„Wesołych Świąt, Panie Ancelotti”
Carlos Carpio, zastępca redaktora naczelnego dziennika MARCA, w najnowszym tekście dzieli się swoimi przemyśleniami na temat postrzegania przez kibiców osoby Carlo Ancelottiego. Przedstawiamy spostrzeżenia dziennikarza.
Carlo Ancelotti pozuje z Pucharem Interkontynentalnym. (fot. Getty Images)
Czy wyobrażają sobie Państwo, gdzie byłby teraz Ancelotti, gdyby Real Madryt przegrał 9 z ostatnich 12 meczów i zajmował siódme miejsce w lidze, będąc 12 punktów za liderem? Albo gdyby notował najgorszą ligową passę od 20 lat, z 5 punktami na 21 możliwych i tylko jednym zwycięstwem w ostatnich siedmiu spotkaniach?
„Człowieku, Ancelotti ma świetny zespół”, odpowiedzą mi niektórzy. I nie mylą się. Ale takimi ekipami dysponują też Guardiola i Flick i już widać, jak sobie radzą. Niestety dla poczciwego Hansiego jego błędy nie skończyły się wraz z końcem „tego pieprzonego listopada” (sic). Chociaż trener obiecywał sobie, że będzie bardzo szczęśliwy po zwycięstwie 5:1 na Majorce, jego zawodnicy pokazali mu przeciwko Betisowi (2:2), Leganés (0:1) i Atlético (1:2), że grudzień nie będzie festiwalem. Jednak Flick i tak będzie jadł swoje turrón i winogrona w święta, podobnie jak Guardiola w Manchesterze City. I to równie komfortowo. Każdy na swoim poziomie, jeden od trzech miesięcy, a drugi od ośmiu lat, zasłużyli na uznanie swoich klubów, które są przekonane, że w końcu położą oni kres tej uporczywej i niekorzystnej serii.
Ale bardziej niż ktokolwiek inny zasłużył na to Carlo Ancelotti, który w zeszłym tygodniu wszedł na piłkarski Olimp, stając się najbardziej utytułowanym trenerem w historii Realu Madryt, klubu z największą liczbą trofeów w światowym futbolu. A po przejściu przez prawdziwą pustynię kontuzji (Carvajal, Militão), tęsknoty za przeszłością (Kroos), problemów z aklimatyzacją (Mbappé), napadów złości (Vinícius), zazdrości (Rodrygo) i ogólnie słabej gry od sierpnia, udało mu się „dotrzeć do Bożego Narodzenia z szansą na wygranie wszystkiego”. To mantra, którą wielokrotnie powtarzał, gdy krytyka narastała, a która teraz, gdy drużyna zaczyna wykazywać zbiorowe oznaki poprawy, brzmi prawie jak groźba dla jego rywali.
Tak więc mamy tutaj Królewskich rosnących w siłę i gotowych do rywalizacji o wszystko przez kolejny rok, bez względu na to, co się wydarzy. W światowym futbolu nie mają sobie równych pod względem zdolności do przezwyciężania problemów i to właśnie ten gen rywalizacji wyjaśnia bardzo nierówny bilans pod względem zdobytych Pucharów Europy między trzema wielkimi dominatorami ostatniej dekady, Realem, Manchesterem City i Bayernem Monachium: 5-1-1. Ale dopóki nie dotrzemy do lipca, gdzie kwestia ostatniego tytułu zostanie rozstrzygnięta dzięki nowatorskiemu i niefortunnemu klubowemu mundialowi, Ancelotti będzie musiał pokonywać przeszkody. I nie mówię tu tylko o przeciwnikach.
Mówię o paradoksie polityki wzmocnień klubu (im lepiej sobie radzi, pomimo braków w defensywie, tym mniej prawdopodobne jest, że sprowadzą mu upragnionego prawego obrońcę). Albo o niesłabnącej krytyce niektórych kibiców, dla których ważniejsze wydają się być minuty, jakie dostają dwaj młodzieńcy, tacy jak Endrick czy Asencio, niż dwa tytuły, jakie zespół wstawił już do gabloty w tym nieregularnym sezonie.
Za to wszystko, Wesołych Świąt, Panie Ancelotti. Zasłużył Pan na to.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze