Epos o Realu Madryt
Choć na świecie wciąż istnieją miejsca bez dostępu do Internetu, czy nawet elektryczności, nawet w takie zakątki docierają pieśni o wielkim Realu Madryt.
Portret Toniego Kroosa z sesji dla UEFA przed finałem Ligi Mistrzów. (fot. Getty Images)
Podczas przechodzenia rekrutacji na stanowisko niusoklepacza dla portalu RealMadryt.pl trzeba wykazać się wieloma cennymi umiejętnościami. Kandydaci przechodzą między innymi egzaminy z języka polskiego i hiszpańskiego, a także piszą sprawdzian wiedzy z kultury i futbolu Hiszpanii oraz krajów hiszpańskojęzycznych. Wnikliwej obserwacji podlega również kultura osobista, a całość wieńczą testy sprawnościowe.
Selekcja selekcją, ale samodzielna praktyka później i tak robi swoje. W zasadzie każdy przyjęty prędzej czy później dokonuje swojego pierwszego przetarcia z pewnym nieco problematycznym słówkiem. A jest nim hazaña. Słowo to w obecnych czasach raczej nie jest powszechne w użyciu, co nie zmienia faktu, że akurat w kontekście Realu Madryt pojawia się ono nader regularnie. Kłopot z nim jest taki, że tak na dobrą sprawę trudno oddać jego sens w języku polskim w skali 1:1. Najbliżej mimo to będzie przekład w postaci „heroicznego wyczynu”, bohaterstwa najwyższej próby, zarezerwowanego wyłącznie dla wybrańców.
Jakkolwiek patrzeć, hazañę najlepiej przedstawić w bardziej obrazowy sposób. Przykładami hazañii z nieodległej przeszłości były choćby dublet Joselu z Bayernem, wyeliminowanie City w karnych po dramatycznym przebiegu starcia na Etihad, każda z wielkich remontad w fazie pucharowej sezonu 2021/22, czy cuda wykonywane przez Thibaut Courtois w finale z Liverpoolem. Można by ich wymienić rzecz jasna o wiele, wiele więcej, ale chodzi nam głównie o to, byś, szanowny czytelniku, zrozumiał ogólne pojęcie.
O hazañach rozpisywano się namiętnie przede wszystkim w średniowiecznych eposach rycerskich. Tym najsłynniejszym powstałym na hiszpańskiej ziemi jest niewątpliwie „Poemat o Cydzie”, który czternasto i szesnastozgłoskowcem opisuje koleje losu postaci historycznej, jaką był Rodrigo Díaz de Vivar, czyli tytułowy Cyd właśnie. Choć sam poemat mimo wszystko nie przypomina aż tak bajek o księżniczkach i smokach, ponieważ dość wiernie oddawał realia i zwyczaje panujące w czasach Rekonkwisty, a sam główny bohater nie był pozbawiony przywar, to jednak po prostu nie dało się w nim uniknąć daleko posuniętej idealizacji chrześcijaństwa oraz samych dokonań głównego bohatera.
Cyd do dziś w największej mierze jest kojarzony przede wszystkim jako wzór rycerskich cnót, lojalności i męstwa. Był on tak wybitny w swym fachu, że zgodnie z ludowymi podaniami nie przegrał ani jednej bitwy. Wraz ze swoją świtą rozbijał kolejne oddziały muzułmanów niczym pomniejsze potworki w serii Diablo, by następnie zbierać skalpy i żuć ich kości. Jego główną hazañę stanowiło zaś odbicie z rąk innowierców Walencji, której później zresztą został zarządcą. „Poemat o Cydzie” poniekąd rozpoczął średniowieczny boom na eposy rycerskie, które były tak popularne, że aż w końcu musiały się przejeść. Wtedy to też Miguel de Cervantes postanowił napisać będącego ich parodią „Don Kichota”. To już jednak osobny temat, który zostawimy sobie na inną okazję.
Gdyby przełożyć konwencję rycerskiego eposu na współczesny futbolowy grunt, bohaterem takiego epickiego dzieła byłby niewątpliwie Real Madryt. Choć historia o hazañach Królewskich trwa już 122 lata, to trudno nie odnieść wrażenia, że to akurat nam przyszło śledzić tę bohaterską opowieść w trakcie pisania się jednych z jej najwspanialszych rozdziałów. Najpiękniejsze jest w tym zaś to, że dziś nie ma nawet potrzeby kolorowania historii przez bardów, ponieważ wszyscy doskonale widzimy, jak jest. Tak wielkie triumfy, niejednokrotnie okupione również olbrzymim cierpieniem, nie wymagają żadnego przyprawiania, a próby ich zniekształcania czy deprecjonowania i tak skazane są na porażkę.
Dziś Real Madryt stanie przed szansą na dopisanie do swojego dorobku 15. Pucharu Europy. Jak już kiedyś zapewne zdarzyło nam się przyznać, pisanie przedmeczowych tekstów w takich przypadkach bywa wyjątkowo skomplikowane i podstępne. Trudno bowiem opisać za pomocą nawet najbogatszego języka historię o wymiarze wybiegającym daleko poza to, co zostało już nazwane. Można oczywiście stwierdzić, że mowa o czymś niepojętym, nieprawdopodobnym, niewiarygodnym, czy wręcz niemożliwym, ale czy któreś z tych słów jest w stanie w pełni oddać sens tego, jak czujemy to w środku nas samych? Tak oto właśnie możemy zatoczyć ładne kółko i porównać to do przytoczonego już kilkukrotnie słowa hazaña, którego sens po prostu trzeba poczuć całym sobą.
Paryż, Madryt, Bruksela, Stuttgart, Glasgow, Amsterdam, Lizbona, Mediolan, Cardiff, Kijów. Królewscy pisali swoją rycerską pieśń praktycznie w każdym zakątku Starego Kontynentu, a w niektórych z wymienionych miast nawet więcej niż raz (Glasgow, Bruksela, Paryż). Łącznie doszło do tego aż 14 razy. Warto też jednak zauważyć, że jesteśmy wielkimi szczęściarzami, gdyż po zmianie formatu rozgrywek i przemianowaniu Pucharu Europy Mistrzów Krajowych na Ligę Mistrzów przeciętny stażem kibic Realu Madryt miał okazję obserwować przynajmniej połowę heroicznych wyczynów Los Blancos. Jakkolwiek bowiem patrzeć, finały z Lizbony, Mediolanu, Cardiff, Kijowa i Paryża wciąż należy postrzegać jako najnowszą historię klubu.
By jednak dopisać do tej listy również Londyn, nasi wspaniali i dzielni rycerze będą musieli po raz kolejny wykazać się niezaprzeczalną niezłomnością i heroizmem. Nawet jeśli przed sezonem nikt nie zająknąłby się o tym, że Borussia zdoła awansować do finału, a wielu wręcz uważało, że nie wyjdzie z grupy z PSG, Milanem i Newcastle, to jednak w tego typu turniejach najzwyczajniej w świecie nie da się stoczyć bezpośredniego boju o trofeum, jadąc wyłącznie na farcie i ambicji.
Dortmundczycy po odejściu Haalanda i Bellinghama być może faktycznie pozbawieni są gwiazd światowego formatu, ale są przy tym wyjątkowo silni, wybiegani, zgrani i zdyscyplinowani. O ile wyeliminowanie w fazie pucharowej PSV było jeszcze do przewidzenia, o tyle uporanie się z Atlético i PSG w kolejnych dwumeczach mogło uchodzić za niespodzianki, czy wręcz sensacje. Są to jednak niespodzianki, za którymi stał świetnie realizowany plan i ogrom pracy, jakiej po prostu nie widzimy na pierwszy rzut oka.
Real Madryt wierny królewskiej koronie ze swojego herbu z pewnością zdaje sobie sprawę, że najbardziej hańbiącą rzeczą może być lekceważenie i dopisywanie sobie kolejnego udanego podboju przed przekroczeniem progów miasta. To zbyt doświadczeni rycerze, by pozwalać sobie na uchybienia w kwestii męstwa, lojalności i cnoty. Na kolejne rozdziały pisanych czternasto czy szesnastozgłoskowcem eposów trzeba sobie zasłużyć. Dziś jednak tak naprawdę głównym celem nie jest tworzenie legendy, lecz kształtowanie na jej fundamencie teraźniejszości.
¡A por la 15!
* * *
Finał z Borussią Dortmund na Wembley rozpocznie się o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat i Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA, która przygotowała specjalną ofertę na ten finał.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze