Advertisement
Menu
/ marca.com

„Ancelotti powiedział mi: «Mówią o mnie, że jestem sympatycznym Carlo, ale ta sympatia dała mi pięć Lig Mistrzów»”

Éric Roy udzielił wywiadu dziennikowi MARCA. Trener Brestu był głównie pytany o swoją przeszłość i dzisiejszy mecz z Realem Madryt.

Foto: „Ancelotti powiedział mi: «Mówią o mnie, że jestem sympatycznym Carlo, ale ta sympatia dała mi pięć Lig Mistrzów»”
Éric Roy. (fot. Getty Images)

Jak nastroje w drużynie przed meczem z Realem Madryt?
Bardzo dobre, zawsze takie były i to zawsze była nasza siła. Jesteśmy zespołem z mniejszymi środkami, także w Ligue 1, i naszą mocą jest kolektyw. Jeśli to stracimy, będzie źle, więc jesteśmy w dobrej formie. W meczu z Szachtarem nie zagraliśmy najlepiej, ale zawodnicy są w pełni skoncentrowani, zmotywowani, szczęśliwi, bo to wszystko jest niesamowite.

Jaki jest plan na pokonanie Realu?
Nie mamy nic do ukrycia – chcemy grać, kiedy mamy piłkę, a nie tylko przyglądać się, jak Real rozgrywa. Wiemy, że Real strzela gole, to niesamowite, ale jeśli chcemy rywalizować, musimy również zdobywać bramki.

Jak to się stało, że po ponad dziesięciu latach bez pracy trenerskiej trafił pan do Brestu?
Moja historia jest trochę nieprawdopodobna. Pod koniec kariery trafiłem do Rayo w wieku 33 lat, potem wróciłem do Nicei, by zakończyć grę w swoim klubie. Chciałem pomóc, więc przez dwa lata dałem z siebie wszystko, a po zakończeniu kariery klub zaproponował mi inną rolę, ale już poza boiskiem. Zajmowałem się różnymi rzeczami – marketingiem, koncepcją nowego stadionu, po trochu wszystkim. Po kilku latach odeszli trener i dyrektor sportowy, więc klub zaproponował mi stanowisko dyrektora sportowego i w ten sposób wróciłem. Jednak od początku trener się nie sprawdził, więc zaproponowano mi prowadzenie drużyny. Nie miałem licencji, nigdy wcześniej nie trenowałem, ale nie było na to środków. Powiedziano mi, żebym sobie poradził, więc zebrałem grupę ludzi z klubu, stworzyliśmy plan ratunkowy – i się udało.

Czy wtedy poczuł pan, że to jest pana miejsce?
Gdy tylko usiadłem na ławce, poczułem, że trenerka jest dla mnie. Problem był taki, że nie miałem licencji, a bez niej nie można prowadzić drużyny. Po kilku latach poszedłem więc na kurs trenerski. We Francji program jest dobry, ale długi – byłem na tym samym kursie co Zidane, Makélélé, Sagnol… Mówiono o nas „rocznik mistrzów świata”, choć mistrzami byli wszyscy poza mną. Kurs trwał trzy, cztery lata i w tym czasie ludzie o mnie zapomnieli. A gdy byłem gotowy, brakowało ofert. Pracowałem w telewizji, co pozwalało mi pozostać blisko futbolu. Później Lens zaproponowało mi funkcję dyrektora sportowego, ale chciałem trenować, więc wyjechałem do Anglii, do Watfordu – aż do pandemii. Przez dziesięć lat zawsze byłem blisko powrotu, ale nigdy nie dostawałem szansy. Wtedy zadzwonił do mnie Lorenzi (obecny dyrektor sportowy Brestu), mój przyjaciel. Kiedyś powiedziałem mu, że jeśli będzie potrzebował trenera, niech da mi znać. Zadzwonił raz – wybrał kogoś innego. Drugi raz – znów kogoś innego. A za trzecim razem, w grudniu 2023, zaprosił mnie na rozmowę. Powiedział: „Przyjedź, porozmawiamy i zobaczymy”. Po rozmowie stwierdził, że stanowisko jest moje. W styczniu objąłem zespół w strefie spadkowej. Zdobyliśmy 31 punktów i spokojnie się utrzymaliśmy. A potem wydarzyło się to, co się wydarzyło.

Był pan w telewizji surowym ekspertem?
Byłem komentatorem, nie narratorem. Zawsze starałem się być wyrozumiały, bo byłem zawodnikiem, dyrektorem sportowym i trenerem – patrzy się wtedy na wszystko inaczej. Dzięki temu znam wielu ludzi z mediów i staram się z nimi dobrze dogadywać. To ważne zarówno dla mnie, jak i dla klubu. Niektórzy skupiają się tylko na wydarzeniach boiskowych, ale ja uważam, że komunikacja, marketing i szersza wizja też są istotne.

W 2025 roku kończy się pana kontrakt. Jakie ma pan plany?
Wszystko jest możliwe. Najpierw podpisałem umowę na sześć miesięcy i wiedziałem, że jeśli nie utrzymamy zespołu, to koniec, choć trener nigdy nie jest jedynym odpowiedzialnym. Potem mieliśmy wyjątkowy sezon – zostałem wybrany najlepszym trenerem Ligue 1. Po dziesięciu latach bez pracy w zawodzie to było coś niesamowitego. Wszystko dzieje się bardzo szybko – dlatego trzeba być pokornym, bo czasem nawet nie wiesz, jak to się stało, że nagle wszystko idzie albo świetnie, albo fatalnie. Teraz gramy w Lidze Mistrzów – coś niewiarygodnego. Nikt tu się nie spodziewał, że będziemy mierzyć się z takimi drużynami jak Real. Może przedłużę kontrakt, ale równie dobrze mogę odejść. Tylko że jeśli odchodzisz, to dokąd? W Ligue 1 są cztery, pięć klubów, które mogłyby mnie zainteresować, ale w dużych zespołach nie widzę zmian – nie sądzę, by Luis Enrique odszedł z PSG, w Marsylii też nie widzę miejsca. W Breście trudno coś wygrać – nie zdobędziemy Ligi Mistrzów, Ligue 1 też nie, Puchar Francji jest bardziej realny, bo to inny format. A jeśli mam odejść, to do zespołu, który pozwoli mi walczyć o trofea – a takich klubów we Francji nie ma wiele. Za granicą? W Niemczech byłoby trudno ze względu na język. W Anglii grałem i pracowałem, Hiszpania czy Włochy też są opcją. Katar i Arabia to duże pieniądze, ale mniejsza wartość sportowa.

Czy zespół zmierzy się już z najlepszą wersją Mbappé? Czy zaskoczyły pana krytyczne głosy we Francji?
Nie dziwię się, że gdy przychodzi do Realu, najlepszego klubu na świecie, potrzebuje czasu. Myślę, że bardziej krytykowano go w Hiszpanii niż we Francji. Ale to mnie nie zaskoczyło – miał trudny czas, fizycznie nie był dobrze przygotowany, bo przeżył skomplikowany okres, klub go odsunął, miał konflikt z PSG, więc przeszedł przez sezon bez odpowiednich przygotowań. To się odbiło, ale byłem pewien, że i tak odniesie sukces, bez względu na wszystko. Jest jednym z najlepszych, wśród czterech, pięciu topowych piłkarzy razem z Viníciusem. Oczywiście, jak każdy, będzie miał lepsze i gorsze momenty, ale teraz jest w świetnej formie – podobnie jak Real. A to dla nas pech. Dwa miesiące temu byłoby łatwiej.

Czy umiejętność zarządzania grupą, tak jak robi to Ancelotti, jest dziś kluczowa do osiągnięcia sukcesu na ławce trenerskiej?
Wszystko jest ważne, ale kluczowe jest stworzenie więzi i dobrej relacji z zawodnikami. Carlo jest w tym numerem jeden – widać, że wszyscy go uwielbiają, nawet ci, którzy już z nim nie pracują. Wszyscy wypowiadają się o nim pozytywnie, to jedna z jego największych sił. Makélélé był jego asystentem w PSG, kiedy byłem na kursie trenerskim. Poprosiłem go, żeby zapytał Ancelottiego, czy znalazłby dla mnie godzinę na rozmowę. Pojechałem do Paryża, Claude mnie przedstawił i przez godzinę rozmawialiśmy. Powiedział mi wtedy dwie rzeczy, które mocno utkwiły mi w pamięci. Dziękuję mu za to, to człowiek z klasą. Powiedział: „Słuchaj, zaczynałem w Milanie, miałem piłkarską edukację pod okiem Sacchiego – 4-4-2, rygorystyczny, precyzyjny, wszystko wypracowane w najdrobniejszych szczegółach. Kiedy zacząłem pracę w Parmie, miałem numer 10 – Baggio, najlepszego włoskiego dziesiątkę w historii – i nie wiedziałem, gdzie go umieścić. Czasem nawet rezygnowałem z niego, bo nie umiałem znaleźć dla niego miejsca. Radzę ci: dostosuj się do tego, co masz, i wyjdź ze swojej strefy komfortu. Na początku sam miałem wątpliwości”. A potem dodał jeszcze coś, co było równie interesujące: „Mówią o mnie, że jestem sympatycznym Carlo, ale ta sympatia dała mi pięć trofeów Ligi Mistrzów. Wtedy miałem trzy, teraz mam pięć, prawda? Chcę powiedzieć, że można wygrywać na wiele sposobów, ale dzięki relacji, jaką mam z zawodnikami, mam pięć tytułów – a w PSG miałem już wtedy trzy. Zresztą, żeby wygrać Ligę Mistrzów, trzeba być w Realu, co pokazał przypadek Zidane’a”.

A jak wyglądało to u Zidane’a?
Podczas kursu zmieniono system praktyk i wysyłano nas do klubów. Byliśmy więc w Bayernie, dwa razy w Madrycie u Carlo, w Bordeaux, w Marsylii u Bielsy… Byliśmy pierwszym rocznikiem, który to robił. Przez dwa lata byliśmy razem. Odwiedziliśmy też Club Brugge. Przy drugiej wizycie Zidane był już asystentem Carlo. Taki system pozwala ci zobaczyć wszystko z innej perspektywy.

A co z meczem? Lepiej dla Brestu, że nie zagra Vinícius?
Szkoda, że nie będzie Viníciusa, bo chcemy mierzyć się z najlepszymi.

Jaką radę dałby pan Viníciusowi?
Nie da się zaprzeczyć, że trudno jest zaakceptować rasistowskie obelgi, jakie go spotykają – to nie powinno mieć miejsca. Ale trzeba też pamiętać, że obrażają cię na stadionach – niestety, to dotyka niemal każdego z nas. Doszło do takiego poziomu, że Vini musi się wznieść ponad to wszystko. To samo mówiłem w przypadku Mbappé, kiedy w Breście wybuchła wokół niego kontrowersja. Strzelił dwa gole, trafił w ostatniej minucie, trochę prowokował kibiców. Luis Enrique to zobaczył, zdjął go z boiska, a on usiadł na murawie. Zachował się trochę jak rozkapryszone dziecko. Później mówił, że kibice go obrażali, jego i jego przyjaciela. Ale w wielkich klubach i wśród gwiazd tego poziomu takie rzeczy będą się zdarzać. W Hiszpanii spotka go to w Bilbao, w Kadyksie, gdziekolwiek.

A jak można określić filozofię gry Roy’a?
Zawsze powtarzam, że to skomplikowane pytanie. Kiedy przybyłem do Brestu, graliśmy głębiej, stawialiśmy na szybkie przejścia, by nabrać pewności siebie. Mieliśmy bardzo szybkiego napastnika, Francka Honorata, który potem odszedł do Borussii Mönchengladbach. Wygrywaliśmy. Sprzedaliśmy go, bo potrzebowaliśmy pieniędzy, a jego następca – Del Castillo – to zupełnie inny typ zawodnika, bardziej techniczny, grający do nogi. A jednak zajęliśmy trzecie miejsce w Ligue 1, będąc trzecim zespołem pod względem posiadania piłki. Dlatego wszystko zależy od tego, jakimi piłkarzami dysponuję. Ale są pewne stałe zasady: duża intensywność, gra do przodu, szybkie ataki. Jest pięciu, sześciu trenerów na innym poziomie, ale spośród pozostałych bliżej mi do Kloppa niż do Guardioli. Nawet do Luisa Enrique, bo choć lubi mieć piłkę, to stawia też na szybkich zawodników. Można wygrywać na wiele sposobów. Nie mogę kupić i sprzedać dziesięciu piłkarzy, więc dostosowuję się do tego, co mam, ale chcę zespołu dynamicznego, agresywnego, wygrywającego pojedynki. Carlo? Nie można powiedzieć, że ma teraz jedną jasno określoną filozofię, w przeciwieństwie do innych, ale wygrał pięć Lig Mistrzów.

Może dlatego, że wciąż szuka rozwiązań po odejściu Kroosa?
Na pewno to było trudne. Kroos to ogromna strata. Kiedy widzi się, jak Zidane o nim mówi… Ja go uwielbiałem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!