jedną z największych różnic jest to, że wszystko dzieje się później, a życie koncentruje się bardziej wokół wieczora. Musiałem się przyzwyczaić do odbierania telefonów o pierwszej w nocy! (śmiech) Ale gdy już się do tego przywyknie, jest łatwo. Trzeba się dostosować nie tylko na boisku, ale i poza nim. To dobry proces uczenia się – zarówno jako trener, jak i człowiek.
Prowadzi pan wielkie gwiazdy. Jedną z nich jest Firmino, z którym grał pan w Hoffenheim, prawda?
Tak. Choć niezbyt długo, bo wtedy już zmagałem się z kontuzjami. Ale to zabawny zbieg okoliczności, że teraz jestem jego trenerem. W tamtym czasie był młodym, niezwykle utalentowanym piłkarzem i zrobił wielką karierę. Jestem dumny, że mogę go teraz prowadzić. Naprawdę sporo się śmiejemy. Pamiętam nasze spotkanie w hotelowej recepcji podczas przedsezonowego zgrupowania w Austrii – zobaczyliśmy się w moim pierwszym dniu pracy. To było miłe spotkanie po tylu latach.
Jest też Gabri Veiga, który jest w świetnej formie. Jak ocenia pan jego rozwój?
Ma ogromny potencjał. To bardzo utalentowany zawodnik, który może grać na różnych pozycjach. Jestem ciekaw, dokąd go to zaprowadzi, bo jeśli pozostanie tak profesjonalny jak teraz, czeka go fantastyczna kariera.
Jego sytuacja jest podobna do pana. Dwóch młodych talentów w miejscu, gdzie do tej pory dominowali bardziej doświadczeni gracze. Rozmawiacie o tym?
Tak, wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. Jesteśmy w tej samej łodzi, gotowi na kolejne kroki. To podobne przypadki.
Czy dzwoni do pana wielu agentów, by zapytać o warunki tutaj, chcąc sprowadzić swoich zawodników?
Tak, wielu. Pamiętam, jak na początku krytykowano mnie za przyjazd tutaj, a teraz ci sami ludzie dzwonią do mnie, pytając, czy mogą tu umieścić swoich graczy. Wszystko się zmieniło. Percepcja zmieniła się diametralnie. To ciekawe. Nie dotyczy to tylko zawodników, ale i trenerów. Laurent Blanc, Fatih Terim, Jorge Jesus… W lidze pracuje wielu topowych szkoleniowców, a sama liga stale się rozwija i staje się coraz lepsza. Cieszę się, że mogę być częścią tego procesu.
Bał się pan krytyki przed przyjazdem tutaj? Co wziął pan pod uwagę, podejmując decyzję?
Tak, oczywiście. Musisz rozważyć wszystkie zalety i wady. Ale to była świetna okazja, by pracować w dużym klubie w Arabii i prowadzić wielkich zawodników: Firmino, Veigę, Mahreza, Kessiégo, Toney’a… To dla mnie ważne doświadczenie przed kolejnymi wyzwaniami. Prowadzenie takich piłkarzy i osiąganie sukcesów w nowym środowisku. Nie tylko na boisku, ale też poza nim. To wiele wyzwań, do których trzeba się dostosować, i mnóstwo lekcji do odrobienia.
Wspomniał pan wcześniej o problemach w letnim oknie transferowym. Dużo mówiło się o Osimhenie. Było blisko?
(Śmieje się i chwilę się zastanawia) Mogę tylko powiedzieć, że bardzo lubię Victora Osimhena jako piłkarza. To napastnik światowej klasy, potrafiący poważnie zagrozić każdej defensywie. Zostawmy to tak (śmiech), bardzo go cenię.
A Vinícius? Jeden z dyrektorów Al-Ahli przyznał, że latem byliście nim zainteresowani. Czy będziecie próbować ponownie?
(Znowu się uśmiecha) Nie chcę komentować plotek, ale to oczywiście jeden z najlepszych piłkarzy na świecie w tej chwili. To ogromne zagrożenie dla każdej obrony. Jako trener chcesz mieć takich zawodników w swoim zespole.
Jedną z gwiazd, z którymi ma pan do czynienia w Dżuddzie, jest Benzema. Czy wciąż jest tak decydującym zawodnikiem jak w Realu Madryt?
To fantastyczny piłkarz, o ogromnych umiejętnościach. Spotkałem go tu kilka razy na siłowni. Było bardzo wcześnie rano. Jego profesjonalizm jest niesamowity. To pokazuje jego zaangażowanie i oddanie. Sam talent nie wystarczy. Wciąż jest znakomitym zawodnikiem, nawet w tym wieku.
Domyślam się, że o tej porze byliście jedynymi osobami na siłowni.
(Śmiech) Tak.
Jak to jest być rozpoznawalną postacią w świecie futbolu w Arabii? Jak wygląda codzienne życie na ulicy?
Ludzie są tutaj dużymi pasjonatami i entuzjastycznie nastawieni. Nie da się wyjść na zewnątrz i pozostać niezauważonym. Ale lubię odwzajemniać ich sympatię, zawsze są uprzejmi i mili. To miłe uczucie czuć to wsparcie nawet na co dzień.
Wszystko rozwija się teraz z myślą o Mundialu w 2034 roku.
Tak, oczywiście. Dla nich to ogromny krok naprzód w realizacji długoterminowej wizji. To daje jeszcze większe możliwości rozwoju i jest wielką szansą dla Arabii Saudyjskiej. To coś naprawdę wyjątkowego. Pokazują już teraz, że potrafią organizować duże wydarzenia, jak chociażby Superpuchary. Są na to gotowi i mają czas, by dopracować infrastrukturę.
Choć być może pana już tu nie będzie.
(Śmiech) Nigdy nie wiadomo!
Pana kontrakt obowiązuje do 2026 roku. Jakie ma pan plany?
Jak już mówiłem, nie lubię snuć planów. W tej chwili jestem tutaj bardzo szczęśliwy. Skupiam się na czekających nas wyzwaniach, na wspinaniu się w tabeli i osiąganiu jak najlepszych wyników. Nie tracę energii na myślenie o niczym innym.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze