Advertisement
Menu
/ MARCA

Kroos: Odpowiedzialność za grę Realu musi przejąć Fede

Toni Kroos udzielił wywiadu dziennikowi MARCA z okazji kampanii dla marki Marc O'Polo. Przedstawiamy tłumaczenie tej rozmowy z byłym pomocnikiem Realu Madryt.

Foto: Kroos: Odpowiedzialność za grę Realu musi przejąć Fede
Toni Kroos w ostatnim sezonie w Realu Madryt. (fot. Getty Images)

Jak czuje się Toni Kroos trzy miesiące po odejściu z futbolu? Tęskni za nim?
Czuję się świetnie, naprawdę, jestem zadowolony, chociaż życie jest inne. Ale czuję się dobrze, jestem tak szczęśliwy jak wcześniej. Mam interesujące projekty i prowadzę świetne życie.

Widzę cię wszędzie. Jesteś modelem, trenerem w akademii, organizujesz turniej, pracujesz w fundacji... Pracujesz więcej niż wcześniej!
Może tak być. Moje życie jest inne, ale myślę, że pracuję więcej niż wcześniej [śmiech]. To inna praca, jest w niej więcej myślenia, wdrażania projektów i dbania o nich. Chcę, żeby sprawy szły dobrze i trzeba nad tym pracować. Na przykład, w szkółce mam wiele dzieciaków, które chce uczynić lepszymi, a do tego trzeba jednego planu dla chłopców i drugiego drużynowego. W tym moje życie się zmieniło. Wcześniej jeździłem na treningi, grałem i tyle. Teraz muszę myśleć. I jest też Fundacja, która ma już 10 lat i w której próbujemy pomagać dzieciom, które są w złej czy bardzo złej sytuacji. Zaangażowana w nią jest cała rodzina, bo wiele osób ma złą sytuację. Ja jestem szczęściarzem, bo moje dzieci są zdrowe... Moje życie często jest wręcz nierealne, taka jest prawda i dlatego próbuję pomagać, ile to tylko jest możliwe.

A jak idzie ci w modelingu? W całym mieście widzę plakaty marki Marc O'Polo. Jeden zasłania cały budynek w centrum!
[śmiech] Posiadanie takiego sponsora jest ważna, naprawdę, to mi pomaga. Ja nie jestem z tych robiących szalone rzeczy i wybieram marki, które do mnie pasują, które mają podobający mi się styl i które są poważne. Ale to nie ja zdecydowałem, żeby w Madrycie był mój tak wielki baner!

Wstydzisz się, że zawieszono cię w takim formacie jako modela, a nie piłkarza?
[śmiech] Nie byłem tam i tego nie widziałem... Ale wysłali mi wiele zdjęć. Nie wstydzę się, ale też tam nie pojechałem [śmiech].

A twoja żona i dzieci, jak patrzą na ciebie z tej perspektywy, a nie tej boiskowej?
Najstarszemu synowi trochę trudniej to zrozumieć, bo był przyzwyczajony do oglądania mnie na murawie, chodzenia na stadion... Ale są też szczęśliwi, bo jestem częściej w domu, mam mniej podróży i wszyscy się tym cieszymy. Na pewno syn się przyzwyczai. Córka jest na przykład szczęśliwa i za niczym nie tęskni. A syn się przyzwyczai. Dostosowujemy się do nowego życia, które toczy się bardzo szybko i jesteśmy w nim szczęśliwi, ja najbardziej.

Dalej uprawiasz sport?
Tak, praktycznie każdego dnia. W ogóle nie przestałem. Po EURO odpocząłem tylko 2-3 dni. Jest to coś, co wymusza na mnie ruch i sport. Nie gram już codziennie w piłkę, to nie, ale jestem aktywny.

Jakie dyscypliny uprawiasz?
Trochę wszystkiego. Biegam, gram w tenisa, mam w domu przyrządy do ćwiczeń... Uwielbiam sport, ale teraz uprawiam go w inny sposób.

Co do jedzenia, pozwalasz teraz sobie na więcej?
Jem tak samo, ale też dlatego, że pozwalałem sobie na różne rzeczy wcześniej. Nigdy nie żyłem jak szaleniec, mocno o siebie dałem, ale też musisz cieszyć się życiem. Dbałem o siebie, by unikać kontuzji i czuć się dobrze... Tak samo jest teraz. Bo jeśli robię dobre rzeczy, to czuję się dobrze.

Co było najtrudniejsze: zakomunikowanie decyzji rodzinie, Florentino czy Ancleottiemu?
Prawda jest taka, że żonie nie było trudno, bo ta decyzja była wspólna. W domu to nie była niespodzianka, bo od miesięcy o tym rozmawialiśmy. Żona była szczęśliwa, że będę częściej w domu. Trudniej było powiedzieć najstarszemu synowi, bo wiedziałem, jak cieszy go oglądanie mnie w telewizji i na stadionie. On wiele przeżył, był na czterech finałach Ligi Mistrzów i jako dziecko tego nie zapomni... Tak, synowi było trudno to powiedzieć. I mnie wiele kosztowało też powiedzenie tego Carlo, bo on oczekiwał, że zostanę, a także dlatego, że mieliśmy i mamy bardzo dobrą relację. On był moim pierwszym trenerem tutaj i powiedzenie mu tego nie było łatwe, ale wszystko w życiu ma swój koniec.

A jak wybrać moment na przekazanie takiej decyzji? Kiedyś ruszyłeś mu powiedzieć, ale się wycofałeś?
Nie było łatwo. Wiedziałem, że nie będzie zły, ale będzie trochę smutny. To nie był też łatwy moment dla mnie, bo kończyło się coś bardzo specjalnego. Próbowałem wybrać dobry i łatwy moment... Miałem szczęście, że wygraliśmy La Ligę z zapasem i powiedziałem: teraz! Był ten perfekcyjny czas między La Ligą a finałem Ligi Mistrzów. Byłoby trudniej, gdybyśmy grali o La Ligę, bo nie chciałem, żeby ten temat coś przyćmił.

A kolegom jak to przekazałeś?
Jednemu po drugim, bo z niektórymi grałem krótko, z innymi dłużej, a jeszcze z innymi miałem bliskie stosunki... Chciałem poinformować osobiście każdego z nich. Ale nie wszystkich na raz. Nie chciałem też, żeby informacja pojawiła się wcześniej w Internecie czy gazecie, więc zrobiłem to w ciągu 1-2 dni. Zasługiwałem, żeby ta informacja wyszła, gdy ja tego zechcę. Tak samo było z klubem, przekazałem to im i powiedzieli, że mogę to zakomunikować, kiedy tylko chcę. Szczęśliwie wcześniej nic nie wypłynęło, co było niespodzianką, naprawdę.

Nie próbowali cię przekonać?
Najlepsze jest to, że po 10 latach wszyscy dobrze mnie znają. Wiedzą, że jeśli podejmuję przemyślaną decyzję, to nie ma odwrotu. Powiedział mi to trener: „Jesteś Niemcem i nie można już nic zrobić, prawda?”. Próbowali mnie przekonać, ale wiedzieli, że to się nie wydarzy. Tłumaczyłem im, że od miesięcy podejmowałem decyzję i że jej nie zmienię. To była świetna rozmowa, ale nie była łatwa.

Uważasz, że podjęcie takiej decyzji, gdy byłeś w takiej dyspozycji, czyni z ciebie jeszcze większą legendę?
Nie wiem, to nie jest pytanie do mnie. Ja widzę obrazki z mojego pożegnania i widzę całą sympatię, jaką otrzymałem przez te lata, co daje mi odczucie, że tak jest. Uważam, że kibice zauważyli, że dane słowo coś znaczy. A to jest coś, co dzisiaj nie jest normalne. Wielu mówi, że skończy tu karierę i tego nie robią. Z różnych powodów, nie krytykuję tego. Kibice zobaczyli, że moje słowo ma wartość. Powiedziałem 6 lat temu, że skończę karierę w Realu i dotrzymałem słowa. A jeśli to robisz, kibic jest wdzięczny. On zobaczył, że naprawdę kocham Real Madryt. Kibice poczuli, że mogą liczyć na moje słowo.

Trzy miesiące po twoim transferze jeden z pracowników powiedział mi: Toni zostanie tu do końca życia. Już wtedy miałeś to uczucie do klubu?
I w drugą stronę też, nie? [śmiech] Wszystko było tu wyjątkowe od pierwszej minuty. Przyszedłem tu w roku wygrania Ligi Mistrzów, a to nie jest łatwe. Drużyna odniosła beze mnie duży sukces i nie jest łatwo pokazać, że brakowało mnie w takim zespole, ale od pierwszego momentu pokazywali mi, że chcą mnie tutaj. Mówię o wszystkim: klubie, trenerach i kibicach. To dodało mi pewności siebie i powtarzam to też w życiu: chodzi o dawanie i otrzymywanie.

Pamiętasz swój transfer?
Pamiętam, że kiedy byłem na mundialu, zadzwonił Carlo i powiedział: „Chcę cię tutaj w Realu”. Odpowiedziałem: „Ja też, ale wygraliście własnie Ligę Mistrzów. Jesteś pewny?”. On powiedział, że chce mnie tutaj, że poprawię drużynę... I to dodało mi pewności siebie przed przyjściem. Zacząłem też inaczej, bo z tytułem w pierwszym meczu. I nie było ani jednego momentu przez tych 10 lat, w którym pomyślałbym o odejściu. Nigdy nie da się czegoś takiego zaplanować, bo możesz chcieć zostać tu na całe życie, ale w pewnym momencie zobaczyć, że cię tu nie chcą czy nie chcą przedłużyć twojej umowy. Tak jednak nie było. Najlepsze jest to, że ta relacja nigdy się nie zmieniła i nawet w złych chwilach klub we mnie nie zwątpił.

Nigdy nie było problemu z twoimi nowymi umowami. Przynajmniej my nic o tym nie wiemy. Wszystko szło zawsze tak pięknie?
Tak, przedłużenia kontraktów to były 5-minutowe rozmowy, nic więcej.

Czujesz taką samą miłość do Madrytu? Zostałeś tu po karierze.
Tak, oczywiście. Pierwsze dwa lata trochę mnie kosztowały, bo nie mówiłem po hiszpańsku, miałem 24 lata, 9-miesięczne dziecko... To była wielka zmiana. I od pierwszego dnia musiałem dobrze grać. To nic łatwego, ale futbol wpływa na życie prywatne i dobry start pomógł mi bardzo na poziomie osobistym. Od wielu lat wiedzieliśmy, że chcielibyśmy żyć w Madrycie, bo między innymi dzieci znają tylko to życie w Madrycie. Mój najmłodszy syn jest stąd, starsze dzieci mają swoich przyjaciół, zajęcia, szkołę... A do tego jest tu dużo słońca! Wyjazd stąd teraz byłby dużą zmianą dla rodziny, a jesteśmy tu szczęśliwi.

Powiedz prawdę: na ilu drużynowych kolacjach się pojawiłeś?
[śmiech] W pierwszych latach pojechałem kilka razy. Byłeś nowy i cóż, nie chcesz też zwracać na siebie uwagi nieobecnością. Ale potem... Koledzy już mnie dobrze znali i wiedzieli, że nie chodzi o brak szacunku, a po prostu nie lubię wychodzić wieczorami z domu. Jedni to lubią, inni mniej. Mówiłem im: „Kocham was, naprawdę, ale na kolacje chodźcie sami”. Oni to zrozumieli. Na końcu gdy mieli kolacje, to już nawet nie pytali, bo znali odpowiedź. To byli spektakularni koledzy, z którymi spędziłem 10 lat i wiele przeżyłem. Także z tymi najnowszymi, jak Jude, Aurelién czy Camavinga. To świetni chłopcy i ostatnie lata w szatni były jednymi z najlepszych. Szatnia jest niesamowita.

A gdy zacząłeś dowiadywać się, że przychodzi Mbappé… Nie chciałeś zostać na jeszcze jeden rok? Nie byłeś ciekawy gry z Kylianem?
Nie... Ta decyzja nie zależy od przyjścia czy odejścia piłkarza. To była moja decyzja. Wiedziałem, że przychodzi Mbappé i jestem szczęśliwy, że przyszedł, bo pomoże drużynie. Mogło do tego dojść dwa lata temu, ale doszło w końcu teraz. Jednak Mbappé nie wpłynął na moją decyzję.

W środku debaty na temat gry zespołu, chcę cię zapytać o Fede. Kiedy narodziła się wasza relacja i kiedy został twoim ulubieńcem?
Fede od pierwszego dnia mówił, że byłem jego idolem i chcesz czy nie, to sprawia, że zbliżasz się do takiej osoby i próbujesz pomóc. Pierwszy raz zobaczyłem go w 2019 roku po wypożyczeniu do Deportivo i widziałem, że to świetny gracz. Bardzo podobał mi się jego sposób gry. To piłkarz, który oddaje życie i do tego jest bardzo dobry. Fede ma futbol. Z każdym rokiem grał coraz więcej i został z tym dobrym charakterem. Chodzi mi o to, że wiele osób traci ten charakter, ale nie on, on pozostał tym dobrym chłopakiem z chęciami na naukę, który pomaga też innym. To najbardziej mi się w nim podoba, że to wspaniała osoba. Ja kocham Fede jako człowieka i jako piłkarza. Co do futbolu, wierzę w niego i dlatego przekazałem mu numer 8, bo wierzę, że może być dla niego dobry. On teraz w Realu musi przejąć odpowiedzialność za grę i podejmować ryzyko, które na boisku podejmowałem ja. Czas na niego i wierzę, że może to robić. Klub i wszyscy muszą obdarzyć go tym zaufaniem.

Przypuszczam, że trudno wybrać ci jeden moment z Realu...
Trudno, tak, ale na zawsze w sercu zostanie moje pożegnanie. Dzień meczu z Betisem, wygrana La Liga, to było coś wyjątkowego, bo poczułem tamtego dnia, że 85 tysięcy ludzi przyszło na Bernabéu, by mnie zobaczyć i pożegnać. To był bardzo piękny moment, prosty, ale chwytający za serce. Nie oglądałem powtórki, ale widziałem zdjęcia i to było imponujące. Więc wiele wygrałem, ale ten moment zachowam w sercu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!