Nie tędy droga, Vini
Rozważaniami o walce Viníciusa z rasizmem w swoim tekście dzieli się nasz redaktor, Mateusz Wojtylak.
Fot. RealMadryt.pl
Kukła imitująca wisielca, małpie odgłosy w Walencji, wielokrotne życzenie śmierci w okolicach stadionów Barcelony czy Atlético… Epizody świadczące o tym, że Vinícius jest ofiarą rasizmu, można wyliczać bez końca. Wystarczy dodać jeden do dwóch i trudno z tym w ogóle polemizować. A jeszcze trudniej tego nie potępiać. To bez wątpienia clou sprawy, ale jeśli chcemy, żeby ktoś skupiał się na tym, co jest najważniejsze, musimy wiedzieć, jak do niego dotrzeć. Vinícius niestety nie wie. I nie wydaje mi się, żeby się dowiedział.
Vini wielokrotnie podkreślał, że kocha Hiszpanię, że chce zostać w Madrycie, że uwielbia ten kraj… Jednak kiedy w morzu pochwał decyduje się na stwierdzenie, że „jeśli w tym kraju sytuacja nie ulegnie poprawie, to powinno zmienić się miejsce rozgrywania Mistrzostw Świata”, o które Hiszpanie zabiegali latami, to powinien mieć świadomość, że nikt nie będzie pamiętał o komplementach, miłych gestach i wszystkich dotychczasowych zasługach.
Granie na emocjach i chwytanie tam, gdzie szczypie, gdzie uwiera i gdzie jest niewygodnie, nigdy w niczym nie pomaga. I dotyczy to każdej życiowej sytuacji. Bo gdy pojawiają się emocje i dotyka się czułego punktu, rzeczywistość, argumenty i fakty przestają mieć znaczenie. Zainteresowanych nie obchodzi już, kto ma rację, kto jest ofiarą, a kto oprawcą. Sprawa staje się przegrana na samym starcie, a w zapomnienie odchodzą okrzyki, gesty i wszystkie złe rzeczy, których się uświadczyło.
To stało się już z Viníciusem. Zbędne emocje, zachowania i słowa Brazylijczyka na dobre przesłoniły sedno problemu. A co gorsze, nie sposób już tego zmienić. Vinícius jest otoczony kordonem osób, całym sztabem ludzi, którzy zarządzają od lat jego karierą. Ale w tym momencie połowa tych ludzi powinna podpisywać wypowiedzenia, bo te wszystkie rady, pomysły i pjjarowe zagrania nie pomogły w walce z rasizmem, a jedynie uczyniły z niego obiekt żartów, nienawiści i hejtu nie tylko wśród rasistów, ale też neutralnych widzów.
Nie pomogły kolejne wywiady, nie pomogły wpisy w mediach społecznościowych i nie pomogły sytuacje na boisku, gdzie piłkarz w oczach wielu osób uchodzi za prowokatora, który niepotrzebnie macha rękami, dyskutuje z sędziami i wdaje się w awantury, samemu generując dodatkowe, niezdrowe emocje. I nie ma to znaczenia, jakie kierują nim pobudki, kto zaczął, kto jest winny, bo znów – tam, gdzie górę biorą emocje, tam znika miejsce na logikę.
A gdy tak się dzieje, trudno później dźwigać na swoich barkach sztandar walki z rasizmem, bo mało kto pamięta, że jesteś jego ofiarą. Być może nawet największą ofiarą na piłkarskich boiskach. Jednak gdy grasz na emocjach, regularnie podsycając je w ten czy inny sposób, nie możesz liczyć na to, że twoje słowa będą miały moc i cokolwiek zmienią.
Gdybyśmy tylko mogli to wszystko magicznie oddzielić i skupić się na głównym problemie, to Vinícius ma oczywiście rację, ale nie możemy. Dziś ta walka jest przegrana, bo wypowiedziano już zbyt wiele słów i wydarzyło się zbyt wiele sytuacji, przez które stracił wiarygodność. Ale jest przegrana też dlatego, że Hiszpania nie radzi sobie z pojedynczymi przejawami rasizmu, La Liga nie ma instrumentów, by z nimi walczyć, a na boisku sędziowie nie otaczają czarnoskórych graczy odpowiednią ochroną, czego świadkami byliśmy na Estadio Mestalla i w kilku innych miejscach.
Nie mnie oceniać, jaką drogą powinien obrać i co powinien teraz zrobić. Mogę za to ocenić, że droga, którą kroczy do tej pory, zapędziła go donikąd, wyrządziła zbyt wiele szkód i cały czas sprawia, że problem zamiast znikać, może tylko narastać.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze