Usprawiedliwiona roszczeniowość
Czy wygrywasz, czy nie, jesteśmy roszczeniowi na dobre i na złe.
Vinícius i Antonio Rüdiger. (fot. Getty Images)
Łatwo mówić, że Real Madryt ma wygrywać niezależnie od okoliczności. Królewscy w odczuciu wielu kibiców powinni ogrywać rywali nawet gdyby przyszło im występować na murawie, na której połowa przeciwnika pokryta byłaby drutem kolczastym, przed polem karnym postawiono fosę, a bramka byłaby wielkości tych do hokeja. Trudno oprzeć się nieraz wrażeniu, że wszystkie sukcesy, jakie mieliśmy okazję świętować, często wywołują efekt uboczny w postaci nieskrywanej roszczeniowości.
Często zapominamy, że nawet ci topowi piłkarze to wciąż ludzie. Żyjący w bańce i stosunkowo często głupsi i mniej rozgarnięci od przeciętnego człowieka, ale jednak ludzie. Czynnik ten sprawia, że nawet pomimo swego geniuszu w wykonywanym fachu, oni również miewają gorszy dzień, chwile dekoncentracji, czy też po prostu braku natchnienia. Czy więc tak naprawdę sprawiedliwe jest równie stanowcze wymaganie od nawet tak wybitnej kadrowo drużyny, jak Real Madryt tego, by wygrywała w każdym meczu? Jakkolwiek niepopularnie to zabrzmi, naszym zdaniem nie… choć akurat dzisiaj tak.
Królewscy do konfrontacji z Leganés przystąpią w, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt komfortowym położeniu. Kadra jest osłabiona brakiem kilku podstawowych graczy, a krzyk cierpiącego Militão jest w zaistniałych okolicznościach jeszcze trudniejszy do zagłuszenia. Choć w poprzedniej potyczce Real w naprawdę dobrym stylu pokonał Osasunę, to mimo wszystko trudno też zakładać ze stuprocentową pewnością, że potyczka ta stanowić będzie punkt zwrotny torujący nam drogę do wyjścia z kryzysu gry. W bieżącym sezonie byliśmy już świadkami podobnego mirażu w drugiej połowie starcia z Borussią. Jak było potem, wszyscy doskonale wiemy.
Nasze zaufanie jest ograniczone i naprawdę trudno się temu dziwić. Pojedyncze przebłyski nie mogą bowiem jak na razie przeważyć podczas analizy całokształtu. Margines błędu został wyczerpany nie tylko w lidze, ale i w Lidze Mistrzów. Nie da się też przecież zapomnieć o tym, że już w środę zmierzymy się na wyjeździe z Liverpoolem, a nasze położenie w Champions League jest na tę chwilę mało komfortowe, by nie powiedzieć, że waha się wręcz kwestia naszego awansu do fazy pucharowej.
Wszystkie te plagi nie są jednak w stanie zmienić tego, że gdyby ktoś już z kimś chciał się zamienić na życia to raczej nie my z Leganés, a oni z nami. Postrzeganie rzeczywistości niejednokrotnie zależy bowiem od obrania odpowiedniej skali. Zakładamy, że na Butarque raczej by nie płakali, gdyby awaryjnym prawym obrońcą miał być gracz wyceniany na 130 milionów euro, czyli około 2,5 raza więcej niż cała kadra Ogórków, a ich atakujący w kryzysie miał w lidze sześć goli. Moglibyśmy tak wymieniać jeszcze długo, ale na szczęście wymogi co do wierszówki nie są u nas aż tak restrykcyjne.
W starciu z Leganés wymaganie zwycięstwa bez względu na okoliczności ma więc swój logiczny sens. Szukanie wymówek w konfrontacji z zajmującym 15. miejsce beniaminkiem byłoby co najmniej niestosowne. Choć życie nie raz i nie dwa nauczyło nas, że nawet w takich meczach nie zawsze ma się gwarancję powodzenia, to jednak roszczeniowa postawa jest przynajmniej w jakiś sposób usprawiedliwiona.
A że przed starciem z Liverpoolem perspektywa będzie zupełnie inna? O tym jeszcze zdążymy napisać. Dziś natomiast życzymy sobie i wam, byśmy w najgorszym razie mogli sobie wynajdować kolejne powody do zmartwień po wygranym meczu. W gruncie rzeczy ma to nawet swój urok.
* * *
Mecz Realu Madryt z Leganés rozpocznie się dzisiaj o godzinie 18:30, a to spotkanie w Polsce będzie można obejrzeć na kanale CANAL+ Sport w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze