Raúl Bravo: W pewnym momencie znienawidziłem futbol
Raúl Bravo, jeden z wychowanków Realu Madryt ze słynnej ery Zidanes y Pavones, udzielił wywiadu dziennikowi AS. Poniżej przedstawiamy zapis tej rozmowy z byłym hiszpańskim piłkarzem.
Raúl Bravo po zdobyciu bramki w Realu Madryt w 2006 roku. (fot. Getty Images)
Raúl Bravo przyjmuje nas prosto z Gandii, raju na wybrzeżu śródziemnorskim, gdzie przyszedł na świat 43 lata temu. Powracasz do korzeni?
Tak, zobacz, jakie mam stąd widoki [pokazuje dużą i spokojną w tym okresie plażę Gandii]. Turkusowa i przejrzysta woda. Nikt mnie stąd nie wyciągnie. Nie zamieniałbym tego na nic innego.
Pamiętam twój debiut. To było na Bernabéu w meczu z Athletikiem. 6 października 2001 roku. Tamtego popołudnia zadebiutowali również Pavón i Valdo. Wiesz, co się wydarzyło 6 października rok później? Ronaldo zadebiutował w Realu Madryt.
Dzień wielkich debiutów, wielkich legend. (śmiech) A pamiętaj też, że to ja zmieniałem Zidane'a, gdy ten kończył karierę w Realu Madryt w tamtym meczu z Villarrealem. Wszedłem za Zizou w ostatnich minutach. Największa owacja, jaką kiedykolwiek otrzymałem na stadionie… Oczywiście to był ciąg dalszy braw dla Zidane'a. Mam zdjęcie, jak podaję mu rękę przy zmianie.
To Del Bosque zaczął na ciebie stawiać i dał ci pierwszy skład.
Don Vicente, jak go nazywam, znał nas do perfekcji od czasów, jak byliśmy małymi smarkaczami. Początkowo nie miałem wychodzić w pierwszym składzie na Athletic. Jednak w hotelu w ostatniej chwili pojawiła się nieplanowana absencja i Karanka, który miał być lewym obrońcą, przeszedł do środka i don Vicente powiedział mi, że wyjdę od początku. Nie zapomnę tego!
Del Bosque zawsze dobrze mówi o tobie i o Arandzie.
I ciepło to jest wzajemne. Vicente to wzór do naśladowania. Jako człowiek jest crackiem, a tytuły same mówią za siebie, jakim jest trenerem.
Rozegrałeś kilka meczów i kolejny sezon rozpocząłeś z pierwszym zespołem. Jednak później w trakcie zimowego okienka transferowego przeszedłeś do Leeds. Przygoda w Premier League.
Trener o mnie dbał i darzył zaufaniem, ale rywalizacja z Roberto Carlosem była niemożliwa, ponieważ był najlepszym piłkarzem na świecie na tej pozycji. Miałem ofertę z Leeds i klub to zrozumiał. Zaczynałem już otrzymywać powołania do reprezentacji i musiałem grać więcej, aby móc wyjechać na EURO 2004 w Portugalii.
Zadziałało?
Tak. W lecie 2003 roku wróciłem do Realu Madryt i u Queiroza praktycznie od pierwszego dnia zacząłem grać w pierwszym składzie. Wszyscy wiedzą, jak trudno jest grać w Realu Madryt, a w tamtym sezonie rozegrałem około 50 meczów we wszystkich rozgrywkach.
Musiałeś się przestawić…
W trakcie okresu przygotowawczego Queiroz zapytał mnie, czy grałem kiedyś na pozycji stopera. To właśnie tam miałem jakiekolwiek szanse na to, aby wejść do drużyny. Ale ja nigdy nie grałem na środku obrony…
I co mu powiedziałeś?
Że tak. Jak mogłem mu powiedzieć prawdę i przegapić taką szansę? (śmiech) Założenia pracy stopera były dosyć jasne, ale problem w tym, że już na starcie w Superpucharze Hiszpanii mierzyliśmy się z Mallorcą, która miała z przodu Eto'o, Ibagazę i spółkę. Ale dobrze to wyszło. Rozegrałem oba mecze jako stoper i zdobyliśmy puchar. Już się stamtąd nie ruszałem.
Zostałeś w Realu Madryt do 2007 roku, gdy zdobyliście słynną Ligę Remontad.
To była rekompensata za to, co przegraliśmy z Queirozem. W lutym byliśmy jeszcze nakręceni i wszyscy mówili o triplete. Wydawało się, że zjemy wszystkich. Jednak przegraliśmy finał Copa del Rey z Realem Saragossa i drużyna się zblokowała. W Lidze Mistrzów wyeliminowało nas Monaco Morientesa i przegraliśmy pięć ostatnich meczów w La Lidze. To coś niesamowitego. Porażka, głupota. Dlatego mistrzostwo z 2007 roku smakowało jeszcze lepiej. W marcu nikt na nas nie stawiał i zobacz…
Byłeś częścią Realu Madryt pod szyldem Zidanes y Pavones. W pierwszej drużynie było nawet dwunastu wychowanków. Teraz trudno znaleźć kogoś poza Carvajalem, Lucasem Vázquezem, Franem Garcíą i jeszcze do poprzedniego sezonu Nacho.
Skoro nie ma ich więcej, to nie ma. Jeśli wychowanek jest dobry i ma jakość, to wejdzie tam i będzie dostawał swoje szanse.
Wcześniej panował większy głód awansu do pierwszego zespołu?
To są cykle. Tak jest teraz w Barçy. Prędzej czy później zaczną się pojawiać, ale to prawda, że w tym momencie liczby, jeśli chodzi o wychowanków, są naprawdę kiepskie.
Karierę zakończyłeś w wieku 37 lat. Po Realu Madryt byłeś jeszcze w Sorii, w Rayo, w Córdobie, trochę lat w Grecji…
W Grecji byłem cztery lata w Olympiakosie, kolejne cztery w Arisie, również w Werii… Najciekawsze w mojej przygodzie w Grecji było to, że w moim pierwszym sezonie w Olympiakosie trafiliśmy w Lidze Mistrzów na Real Madryt. Mówiłem sobie: „Wracam na moje Bernabéu”. Kibice bardzo dobrze mnie przyjęli. Jednak później w rewanżu w Atenach doznałem kontuzji po starciu z Sergio Ramosem. Nie chciał tego zrobić, to był przypadek. Uderzył mnie w łydkę i poszła mi kość.
Grecki futbol ma łatkę pewnego szaleństwa. Ultrasi, fanatyczni prezesi…
Myślę, że są w tym wszystkim nieco prehistoryczni. Na trybunach zawsze dużo ognia i dużo historii, ale nie może być tak, że na derbach Aten nie może się pojawić nikt z zespołu rywala. W cywilizowanym świecie, w jakim żyjemy, to nie jest normalne, aby tak było i abyś nie mógł pójść na stadion ze swoimi dziećmi. Tam żyje się tak jak u nas 30 lat temu.
Zawiesiłeś buty na kołku i wróciłeś do swojej rodzinnej Gandii.
Tak, pograłem tutaj jeszcze jeden rok i skończyłem w Beniopie, osiedlowej drużynie. Przyjaciel powiedział mi wtedy: „Jak już chcesz być w domu, to pograj jeszcze trochę z nami”. Ale to nie zadziałało. Głowa i serce jeszcze za tym poszły, ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Czułem ból w ścięgnie, na drugi dzień w łydce… Zaakceptowałem to. To był koniec.
Nie próbowałeś jako trener?
Próbowałem, ale nie potrwało to zbyt długo. To było w Gandii. Nie potrafiłem. Jestem przyzwyczajony do innego typu futbolu, z dyscypliną i powagą. A w tych kategoriach regionalnych wiesz jak jest. Niektórzy przyjeżdżali na trening bezpośrednio z imprezy. Tak się nie dało. Szacunek do kolegi zaczyna się od tego, że sam o siebie dbasz i przyjeżdżasz w dobrym stanie. Rzuciłem to.
Real Madryt wygrywał Ligi Mistrzów z trenerami o profilu Del Bosque, Zidane'a czy Ancelottiego. Nikt od smagania biczem czy głośnych krzyków.
W Realu Madryt jest inaczej. Kluczowe jest, aby mieć trenera, który tworzy harmonię. Zadowolona drużyna jest jak rodzina. Wszyscy wiosłują w tym samym kierunku, nikt nie robi złych min, wszystko płynie dużo lepiej. Vicente czy Ancelotti nie są od twardej ręki, ale perfekcyjnie zarządzają szatnią. Wszyscy dookoła są zadowoleni. Jedziesz tam na trening i to sama przyjemność. Panuje harmonia i to da się czuć na boisku. Czasami jeśli wszystko jest za bardzo restrykcyjne i wyniki nie idą dobrze, to zawodnik się spala.
Opowiedz coś więcej o sobie. Zostawiłeś futbol i żyjesz wraz z rodziną w Gandii zajmując się czymś, co wielu może zaskoczyć. To nie jest coś powszechnego wśród byłych zawodowych piłkarzy. Czym się obecnie zajmujesz?
Jestem dekoratorem wnętrz.
Jak to się zaczęło?
Gdy skończyłem karierę, sam sobie zadałem pytanie: „I co teraz?”. Gdy zostawiasz futbol, to pierwszy rok jest bardzo skomplikowany. Nawet nie wiesz, gdzie jesteś. Bardzo niemiłe uczucie. To dzieje się ze wszystkimi piłkarzami. Ja od zawsze lubiłem dekorować domy – planować i projektować to wszystko. Jednak gdy przychodził klient, to pytał mnie, gdzie to studiowałem i jakie mam przygotowanie. Odpowiadałem, że żadne. Było trudno.
I jak to się dalej potoczyło?
Za zaoszczędzone pieniądze kupiłem kilka domów i udekorowałem je na swój sposób, swoimi własnymi pomysłami i inspiracjami. Odnowiłem je i później przygotowałem swój katalog, który wrzuciłem na Instagrama. Ludziom musiało się to spodobać, ponieważ zacząłem je sprzedawać. Teraz to moja wizytówka dekoratora wnętrz. A domy jak najbardziej funkcjonują. Jest światło, ciepła woda… (śmiech) I tak jest do dzisiaj.
Dobrze wyglądasz.
Jestem bardzo uprzywilejowany. Jestem bardzo szczęśliwy z tego, co robię. Wstaję o 5:30 rano. O 6:30 jestem na siłowni i zostaję tam do 7:30. Wracam do domu i odwożę dzieci do szkoły. I o 9:15 rozpoczynam moją rutynę wraz z moimi współpracownikami w temacie gruzu czy ścianek działowych przy jakimś nowym projekcie. Czy przyjechała jakaś nowa kuchenka. To nie jest dla mnie praca. Cieszę się tym i spędzam dobrze czas. Ponadto w Gandii masz spokój, niesamowitą plażę, którą przebiegniesz w ciągu ośmiu minut, później możesz napić się piwka z kolegami. O co więcej mogę prosić?
Dobrze widzieć cię w takim stanie po tym wszystkim, co działo się wokół sprawy Oikos w związku z ustawianiem meczów. Spędziłeś nawet jedną noc w więzieniu Zuera. Twój wizerunek, jak również ten Arandy czy Borjy Fernándeza, mocno ucierpiał… Teraz Wymiar Sprawiedliwości zamknął tę sprawę.
Ja w tamtym momencie znienawidziłem futbol, ponieważ ten smród się ciągnął. Bardzo się na tym wszystkim sparzyłem. Jednak jeśli ktoś zna się na futbolu, to chciałbym zapytać, jak można uwierzyć w to, że kupiłem jakiś zespół, aby padł konkretny wynik. Jeśli chciałbym kupić Villarreal lub jakikolwiek inny zespół z Primera División, to przy ich zarobkach musiałbym wydać pięć czy sześć milionów euro. To absurd. Jak mógłbyś kupić zawodnika Primera División, oferując mu 2000 czy 3000 euro? To surrealistyczne. Nie ma sensu. Zbudowano na nas jakiś cyrk, film Netflixa.
Było dużo szumu.
Przez trzy miesiące mówiło się tylko o nas. Zobacz, zbiegło się to w czasie z transferem Hazarda do Realu Madryt, a i tak więcej mówiło się o nas. Całe dnie w telewizji. I teraz zamykają sprawę, ponieważ nie mają dowodów. Ale jak można znaleźć dowody na coś takiego? Teraz ci ludzie nie wypłacą nam odszkodowania za krzywdy, jakie nam wyrządzili. Oni są spokojni. Przekręcają stronę, a z konsekwencjami sami musimy sobie radzić. To nieuczciwe. Wiedzieliśmy, że dobrze to się dla nas skończy, ponieważ byliśmy niewinni. Ale cóż…
Będziesz mógł kiedyś o tym zapomnieć?
Posłuchaj, widziałeś już mnie tutaj w Gandii. Chociaż znienawidziłem futbol, teraz jestem naprawdę szczęśliwy. Żyję spokojnie. Jak chcę, to jadę do Madrytu do teatru, zagrać z drużyną weteranów, obejrzeć mój Madryt, przejść się po Gran Víi… I kiedy chcę, to wracam, aby dalej być szczęśliwym na mojej plaży.
Ostatecznie byłeś wychowankiem, który odniósł sukces w Realu Madryt podczas słynnej ery Zidanes y Pavones, wygrałeś Ligę Mistrzów i dwa mistrzostwa Hiszpanii. To naprawdę godna spuścizna.
Dziękuję za to. Wcześniej nie chciałem was, dziennikarzy nawet oglądać. Miałem mocny charakter i nie ufałem wam.
W tamtych czasach dziennikarze podróżowali razem z drużynami i faktycznie widać było u ciebie ten dystans.
Zawsze szanowałem piłkarską krytykę. Piłkarz zawala bramkę – można o tym powiedzieć i tyle. Ale kiedy wchodzi się w osobistą dyskredytację, to tym naprawdę można zrobić komuś krzywdę. Nie lubię tego. Poza piłkarzami jesteśmy ludźmi. Ta wyolbrzymiona krytyka wyprowadzała mnie z równowagi.
Teraz możesz się cieszyć grą z innymi weteranami Realu Madryt.
I dobrze się tym bawię. 17 listopada gramy z legendami Ajaxu, a 28 listopada z Barçą w Dosze.
Raúl, pozostań szczęśliwy.
W Gandii jest o to łatwo. Mam tu przewagę, przyjacielu…
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze