Advertisement
Menu
/ as.com, marca.com

Fede: Poziom piłkarski, jaki prezentujemy, nie jest najlepszy ani taki, jakiego się spodziewano

Fede Valverde udzielił wywiadu Jorge Valdano na antenie Movistar Plus+. Przedstawiamy najważniejsze wypowiedzi Urugwajczyka.

Foto: Fede: Poziom piłkarski, jaki prezentujemy, nie jest najlepszy ani taki, jakiego się spodziewano
Fede Valverde przed spotkaniem z Borussią Dortmund. (fot. Getty Images)

– Porażka w Klasyku? Poziom piłkarski, jaki prezentujemy, nie jest najlepszy ani taki, jakiego się spodziewano. Boli przegrywać z bezpośrednim rywalem, z którym walczy się o dumę i honor w jednym z najchętniej oglądanych meczów na świecie. To bardzo boli i rodzi ogromną bezsilność, kiedy nie udaje się zdobyć trzech punktów na własnym boisku. Ale trzeba też umieć uznać, kiedy przeciwnik rozegrał lepszy mecz, a Barcelona, szczególnie w drugiej połowie, zagrała świetnie. Pierwsza część była bardzo wyrównana, ale gol wszystko zmienił. Po stracie drugiej bramki mecz stał się chaotyczny, bardziej emocjonalny niż taktyczny czy piłkarski. Oni grali bardzo dobrze, potrafili kontrolować sytuację, kiedy prowadzili. I tyle. Zaprezentowali się bardzo dobrze na Bernabéu.

– Sytuacja w zespole? Dwa lata temu przegraliśmy 0:4 na Bernabéu, a potem wygraliśmy Ligę Mistrzów i ligę. To są tylko mecze – nie definiują całego sezonu. Na koniec liczy się to, czy zdobyłeś trofea, a nie czy wygrałeś określone spotkania. Tego się trzymam: przed nami jeszcze wiele rywalizacji i walki. Jesteśmy zespołem, który potrafi się buntować przeciw przeciwnościom i walczyć o lepsze jutro. Historia tego klubu mówi, że nigdy się nie poddajemy, że walczymy do końca. Musimy dać z siebie wszystko na treningach i pokazać ludziom, że chcemy wygrać wszystko w tym roku. Tylko tak możemy się rozwijać i iść do przodu.

– Bycie czwartym kapitanem? To nie jest łatwe. Real Madryt to najlepszy klub na świecie i wymaga od ciebie absolutnie wszystkiego. Gra w tym klubie to najwspanialsze uczucie, jakie można mieć – nie da się go porównać z żadnym innym. Tu nie można sobie pozwolić na najmniejsze odpuszczenie. Muszę być najlepszy we wszystkim, pokazać to kolegom i zarazić ich tą ambicją. To jedyny sposób, żeby być najlepszym na świecie i z dumą oraz honorem nosić ten herb, który nie jest dla każdego.

– Telefon z Realu Madryt? Myślałem, że to żart, dopóki nie zobaczyłem mojej mamy tak wzruszonej.

– Sezon w Deportivo? Już wtedy zacząłem mieszkać sam, choć rodzice byli blisko, dziesięć minut drogi. Ale potrzebowałem własnej przestrzeni, chciałem się usamodzielnić i przyzwyczaić do życia w pojedynkę. Pod względem piłkarskim był to ogromny krok naprzód. Przechodziłem przez trudne chwile, ale one mnie kształtowały.

– Lopetegui? Mój zbawca (śmiech). Zawdzięczam mu bardzo wiele. Był osobą, która zaufała mi w pełni. Przebywałem wtedy w Urugwaju, bo nie pojechałem na Mundial, co było jedną z najboleśniejszych chwil w mojej karierze. Przez półtora miesiąca miałem „wakacje” i codziennie ciężko trenowałem. Nagrodą za tę pracę był transfer do Realu Madryt.

– Środek pola? Kiedy wszedłem do szatni, zobaczyłem przy stole Marcelo, Casemiro, Bale’a, Benzemę i Sergio Ramosa… Casemiro był tym, który się mną zaopiekował. Przytulił mnie i powiedział: „Siadaj tutaj”. W szatni mieliśmy też szafki obok siebie. Casemiro nie musiał krzyczeć na boisku, by przekazać wskazówki czy poprawki. Zawsze był blisko, dawał konstruktywną krytykę. To, co dziś słyszę od mojej żony, w szatni mówił mi Casemiro: „Fede, musisz więcej trenować”.

– Dlaczego nazywano mnie Pajarito? Jako dziecko wyróżniałem się wyglądem i fizycznością. Byłem bardzo chudy i niski. Tak opisywał mnie trener. Ojciec bardzo się zezłościł na przezwisko, nie podobało mu się. A moja mama mówiła: „Mówią tak, bo biega, jakby latał”.

– Siła fizyczna? Uwielbiam bronić, choć nie zawsze dobrze mi to wychodzi, staram się. Uwielbiam atakować, być wszędzie na boisku, pomagać. Największą satysfakcję daje mi, gdy kolega mówi „Dobra robota, Fede”, bo udało mi się go asekurować czy zagrać kluczowe podanie. To dla mnie źródło dumy po każdym meczu. W tym klubie trzeba dbać o fizyczność, odpoczynek, dietę – o wszystko.

– Za młodu biegałem mniej? Nienawidziłem biegać i trenować. Myślałem, że mam talent i to wystarczy. Nie widziałem sensu, skoro mogłem po prostu grać. Trudno było mi to zrozumieć. Miałem jednak trenera w Peñarolu, El Chueco Perdomo, który kochał obronę. Powiedział: „Jeśli nie będziesz bronił, nie zagrasz”. I to mnie zmieniło. Kiedy nie grasz, zaczynasz wszystko rozumieć. Zdałem sobie sprawę, że to, co teraz kocham – pomagać kolegom – kiedyś zaniedbywałem. Byłem dobry w ofensywie i myślałem, że to wystarczy, ale nie. Postanowiłem, że na boisku nie będę przegrywał z nikim, będę walczył bardziej niż ktokolwiek i zostanę najlepszy. To mnie ukształtowało, choć nigdy nie będę podawał jak Toni Kroos ani bronił jak Casemiro.

– Tydzień testów w Arsenalu? Miałem 16 lat. Zaproszono mnie na tydzień treningów z pierwszym zespołem. Wyobrażałem sobie, że tam zbuduję swoją przyszłość. Wyjazd do Anglii był czymś wyjątkowym. Ubrania, które mieli na treningi… to był inny świat. Cieszyłem się każdym dniem. Dibu był jednym z tych, którzy najbardziej mi pomogli, a także Bellerín, Alexis Sánchez czy Cazorla. Po kilku miesiącach trenowałem już w pierwszym zespole Peñarolu.

– Po meczu z Ajaksem, który nas wyeliminował, a ja grałem bardzo mało, po jednej prostej sytuacji wsiadłem do samochodu, a moja żona zaczęła: „Dlaczego podajesz? Dlaczego nie strzeliłeś? Dlaczego nie pobiegłeś w tej akcji?”.

– Bycie kapitanem w kadrze? Gra w reprezentacji to największe wyróżnienie. Moja mama płacze na każdym meczu. Odpowiedzialność czuję od początku. Zawsze byłem liderem, choć kiedyś cichym, a teraz bardziej otwartym. Wcześniej odgrywałem mniej znaczącą rolę i to też mi pomogło, bo nie musiałem dźwigać zbyt dużej presji. Teraz jest inaczej – czuję się odpowiedzialny za wszystko, co dzieje się w reprezentacji, i staram się być liderem dla kolegów.

– Charakter? Mało mówię w szatni. Nie wygłaszam mów motywacyjnych jak Diego Godín, które sprawiały, że człowiek miał ochotę wyjść na boisko, prawie płacząc. Jesteśmy różnymi typami liderów.

– 17. miejsce w Złotej Piłce? To szaleństwo. Musimy iść dalej i się poprawiać, bo inaczej w domu mnie zabiją. Kto wytrzyma moją żonę, kiedy zobaczy, że jestem na piętnastym miejscu? (śmiech). Liczyłem na lepszy wynik, ale to i tak ogromna duma. Świętowaliśmy to z żoną w domu, popijając mate. Nie planowałem jechać do Paryża, ale jeśli będę w pierwszej dziesiątce, pojadę na własny koszt (śmiech). Żona płakała, mówiła, że nie doceniam swoich osiągnięć. Byłem szczęśliwy, choć liczyłem na parę miejsc wyżej.

– Pogadamy za dziesięć lat? Trochę „pobiorę krwi” od Luki Modricia, żeby zobaczyć, czy dobiję do 32 lat (śmiech). Nie wiem, czy mi się uda, a on już zmierza do czterdziestki.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!