Nacho: Real Madryt to mój dom i wiem, że w przyszłości wrócę
Nacho udzielił wywiadu portalowi Relevo. Były kapitan Królewskich opowiadał przede wszystkim o swoim odejściu z Realu Madryt.
Nacho w barwach Al-Qadsiah. (fot. Getty Images)
Jak dziwnie się czujesz, nosząc inną koszulkę?
Przez pierwsze dni, kiedy widzisz siebie na treningu i w meczach, to trochę szokuje, prawda? Nie jesteś do tego przyzwyczajony, szczególnie gdy zawsze nosisz białą koszulkę, a po całym życiu to coś innego. Ale szybko się adaptujemy, przyjęli mnie znakomicie.
Co odkrywasz w tamtejszej piłce, czego nie przeżyłeś w Madrycie?
To jest zupełnie coś innego. Nie tylko pod względem życia tutaj, codzienności, ale i piłki nożnej. Opuszczam Real Madryt, który jest najlepszym klubem na świecie, i przychodzę do klubu, który właśnie awansował z drugiej ligi, który chce stworzyć świetny projekt i zmienić wiele rzeczy. Ale przyszedłem z zamiarem, że nie będę niczego porównywać i właśnie to robię. To bardzo mały klub, który szybko się zmienia, ale różnice są logicznie bardzo duże: stadion, infrastruktura, szatnia… Wszystko. Wszystko jest zupełnie inne. To również było coś, czego szukałem – chciałem przeżyć inną piłkę nożną i znalazłem to, ale dzięki tej różnicy dobrze się zaadaptowałem, wszystko jest bardzo pozytywne. Grupa ludzi tutaj jest niesamowita, a także mam szczęście, że jest tu wielu Hiszpanów, którzy mnie dobrze przyjęli i moja adaptacja była szybsza niż zwykle.
Czy byłeś blisko dołączenia do Al-Ittihad?
Był kontakt z klubem. Rynek saudyjski jest skomplikowany i gdy tylko pojawiła się możliwość, Al-Qadsiah skontaktował się z moim ojcem i ze mną, wszystko potoczyło się bardzo szybko. To wsparcie, które okazali mi od pierwszego momentu, sprawiło, że wszystko poszło gładko. Rozmawiałem z Benzemą kilka razy, ale ten rynek jest skomplikowany, nie zależy tylko od jednego prezesa czy osoby. Trzeba było długo czekać, a ja też nie chciałem zwlekać, wiedziałem już od kilku miesięcy, że chcę odejść. Gdy pojawiła się ta opcja, gdy tylko skontaktowali się ze mną Míchel, Carlos (dyrektor sportowy), klub… było to bardzo łatwe.
Jak wygląda lato po zdobyciu wszystkiego? Kiedy nadchodzi ten spadek fizyczny i adrenaliny?
To jest moment w moim życiu, w którym, dzięki okolicznościom, które się wydarzyły, czuję się w pełni spełniony. Jestem szczęśliwy, spokojny, z wielką nadzieją na wszystko, co mnie jeszcze czeka, ale z poczuciem, że zakończyłem pewien etap w swoim życiu w najlepszy możliwy sposób. To lato było dla mnie, pomijając trochę EURO, które było trudne, bo akurat byłem w trakcie negocjacji, zakończone jako gracz z satysfakcją wewnętrzną, co trudno opisać. Zakończyłem pewien etap w moim życiu, w moim klubie, będąc kapitanem i wygrywając Ligę Mistrzów, a potem jeszcze wygrywając EURO z moim krajem, co było takim dopełnieniem. Nic lepszego nie mogło mi się przytrafić. To było lato, w którym byłem pełen szczęścia i dumy, co daje mi jeszcze większą motywację i energię na to, co nadchodzi.
Jak się na nowo zmotywować? Kiedy mówisz, że jesteś pełen, skąd bierzesz chęć, by iść dalej?
Kiedy mówię, że jestem pełen, to mam na myśli coś dobrego. Pełen szczęścia, pełen siły, pełen entuzjazmu. Kiedy wszystko idzie dobrze, jest łatwiej, ale nie mam na myśli pełen wyczerpania, jestem pełen motywacji do dalszej gry w piłkę. Już od wielu miesięcy wiedziałem, że chcę zmienić otoczenie, klub to wiedział, moi koledzy też. Minął dopiero miesiąc odkąd tu jestem, ale wciąż mam poczucie, że moja decyzja była idealna. To bardzo szczęśliwy moment w moim życiu, z poczuciem spokoju, że dałem wszystko dla klubu mojego życia, którym jest Real Madryt, i to jest coś, co najbardziej mnie zadowala. Jestem bardzo zadowolony. Czy mógłbym zostać w Madrycie jeszcze rok, jak mówi wielu ludzi? Może tak, ale zakończenie mojego etapu w klubie mojego życia w ten sposób to najlepsze, co mi się przytrafiło.
Wyobrażam sobie, że nie spodziewałeś się zostać poza reprezentacją. Czy spodziewałeś się, że przechodząc do Arabii, mogą być trudności z powołaniem?
Wiem, że gra w Arabii to nie to samo, co gra w zeszłym roku, kiedy grałem praktycznie wszystko w Madrycie. Może to coś, co budzi pewne wątpliwości u trenera, ale mam kolegów, którzy też grają tutaj w Arabii lub w Katarze i byli powołani. Szczerze mówiąc, myślałem, że pojadę. Myślę, że rozegrałem bardzo dobre EURO, dałem z siebie wszystko, za każdym razem, gdy trener mnie potrzebował, rozgrywałem świetne mecze. Szczerze mówiąc, myślałem, że pojadę, nie będę cię oszukiwać. Wiem, że przyjście do Arabii to trochę handicap, ale to nie jest też wymówka, żeby mnie nie zabrać. Nie będę się zbytnio tym przejmować, chcę się tu dalej cieszyć piłką, oczywiście będę walczyć, aby, jeśli trener uzna, że jestem w formie, pojechać z radością.
Rozegrałeś 364 mecze w Realu i tylko 29 w reprezentacji. Na pewno myślałeś o tym, że to mało meczów z Hiszpanią.
To mało, to prawda. Gra w reprezentacji nie jest łatwa dla żadnego zawodnika, bo logicznie jest mniej meczów niż w klubie. Ale mam szczęście, że w tych nielicznych meczach zagrałem w najważniejszych, czyli wygrałem EURO i Ligę Narodów. Nie jestem w sytuacji, żeby narzekać. Chciałbym zagrać więcej, jasne, ale jestem szczęściarzem z tego, co udało mi się przeżyć.
Jak ważne było wygranie EURO w twojej karierze? Jak wysoko to stawiasz?
To niesamowite. Myślę, że zdałem sobie sprawę z tego, jak ważne było EURO, kiedy świętowaliśmy to w Madrycie. Rewolucja, która miała miejsce na ulicach, widząc, że cały Madryt i wielu ludzi z Hiszpanii, którzy przyjechali do stolicy, żeby to świętować. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę z wpływu. Poza tym wygranie z twoim krajem to coś innego. Ja, który czuję się bardzo Hiszpanem… to było niesamowite. Ponadto nikt nas nie uważał za faworytów, a to my krok po kroku udowadnialiśmy, że jesteśmy świetną reprezentacją.
Jak wyglądały tygodnie przed podjęciem decyzji o odejściu z Madrytu?
To był rok… [wzdycha]. Z zewnątrz może to wygląda łatwiej, ale to był bardzo skomplikowany rok dla mnie, bardzo trudny. To prawda, że w zeszłym roku miałem wątpliwości, ale były to wątpliwości, które nie były jasne. Dlatego podjąłem decyzję, żeby zostać. Poza tym czekało mnie bardzo ważne wyzwanie, czyli bycie kapitanem. Zdecydowałem się zostać i miałem rację, logicznie. Ale w tym roku, nie wiem, jak mijały tygodnie, miesiące, nawet jeśli był to rok, w którym wszystko szło mniej więcej dobrze, bo myślę, że przez cały sezon przegraliśmy tylko dwa mecze… Grałem, to prawda, że miałem dwie czerwone kartki, co mnie wtedy zabolało, ale to był dobry rok. W każdym razie wewnętrznie był trudny, bo już miałem te wątpliwości… Te wątpliwości przekształciły się w decyzję. Wiedziałem, i szybko rozmawiałem z klubem, chyba w lutym lub marcu mniej więcej, żeby przekazać im swoją decyzję, a potem grasz z tym, że musisz być nadal skupiony na meczach, grasz w Lidze Mistrzów, w lidze, ale nic z tego na mnie nie wpłynęło. Nawet myślę, że to sprawiło, że przeżyłem te miesiące z tak wielkim entuzjazmem, wiedząc tylko ja i moja rodzina, którzy byli jedynymi, którzy wiedzieli, że to były moje ostatnie mecze lub ostatnie miesiące, prawdopodobnie. Przeżyłem to z większym entuzjazmem i powiedziałbym, że nawet grając bardziej zrelaksowany. Pomogło mi to grać lepiej.
Ale mówisz, że powiedziałeś o tym klubowi, więc więcej osób to wiedziało, prawda?
Klub bardzo mnie szanował i mam z nimi bardzo bliską relację. Nie umiem dokładnie powiedzieć ani dnia, ani momentu, w którym powiedziałem klubowi, ale klub wiedział o tym jako pierwszy. Nie powiedziałem im „na pewno odchodzę”. Powiedziałem, że myślę, że mój czas tutaj się skończył, że byłem bardzo szczęśliwy, podziękowałem im logicznie… To prawda, że wszystko nadal szło dobrze, wygraliśmy ligę, Ligę Mistrzów… Klub i nawet trener próbowali: „Jeszcze jeden rok, jeszcze jeden rok”… Ale ja miałem to jasno określone. Klub wspierał mnie przez cały czas, niezależnie od tego, że chcieli, żebym został, byli pierwszymi, którzy mnie wspierali. Nawet jeśli teraz piłkarze odchodzą jako wolni gracze, nie jest łatwo [znaleźć klub], nie jest tak jak kiedyś, że odchodziłeś jako wolny i to była szaleństwo. Teraz, nawet jeśli jesteś wolny, nie jest łatwo i klub do ostatniej chwili mnie wspierał, a właśnie dlatego nie robiliśmy tego oficjalnie ani publicznie, żeby, jeśli nie znalazłbym niczego, co by mi odpowiadało, to zostałbym jeszcze rok. Klub zachował się niesamowicie. To dżentelmeni.
Jak Florentino próbował cię przekonać, żebyś nie odchodził?
Nie chodziło o przekonywanie mnie, bo tak jak mówię, oni mnie rozumieli, wspierali w mojej decyzji. Ale rzucali mi propozycje: „Jesteś u siebie”, „jeszcze jeden rok”… Wspierali mnie, znają mnie, mają do mnie dużo sympatii i logicznie chcieli, żebym został. Ale z klubem zawsze było łatwo, każde przedłużenie kontraktu odbywało się w jeden dzień, nigdy nie było problemów, ani z mojej strony, ani z ich. Real Madryt to mój dom i wiem, że w przyszłości wrócę.
Jak dojrzewasz do decyzji? Jak wygląda ten proces, który prowadzi cię do powiedzenia w pewnym momencie „to koniec”?
To nie jest tak, że budzisz się pewnego dnia i mówisz „dość”. Przynajmniej nie w moim przypadku. To wiele miesięcy, wiele dni… Nawet ja, który miałem szczęście przeżyć jedną z najlepszych epok Realu Madryt, życie piłkarza, chociaż z zewnątrz może się wydawać łatwe, również ma trudne momenty. Real Madryt to klub, który wymaga od ciebie dzień po dniu, że musisz być w dobrej formie, musisz wygrywać każdy mecz… Od 10. roku życia jestem w klubie i odszedłem w wieku 34 lat. To wymaganie jest trudne. Powtarzam, jestem szczęściarzem, bo miałem okazję przeżyć najlepsze chwile Realu Madryt. Ale to trudne być tam dzień po dniu, musisz udowadniać, musisz walczyć, że nowe transfery… To wymaganie sprawia, że również psychicznie cię wyczerpuje. Chociaż moja motywacja zawsze była ogromna, jestem tylko człowiekiem, i myślę, że to decyzja, która przychodziła dzień po dniu, tydzień po tygodniu, aż nadszedł moment, w którym mówisz „dość, to już koniec”. Już od jakiegoś czasu myślałem o zakończeniu, to było coś, co trzymało mnie w niepewności, że chciałem zakończyć swoją przygodę w Madrycie na szczycie… Nigdy nie marzyłem, oczywiście, że zakończę ją w ten sposób. Być kapitanem, podnieść Ligę Mistrzów, to coś, o czym można marzyć, ale potem to się dzieje, co jest bardzo trudne. Więc jak minął sezon, już mniej więcej widziałem, że wygramy ligę, że nadal jestem na bardzo wysokim poziomie. Nie chciałem spędzić roku w Realu Madryt, w którym być może grałbym mniej, albo że sprawy klubowe szłyby źle, bo nic nie wygrywasz… Więc, jakby to powiedzieć, minęły tygodnie i wewnętrznie mówiłem „to już, to już, to już”. Aż w końcu dotarliśmy do ćwierćfinałów, półfinałów i wygraliśmy Ligę Mistrzów. Wtedy powiedziałem „to jest moment”.
Jak to komunikujesz swoim dzieciom?
Trochę dłużej zwlekałem z powiedzeniem im tego, są małe, one nie do końca to rozumieją. Nie mówię im tego wprost, tylko że „może nauczymy się innego języka, przeżyjemy inne doświadczenie”. Wiedzieli o tym trochę wcześniej moi najbliżsi przyjaciele i rodzina. Oni również przeżywali ten ostatni etap z większą intensywnością, tak jak ja. Próbujesz cieszyć się tym, co ci zostało, nawet jeśli to wymagające mecze i trudne spotkania, które musisz przeżyć z tymi nerwami i adrenaliną, ale z drugiej strony mówisz sobie „cieszmy się tym, bo to może być ostatni raz, kiedy idziemy na Bernabéu” albo „to może być ostatni finał, który zobaczymy”. Przeżyliśmy to intensywnie i cieszyliśmy się tym bardziej, bo wiedzieliśmy, że to koniec.
Kto starał się najbardziej cię przekonać, żebyś nie odchodził? W klubie, sztabie, wśród kolegów…?
Kiedy powiedziałem to najbliższym kolegom, rozumieli mnie, bo to wiele lat. Każdemu, komu przekazywałem tę wiadomość i ją wyjaśniałem – klubowi, kolegom, przyjaciołom – mówiłem, że wewnętrznie czuję, że to jest koniec, i trochę to wyjaśniałem, że chciałem odejść na szczycie, grając i grając dobrze, tak jak to robiłem, i zakończyć swój etap w ten sposób. Kiedy im to wyjaśniałem, czułem, że jest im przykro, ale wewnętrznie rozumieli mnie całkowicie. Niezależnie od tego, że mówili „cholera, wytrzymaj jeszcze rok tutaj z nami”, bo rozumiem, że to mówią, ja też bym to zrobił z kimś, na kim mi zależy i chcę, żeby został, ale czułem, że mnie rozumieją. To dawało mi jeszcze więcej siły i spokoju. Czy miałem wątpliwości? Czy kiedykolwiek miałem wątpliwości? Czasami budzisz się i myślisz „a gdybym wytrzymał jeszcze rok?”. Ale szybko wracałem do tego, co naprawdę czuło moje serce i wiedziałem, że się nie mylę.
Ja, postawiony w twojej skórze, nie wiem, co jest trudniejsze. Czy zmiana pracy po całym życiu, czy przeprowadzka rodziny, która jest całkowicie zakorzeniona w Madrycie.
Obie rzeczy są trudne. Najpierw dlatego, że oprócz myślenia o założeniu innej koszulki, dostosowaniu się do nowego zespołu, zmianie miasta, bo całe życie spędziłem w Realu Madryt, i chociaż w mojej głowie miałem tę myśl od wielu miesięcy, kiedy nadchodzi czas wyjazdu, zmiana jest radykalna. Szukałem tego, szukałem radykalnej zmiany, nauki nowego języka, życia w innym kraju, innych zwyczajach… Szybko się zaadaptowałem, myślę, że właśnie dlatego, że od dłuższego czasu myślałem, że to jest moment, że to nie jest tak, jakby z dnia na dzień ktoś powiedział ci, że musisz odejść lub sam decydujesz „odchodzę” i zaskakuje cię to. Trudno było mi się dostosować, bo to decyzja podjęta po wielu miesiącach i wiedziałem, co nadchodzi. Ale jako ojciec i mąż martwiłem się bardziej o adaptację mojej rodziny niż moją. Najważniejsze było, żeby moje dzieci czuły się dobrze, gdziekolwiek byśmy się znaleźli, żeby miały szkołę, przyjaciół i miałem też szczęście w tym względzie. Moja żona wspierała mnie przez cały czas, nigdy nie próbowała mnie do niczego przekonać, wie, co czuję każdego dnia mojego życia i rozumiała mnie doskonale. Pomogła mi, aby moja adaptacja była szybka, a zwłaszcza oni dobrze się zaadaptowali. W szkole znaleźli świetną paczkę przyjaciół. To trudne, wyjaśniam to wszystko tak szybko, ale rozumiem, co mówisz, że wychodzisz z domu, w którym spędziłeś całe życie, ze znajomych, swoich hobby, swojego Realu Madryt. I zmieniasz wszystko. Nie wiem, czy dlatego, że myślałem o tym od wielu miesięcy i adaptacja była łatwiejsza, czy dlatego, że mam rodzinę, dzięki której jestem szczęściarzem i która sprawia, że wszystko jest łatwiejsze.
Kiedy mówiłeś, że rynek jest bardziej skomplikowany, rozumiem, że to dlatego, że nie chciałeś grać w Europie, co cię ograniczało.
Tak, tak. Miałem bardzo, bardzo jasno określone, że nie w Europie. To znaczy, nie było żadnej możliwości. Wiem, że niektóre drużyny były zainteresowane, ale nie było nawet kontaktów, nie było opcji gry w Europie. Żadnej opcji. To bardzo ogranicza rynek. A radykalna zmiana, której szukałem, to było wyjazd do Stanów Zjednoczonych lub Arabii.
Czy w poprzednich latach był jakiś inny moment, kiedy byłeś blisko odejścia?
Były momenty, kiedy czułem, że muszę grać więcej, albo że… Nie byłem blisko odejścia w sensie, że już miałem podpisać kontrakt z innym klubem, wiesz? To momenty, kiedy myślisz „w tym roku mogę odejść”. Ale zawsze każdego lata, siadałem z klubem, z trenerem, logicznie z rodziną, i wspólnie podejmowaliśmy decyzję. I nigdy się nie pomyliliśmy. Czy byłem blisko odejścia? Były lata, kiedy miałem wątpliwości. Myślę, że jak każdy piłkarz, który gra mniej lub ma rok, w którym nie wygrywa i ma ochotę spróbować czegoś innego. Ale zawsze decyzja była słuszna. Nigdy się nie myliliśmy. Nie żałuję absolutnie niczego. Nawet teraz, gdy odszedłem, nigdy nie żałowałem, właśnie dlatego, że zakończyłem swój etap w Madrycie w najlepszy sposób. I to daje mi tyle, że daje mi to motywację, energię i chęć życia w inny sposób.
Kilka miesięcy temu przeprowadziliśmy wywiad z Raúlem Garcíą, który powiedział, że najtrudniejsze w odejściu było opuszczenie grupy na WhatsAppie kolegów z zespołu. Jak wyglądało twoje odejście z tej grupy?
Bardzo skomplikowane. Odejście z grupy, w której byłem całe życie, wyobraź sobie. Jechać do Valdebebas, żeby odebrać swoje rzeczy z pokoju, swojej szafki, pożegnać się z ludźmi… To może być jeden z najtrudniejszych momentów, jakie musisz przeżyć. Pamiętam, że już wtedy, gdy odebrałem rzeczy z ośrodka treningowego, musiałem pojechać do Madrytu załatwić sprawę, a ja nieświadomie pojechałem samochodem w kierunku Valdebebas. Byłem z ojcem, a on mówi „dokąd jedziesz?”. I się pomyliłem, bo myślałem, że jadę do Valdebebas. To są trudne chwile. Kiedy musiałem pojechać z ojcem do mojego pokoju w Valdebebas, żeby wszystko zabrać, wtedy chwyta cię to za serce. To moment, w którym mówisz „wszystko, co tutaj przeżyłem, i teraz kładziesz temu kres”. Coś, co zawsze nadejdzie, próbuję sobie jakoś pomóc i to sobie usprawiedliwić. Gdyby to nie było teraz, to byłoby za rok, a jeśli nie, to za dwa. Albo rok temu. Ten moment przychodzi dla wszystkich. Ale tak jak mówię, zrobienie tego w ten sposób to coś, co mi mówi „to jest ten moment”.
Co zabierasz ze swojego pokoju, co tam miałeś?
Miałem ubrania, obrazy dzieci, jakiś obrazek ze zdjęciem moich dzieci, obrazy od fanów, którzy dają ci twoje zdjęcia, buty, trampki, szczoteczkę do zębów. Wszystko, to jakbyś musiał zabrać rzeczy z pokoju w swoim domu i wiesz, że już tam nie wrócisz. To był trudny dzień, a ten dzień był jednocześnie dniem mojego pożegnania z klubem. Musiałem zabrać swoje rzeczy z pokoju, a potem udać się na uroczystość pożegnalną. To było trudne, bardzo trudne. Pożegnać się ze wszystkimi pracownikami przez te wszystkie lata, z tak dobrymi relacjami, jakie miałem ze wszystkimi… Powiedziałem to podczas mojego pożegnania, Valdebebas to mój dom i zawsze będzie moim domem. Kiedy musisz stamtąd odejść, opuszczasz część swojego serca, swojego ciała, jakkolwiek to nazwiesz.
Teraz zaczyna się Liga Mistrzów. Czy będzie dziwnie oglądać ją w telewizji?
Tak, szczególnie pierwsze mecze były dziwne. Kiedy to oglądałem, mecze ligi, Superpucharu, to było dziwne. Ale już się przyzwyczajam. Uwielbiam oglądać drużynę. Staram się nie przegapić żadnego meczu. Tutaj moja rodzina jest za Realem Madryt na zawsze. Zarówno ja, jak i moje dzieci. Tutaj świętujemy wszystkie bramki, wszystkie wygrane mecze. I cierpimy tak samo, jak wtedy, gdy byłem graczem. To nasz klub, to nasza drużyna i zawsze będziemy chcieli, żeby Real Madryt wygrywał.
Czy czujesz trochę zazdrość, że wszyscy mówią o tym, że brakuje Kroosa, ale mało kto pamięta, że ciebie już nie ma?
Nie martwi mnie to. Wiem, że ludzie mnie kochają. Powiedziałem to również podczas mojego pożegnania, poczucie sympatii i miłości, które okazywali mi przez te wszystkie lata, i teraz, kiedy odszedłem, wiem, że będę to miał przez całe życie. Dla mnie zdobycie serc kibiców Realu Madryt to jedno z największych osiągnięć, jakie zdobyłem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze