Advertisement
Menu
/ relevo.com

„Płakałem co noc. Klub mógł okazać większe wsparcie”

Marco Legaz jest dziś raczej pamiętany w Madrycie przez niewiele osób, choć ma dopiero 28 lat. Swego czasu Real musiał się jednak sporo napocić, by ściągnąć go do swojej szkółki z zespołu Plus Ultra de Llano de Brujas. Dziennikarze Relevo postanowili dłużej porozmawiać z przebywającym w Hiszpanii od drugiego roku życia Argentyńczykiem o jego spełnionych i niezrealizowanych marzeniach w stolicy Hiszpanii oraz niezdefiniowanej kontuzji, która naznaczyła jego losy.

Foto: „Płakałem co noc. Klub mógł okazać większe wsparcie”
Marco Legaz. (fot. realmadrid.com)

Co sprawiło, że Real spojrzał w stronę 14-letniego zawodnika Plus Ultra i wpisał mu klauzulę 20 milionów euro?
Zaczynałem w Plus Ultra jako cztero czy pięcioletni chłopiec. Tam przechodziłem przez kolejne szczeble. Zawsze występowałem jako napastnik, strzelałem gole. Kiedy miałem 14 lat Real skontaktował się ze mną poprzez trenera, który w przeszłości tam grał. Powiedziano mu, że na mnie liczą i że kilka razy widzieli mnie w ostatnim roku. Kiedy słyszysz coś takiego, jesteś zdziwiony. Odpowiedziałem, że oczywiście chcę tam iść i tylko spytałem, kiedy. Tak wszystko się zaczęło. 

Czy w którymś momencie ty lub twoja rodzina wątpiliście w słuszność tego ruchu? Od zawsze dyskutuje się, czy to nie jest zbyt wczesny wiek na opuszczenie domu. 
Kiedy jeszcze grałem w  Plus Ultra i miałem dziewięć lub dziesięć lat, kontaktowały się ze mną także włoskie kluby, Atalanta, Juventus… Trener zawsze mi powtarzał, że jestem jeszcze zbyt młody i że czekają mnie lepsze rzeczy. Za każdym razem mi to mówił. Szansa trafiła się, gdy miałem 14 lat. Być może wciąż było wcześnie, ale byłem już bardziej ukształtowany. Trener i rodzina zawsze okazywali mi wsparcie, zachęcali mnie, bym wsiadł do tego pociągu. 

Jak wyglądał twój pierwszy dzień w Valdebebas?
Kiedy przychodzisz z małego miasteczka w okolicach Murcji, gdzie warunki są zauważalnie skromniejsze, wchodzisz do Valdebebas bardzo poddenerwowany. Jesteś dzieciakiem i nagle widzisz tak wielki ośrodek. To robi olbrzymie wrażenie. Przez pierwsze dni byłem bardzo nerwowy, ale stopniowo się przyzwyczajałem i poznawałem kolegów. 

W którymś momencie pomyślałeś sobie, że awansujesz do Castilli? Takie wydawało się realne wyzwanie, mając na uwadze, jak trudno przebić się do pierwszego zespołu. 
Gdy przychodzisz do Realu w tak młodym wieku, nawet nie planujesz takich rzeczy. Przede wszystkim starasz się zaliczać kolejne etapy. Podpisałem umowę tylko na rok, ale dobrze zacząłem. Strzelałem gole i klub postanowił przedłużyć kontrakt o cztery lata. W Juvenilu A po raz pierwszy myślisz sobie, że jeśli wszystko dalej będzie tak szło, masz szansę złapać się do Castilli. 

A kiedy już faktycznie do niej trafiłeś, sprawy zaczęły się komplikować. 
Pamiętam, że najpierw z Juvenilu A wylądowałem w Realu Madryt C. Miałem za sobą dwa bardzo udane sezony i po cichu liczyłem, że wezmą mnie do Castilli, ale klub miał inne plany. Miałem zacząć w trzeciej drużynie. Niedługo po rozpoczęciu przedsezonowych przygotowań Zidane mnie jednak awansował, ponieważ brakowało mu ludzi na prawe skrzydło. W zasadzie już od drugiego czy trzeciego tygodnia przygotowań trenowałem z rezerwami. Zacząłem też z nimi grać. Przechodziłem przez bardzo dobre chwile, ale było trudno. W zespole byli zawodnicy, którzy dziś grają na najwyższym szczeblu, jak De Tomás, Llorente, Medrán, Melero. No i wreszcie poczułem ból w plecach. Mijały tygodnie, a kolejne okazje przechodziły mi obok nosa. Płakałem każdej nocy. 

Klub rozpoczął leczenie, ale nie było wiadomo, co konkretnie ci dolega. 
To skomplikowana sprawa. Bolał mnie odcinek lędźwiowy, odczuwałem dyskomfort przy bieganiu, chodzeniu, czy nawet podczas leżenia w łóżku. Badano mnie na wszelkie sposoby, ale wyniki nic nie stwierdzały. Ból natomiast nie ustępował. Lekarz Castilli w pewnym momencie przekazał mi, że to problem wynikający z psychiki. Że to niemożliwe, ponieważ badania absolutnie nic nie wykazywały. Powiedział, że jeśli chcę, możemy iść do psychologa. Usłyszeć takie słowa w wieku 18 lat to był mocny cios. 

To tym bardziej bolesne, gdy masz w zasięgu pierwszy skład. 
Tak. Gdy zaczynasz grać w wyjściowej jedenastce i zauważasz, że masz szansę się przebić, rozczarowanie jest o wiele większe. 

Ból mijał, czy przyzwyczaiłeś się do gry z nim?
Ból… Po raz pierwszy poczułem go we wrześniu tamtego roku (sezon 2014/15 – przyp. red.) i nie mijał praktycznie do końca sezonu. Ostatnie dwa mecze zagrałem w Realu Madryt C. Ból cały czas był obecny. Mogłem grać, ale odczuwałem dyskomfort. 

Jak zarządzał tym Zidane, z którym miałeś bardzo dobrą relację?
Mieliśmy świetny kontakt, był dla mnie przyjacielem, również poza boiskiem. To o tyle trudna sytuacja, że formalnie nie byłem zawodnikiem Castilli, lecz Realu Madryt C. Kiedy zaczęły się moje dolegliwości, odesłano mnie więc do trzeciej drużyny. Zidane przy okazji ostatnich spotkań w rezerwach pytał mnie, jak się czuję i co mi dolega. W moim ostatnim spotkaniu mierzyliśmy się z rezerwami Athleticu i musiałem poprosić o zmianę w przerwie. Płakałem, a Zidane spytał, co mi jest i dlaczego ten ból nie ustępuje. Powiedział, że chce mi pomóc. Koniec końców nie byłem jednak oficjalnie graczem tej drużyny i musiałem wrócić tam, gdzie moje miejsce, czyli do Realu Madryt C. 

To z pewnością ty najbardziej cierpiałeś, ale zakładam, że twoja rodzina również źle to zniosła. 
Kiedy masz 18 lat, ostatnią rzeczą, jaką chcesz widzieć, jest cierpienie rodziców. Widzą, że nie grasz, że mijają tygodnie, a ty nie możesz być na boisku. Pytają o różne rzeczy. Starałem się mimo to jak najmniej ich martwić. Mówiłem, że już czuję się lepiej i że zaraz wrócę na murawę. Byłem w Madrycie sam, na odległość rodzice przeżywają wszystko bardziej. Myślę, że ukrywałem problem najlepiej, jak się dało. Cierpiałem w ciszy. 

O czym myślałeś, kiedy rozgrywałeś z bólem te dwa ostatnie mecze dla Realu Madryt C?
Po roku bez gry przez głowę przechodzą tylko te negatywne myśli, przede wszystkim dlatego, że wciąż nie czujesz się dobrze. Nie mogłem sobie powiedzieć, że to już za mną i wszystko jest w porządku. Nawet jeśli strzeliłem w tamtych dwóch potyczkach dwa gole, odczuwałem dyskomfort. Miałem negatywne myślenie. We wcześniejszych latach urazy mnie omijały, spisywałem się dobrze. Oczekiwałem trochę więcej serdeczności ze strony klubu, ale rozumiem to. W niższych zespołach Realu Madryt przebywa przecież wielu graczy. 

Więcej serdeczności w trakcie wracania do zdrowia, czy później?
W jego trakcie starano mi się pomóc, ale kiedy nie było widocznej poprawy, zainteresowanie malało. Na koniec sezonu zabrakło mi zwykłego pytania o to, jak się czuję. Nie wiem, dania mi jakiejś minimalnej szansy na pozostanie jeszcze na rok. Dam ci przykład. Kiedy piłkarze doznają kontuzji kolana, kluby zazwyczaj przedłużają umowy po prostu ze względu na to, że „miałeś trudny rok, ale wciąż ci ufamy”. Ja nie spotkałem się z takim gestem, choć we wszystkich drużynach szkółki zawsze byłem czołowym strzelcem. 

Jak podchodził do ciebie klub przed urazem?
Zawsze byłem czołowym strzelcem. W Juvenilu A więcej strzelał Benavante. Moim trenerem był Ramis. Powiedział mi, że gdyby to on był trenerem Castilli, na sto procent by na mnie postawił, ale muszę robić to, czego chce klub. Zawsze słyszałem pozytywy. 

Czy jest aż taka różnica, gdy odchodzisz z Realu i trafiasz w inne miejsce?
Trudno się przyzwyczaić. Deportivo to jednak także wielki i profesjonalny klub. Cokolwiek powiedzieć, trudno zaadaptować się gdzie indziej po opuszczeniu Realu Madryt. Masz świadomość, że z wyjątkiem ścisłej czołówki, wszędzie jest gorzej. Już sam sobie pierzesz ubrania. 

Czy fakt, że Real na ciebie dalej nie postawił, godzi w twoją dumę?
Tak. Potraktowałem to mimo wszystko bardziej osobiście. Wiedziałem, że odchodzę przez kontuzję i że gdybym był zdrowy, z pewnością cały sezon występowałbym w Castilli. Czułem też, że gdybym otrzymał propozycję nowego kontraktu, mógłbym zajść wyżej. To rani. 

Po pobycie w rezerwach Deportivo wróciłeś na stare śmieci i zaliczyłeś kilka klubów ze swojej rodzinnej okolicy. 
To była moja decyzja. W ostatnim roku w Deportivo porozmawiałem z klubem koło lutego czy marca, ponieważ do tamtego czasu wystąpiłem w tylko jednym meczu. Przekazałem, że dłużej nie wytrzymam. Wciąż miałem tylko 20-21 lat i mieszkałem z dala od rodziny. Powiedziałem, że chcę rozwiązać kontrakt i wrócić do domu. 

Teraz nie masz klubu. Jak piłkarzowi mija takie lato (wywiad przeprowadzano przed podpisaniem przez Marcosa kontraktu z Socuéllamos – przyp.red.)?
Jest trudno, przede wszystkim przez tę niepewność, że nie wiesz, gdzie będziesz grać. Mam to szczęście, że lubię siłownię i ogólnie uprawiać sport. Zawsze staram się być w formie. Pod tym względem nie jest to aż tak skomplikowane. Gorzej przyzwyczaić się do tego, że nie wiesz, na czym stoisz. Biegasz na bieżni i mówisz sobie, że wyjdzie ci to na dobre, kiedy ktoś odezwie się w trakcie okresu przygotowawczego. To jest najgorsze. 

Ile razy przez cały ten czas rozmyślałeś o tych przewlekłych bólach pleców?
Z czasem dojrzewasz i starasz się nie katować myślami. Takim czymś tylko sam sobie robisz krzywdę. Pierwsze lata po odejściu z Realu faktycznie to do mnie wracało, koniec końców trudno się z tym oswoić. Dziś mam prawie 29 lat, a jeszcze dwa lata temu cały czas rozmyślałem. Widzisz przecież później w telewizji zawodników, którzy byli twoimi kolegami z drużyny. Zaszli dalej, choć byłeś im równy lub nawet grałeś częściej. W którymś momencie przychodzi jednak refleksja, że nie ma sensu dalej się zadręczać, bo tylko przysparzasz sobie cierpienia. 

Twój etap w Realu postrzegasz z perspektywy dumy, czy frustracji?
Obie te rzeczy. Moim największym osiągnięciem w ostatnich latach był pierwszy skład w ostatnim meczu Castilli. Prawie wszyscy grają lub grali potem w La Lidze. Z tego punktu widzenia frustracja jest duża, ponieważ powtarzasz sobie, że im się udało, a tobie nie. Z drugiej strony jednak rzecz jasna również odczuwasz radość. 

Zmieniłbyś którąś ze swoich decyzji?
Żadnej. 18-letni Marcos zrobił wszystko, co w jego mocy. Nie mogę sobie nic zarzucić, nie dałbym też sobie żadnej innej złotej rady. Inaczej sprawa by się miała, gdyby kontuzje przytrafiały się przez niedbałość o siebie, imprezowanie, alkohol. Wówczas bym żałował i faktycznie coś bym tamtemu Marcosowi powiedział. Mam jednak czyste sumienie, bo ze swojej strony dałem wszystko. Pamiętam, że za dzieciaka w wieczory poprzedzające mecze zakładałem na siebie strój piłkarski i kroki. Tak kładłem się do łóżka. Mama nie pozwalała mi spać w butach, ale reszta zostawała. Nie zarzuciłbym tamtemu sobie nic. 

Bóle ustały w końcu całkowicie?
Nie. W Cartagenie miałem jednak szczęście spotkać swojego najlepszego fizjoterapeutę. Bardzo mi pomógł i do dziś mi zresztą pomaga. Cały czas się u niego leczę. Udało mu się doprowadzić mnie to mniej więcej dobrego stanu. Dziś dyskomfort odczuwam głównie, gdy długo przebywam w pozycji stojącej lub siedzącej. W trakcie gry, czy podczas ćwiczeń zazwyczaj jednak jest dobrze. 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!