Advertisement Advertisement
Menu

Carlo. Trener, który pozostał człowiekiem

Triumf Realu Madryt w finale Pucharu Interkontynentalnego sprawił, że Carlo Ancelotti stał się najbardziej utytułowanym trenerem w historii Królewskich. Swoimi rozważaniami na temat wielkiego osiągnięcia Włocha dzieli się nasz redaktor, Jakub Glibowski.

Foto: Carlo. Trener, który pozostał człowiekiem
Fot. RealMadryt.pl

Stało się. Oficjalnie. 18 grudnia 2024 roku Carlo Ancelotti zapisał się w futbolowych annałach złotymi zgłoskami jako najbardziej utytułowany trener w historii Realu Madryt. Czy się to komuś podoba, czy nie. Coś, co latem 2021 roku, gdy wracał do klubu, wydawało się niemożliwe, dziś jest faktem. Ale jak mawiał pewien wąsaty bezrobotny z Wrocławia: „Są na tym świecie rzeczy, które się nawet fizjologom nie śniły”.

Zaryzykuję tezę, że Ancelotti też nigdy nawet nie śmiał marzyć o wyprzedzeniu legendarnego Miguela Muñoza. Real Madryt bardzo szybko weryfikuje śmiałków grzeszących pychą. Bo Real Madryt jest większy od kogokolwiek i czegokolwiek. I kwintesencja sukcesu Carletto tkwi właśnie w świadomości wielkości instytucji, w jakiej przyszło mu zbierać najbardziej soczyste owoce działalności w trenerskim fachu. Pokora i zamiłowanie do ciężkiej pracy, które wyniósł z rodzinnego domu w Reggiolo położonym w regionie Emilia-Romania w północnych Włoszech, pozwoliły mu odnieść sukces w najbardziej wymagającym piłkarskim środowisku, jakie tylko można sobie wyobrazić.

„Wygrywanie tytułów z Realem Madryt jest łatwiejsze niż w innych miejscach, bo Real Madryt ma fantastyczny klub, wspierających kibiców i drużynę z najlepszymi zawodnikami na świecie”, przyznał z rozbrajającą szczerością na konferencji prasowej po finałowym starciu Pucharu Interkontynentalnego z meksykańską Pachucą. Klub, za który wszyscy dalibyśmy się pokroić i który definiuje nasz styl życia, rzeczywiście jest miejscem wyjątkowym, by nie napisać – magicznym. Tu zwyciężanie jest nie tyle obowiązkiem, co już wręcz tradycją. Ale za sterami tego niemal niezatapialnego okrętu zawsze musi stać kapitan, który z pełną odpowiedzialnością za własne decyzje będzie obierał kurs na sprzyjające wody.

Za sprawą tego czynnika Ancelotti znajduje się ponad innymi szkoleniowcami. Umiejętność radzenia sobie z presją oczekiwań sprawia, że Włoch czuje się jak u Pana Boga za piecem tam, gdzie wielu innych czułoby się niczym w IX kręgu dantejskiego piekła. „Czym dla trenera jest prowadzenie Realu Madryt?”, zapytał jeden z dziennikarzy po środowym meczu. „To zaszczyt. To absolutny zaszczyt. Uważam, że każdy trener wykonujący tę pracę któregoś dnia musi poprowadzić Real Madryt. To oczywiście klub, który chcą prowadzić wszyscy trenerzy, gdyż jest to najlepszy klub na świecie”, odpowiedział Carlo. Nic dodać, nic ująć.

Ale tego zaszczytu dostąpią tylko nieliczni. Podobnie jak tylko nieliczni z nich osiągną sukces. Pod tym względem Ancelotti przebił wszystkich. Zdobycie piętnastu tytułów z Realem Madryt to nie przelewki. Trudno to w ogóle z czymkolwiek zestawić. Dwanaście prac Herkulesa to przy tym betka. Tymczasem dokonał tego człowiek, który przecież nigdy nie uchodził za taktycznego geniusza. Właściwie jedynym charakterystycznym systemem kojarzonym z jego nazwiskiem jest słynna „choinka”, czyli ustawienie 4-3-2-1, którego czasy świetności przypadały na okres jego pobytu w Milanie, a co za tym idzie – dawno minęły.

W listopadowym wywiadzie udzielonym magazynowi France Football Ancelotti nie ukrywał zresztą, że wciąż bazuje na starych i sprawdzonych metodach taktycznych swojego mistrza, Arrigo Sacchiego: „Miałem go jako trenera przez cztery lata, a potem byłem jego asystentem w reprezentacji. To było fantastyczne doświadczenie. Dla mnie jest taktykiem numer jeden. Wiele się od niego nauczyłem. Nadal opieram się na taktykach, które stosował. Nowa generacja trenerów stara się wprowadzać innowacje, ale defensywne zasady i pomysły Sacchiego są nadal bardzo nowoczesne”.

No dobrze, skoro ustaliliśmy już, że 65-latek nie jest i najprawdopodobniej nigdy nie będzie autorem spektakularnych futbolowych modernizacji, to warto zadać pytanie, czym zaskarbia sobie tak ogromny szacunek i sympatię swoich podopiecznych. Odpowiedź jest banalna. Carlo Ancelotti to po prostu fajny gość. Widzisz tę jego uniesioną lewą brew, łagodny uśmiech i automatycznie za chwilę sam masz banana na twarzy i myślisz sobie: „Kurczę, chętnie pogadałbym z tym facetem przy kilku głębszych”. On umie zjednywać sobie ludzi. Nie jest jak José Mourinho, który raczej nie wzbudza uczuć ambiwalentnych i albo go kochasz, albo nienawidzisz. A przynajmniej tak się utarło. Ancelottiego nie da się nie lubić, nie wspominając o nienawiści. Coś takiego kompletnie nie mieści się w głowie.

Włoski szkoleniowiec jest specjalistą od relacji międzyludzkich. To nie typ trenera, który traktuje swoich piłkarzy jak podwładnych. Łączą go z nimi stosunki zawodowe, ale także (a może przede wszystkim) przyjacielskie. Najpierw jest człowiekiem, dopiero później szefem. „W ostatecznym rozrachunku sukces nie zależy tylko od relacji zawodowych. Można osiągać sukcesy zawodowe, ale po tylu latach myślę, że największy sukces przynoszą relacje osobiste”, wyznał przed całą drużyną, dziękując za otrzymanie statuetki FIFA The Best dla najlepszego trenera 2024 roku w męskim futbolu.

Ze świecą szukać zawodników, którzy mieli okazję współpracować z Ancelottim i wypowiadają się o nim niepochlebnie. Najświeższym tego dowodem są słowa Jamesa Rodrígueza z rozmowy z dziennikiem MARCA: „W szatni traktuje cię jak syna. Świetnie zarządza szatnią. Świetnie zarządza piłkarzami, dobrze ich traktuje i wyciąga z nich 100%”. Kolumbijczyk wystąpił w tym wywiadzie w roli głosu całego szeregu byłych graczy Carletto, którzy mimo upływu lat, nieustannie darzą go niegasnącym sentymentem.

Szkoleniowiec o innej osobowości z pewnością nie sięgnąłby po te wszystkie laury, nie zostałby trenerem z największą liczbą trofeów w dziejach Realu Madryt i nie wybudowałby sobie pomniku za życia. Z Carlo Ancelottim można się nie zgadzać, można kwestionować jego decyzje (sam mam to za uszami) i można zarzucać mu bycie upartym ze względu na usilne obstawanie przy swoim. Ale nie można odmówić mu tego, że był, jest i będzie jedną z najjaśniejszych legend najlepszego klubu w historii piłki nożnej. Tego już nikt i nic mu nie odbierze.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!