Watzke: Nigdy nie lekceważyłbym Florentino
Hans-Joachim Watzke udzielił wywiadu dziennikowi AS. CEO Borussii Dortmund opowiadał przede wszystkim o swoim klubie, relacjach z Realem Madryt i nadchodzącym finale Ligi Mistrzów.
Hans-Joachim Watzke. (fot. as.com)
Dziękuję za spotkanie.
Nie byłem tego taki pewien…
Co takiego?
Ostatni raz rozmawialiśmy w 2014 roku. Pamiętam, że Florentino przyszedł z gazetą na lunch dyrektorów i podziękował mi za kilka rzeczy, które o nim powiedziałem, ale wtedy przegraliśmy. Dlatego się zawahałem.
Cóż, to było w ćwierćfinale. Zanim Borussia Dortmund przegrała finał w 2013 roku, nie rozmawialiśmy.
To również prawda.
Jakie wspomnienia przywołuje 28 maja 1997 roku?
Bardzo dobre. Wygraliśmy naszą pierwszą i ostatnią Ligę Mistrzów w Monachium, a ja byłem na Stadionie Olimpijskim. To był typowy mecz Borussii Dortmund. Mamy tendencję do rośnięcia, gdy gramy przeciwko najlepszym, to jest w naszym DNA. Wtedy Juve było tym, czym Real Madryt jest dzisiaj. Mieli świetny zespół. Mieliśmy trochę szczęścia, ale to część gry. Doświadczyłem tego na trybunach jako kolejny kibic, ponieważ mój czas w klubie zaczął się później.
Minęło ponad ćwierć wieku i co ten czas zrobił dla ciebie i Borussii Dortmund?
Bardzo wiele. Przeszliśmy przez niezliczone wzloty i upadki, ale główna różnica w porównaniu z tamtym finałem polega na tym, że do tego finału przystąpimy po osiągnięciu pełnej równowagi między sukcesem sportowym i finansowym. Tutaj nie budujemy już zamków w powietrzu, wszystko jest zbudowane na bardzo solidnych fundamentach i pomimo naszych ograniczeń finansowych, wróciliśmy do finału Ligi Mistrzów. UEFA właśnie porównała pieniądze wydane przez wszystkie kluby na polu sportowym i jesteśmy tymi, którzy wydali najmniej z tych, którzy grali w ćwierćfinałach Ligi Mistrzów. To dla nas wielka satysfakcja.
Byłeś skarbnikiem klubu w 2001 roku, a cztery lata później zostałeś dyrektorem generalnym. Jaki jest twój ulubiony moment w ciągu dwóch dekad za sterami Dortmundu?
Jednym z najlepszych momentów było wygranie Bundesligi w 2011 roku. Ale było też kilka bardzo trudnych momentów, w szczególności trzy. Pierwszy miał miejsce, gdy byliśmy na skraju bankructwa. W 2005 roku rozpoczęliśmy postępowanie upadłościowe, z którego wyszliśmy dopiero we wrześniu 2006 roku. Łącznie siedemnaście miesięcy. To był koszmar. Drugim był atak na nasz autobus. Nawiasem mówiąc, zaprosiliśmy Marca Bartrę, ponieważ chcielibyśmy, aby pojechał z nami do Londynu, ale niestety nie mógł. I po trzecie, koronawirus. To był trudny etap dla wszystkich.
A teraz zmierzysz się z Realem Madryt w finale Ligi Mistrzów.
Kiedy patrzysz wstecz, zdajesz sobie sprawę, jak wielkie stało się to wydarzenie. Przybyłem do klubu z 200 pracownikami i obrotem w wysokości 100 milionów. Dziś mamy 1000 pracowników i obroty w wysokości 500 milionów plus transfery. To prawda, że Real Madryt również przeszedł przez wyboje w swojej historii, ale nie spadł w przepaść tak jak my, a następnie podniósł się i wspiął się z powrotem na szczyt.
Jaka była twoja strategia, gdy przybyłeś?
Bardzo prosta. Jak najlepiej wykorzystać pieniądze, które mieliśmy na początku, a było ich bardzo mało. Bez generowania ani centa długu. Budowanie na bazie ekonomicznej było i nadal będzie kluczowe. Trzeba też brać pod uwagę wpływy zewnętrzne i iść z duchem czasu, co nie zawsze jest łatwe, gdy jest się, jak Real Madryt, klubem socios, a nie właścicieli, jak w Premiership. Chodzi o to, by mieć globalne aspiracje, a jednocześnie twardo stąpać po ziemi, co jest niezbędne w regionie takim jak Zagłębie Ruhry.
Opowiedz mi o kupowaniu tanio i sprzedawaniu drogo.
Kupowanie tanio było jedyną rzeczą, jaką mogliśmy zrobić na początku. Potem zaczęliśmy stopniowo dobrze sprzedawać, ale nie osiągnęliśmy tego celu i zachęcaliśmy kluby do składania ofert za naszych zawodników. Stało się tak, że przyszli i zabrali ich, a my nie byliśmy w stanie nic zrobić. Nie chcieliśmy jednak rozstawać się ani z Lewandowskim, ani z Götze, ani z Haalandem czy Bellinghamem. Z drugiej strony, wszystkie te odejścia są dowodem wielkiej pracy, jaką wykonaliśmy w sporcie przez te wszystkie lata. Jak w wielu przypadkach, rozwiązaniem są pieniądze. Jeśli chcesz, aby ten typ zawodnika został, musiałbyś czterokrotnie zwiększyć jego pensję, ale co się dzieje? Trzeba je znacznie podnieść, bo inaczej w szatni robi się bałagan. Stąd sprzedaż.
Czy Dortmund powinien pozostać (bardzo dobrym) klubem sprzedającym?
W najlepszym wypadku nie. Jeśli masz możliwość sprowadzenia dużej ilości pieniędzy, zawsze musisz to rozważyć. Wręcz przeciwnie, wolelibyśmy zatrzymać kogoś takiego jak Bellingham na dłużej. Gdyby to było możliwe, oczywiście. Ale może będzie to możliwe jutro.
Czy negocjacje z Realem Madryt były trudne?
Wcale nie. Zawsze radziłem Jude'owi, że jeśli jest przekonany, że chce przejść do innego klubu, powinien rozważyć przejście do Realu Madryt. A on mnie posłuchał. W końcu to największy klub na świecie. Minęło wiele lat i znam ich wszystkich. Florentino jest szefem, ale jest też José Ángel Sánchez, z którym się przyjaźnię. Żeby wymienić tylko jeden przykład.
Czy 103 miliony to jakiekolwiek pocieszenie, gdy widzi się, jak Bellingham gra na Bernabéu?
Gdyby były to tylko 103 miliony, negocjowalibyśmy źle. Ale nie, to żadne pocieszenie, ponieważ gracze tacy jak Jude czy Erling nie tylko zostawili piłkarski ślad w Dortmundzie. To dwaj chłopcy, których darzymy tutaj wielkim szacunkiem. Nie ma pieniędzy, które mogłyby to zrekompensować. Ale jeśli musisz ich puścić, powinieneś pozwolić im odejść za jak najwięcej.
Więc to było więcej niż 103 miliony?
Znacznie więcej.
Czy Real Madryt chciał również po Haalanda?
Gdybym wiedział, nie powiedziałbym. Ale to była zupełnie inna sytuacja, ponieważ Erling miał w swoim kontrakcie klauzulę odejścia. Musieliśmy ją po prostu wykonać, nie zatrzymując się na zbyt wiele rozmów z nami. W każdym razie, nie wiedząc zbyt wiele na ten temat, myślę, że Real Madryt miał już wtedy jasność, jaki jest ich cel w ataku.
Co takiego robi Borussia, że odkrywa takich zawodników jak Bellingham, Haaland i Sancho przed resztą?
Nie chodzi o to, że odkrywamy ich wcześniej, po prostu możemy zaoferować im zupełnie inną perspektywę niż reszcie. Gwarantujemy im minuty i wyjaśniamy, że wszystko inne zależy od nich. Na przykład w City nie sądzę, by było to takie proste. Z biegiem lat zawodnicy zdali sobie również sprawę, że nie są to puste słowa i że w Dortmundzie można się rozwijać skokowo. Oznacza to, że dziś jesteśmy na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o młode talenty. Jeśli chcemy zawodnika w wieku od 18 do 20 lat, zazwyczaj mamy dobre karty do gry.
Czy kiedykolwiek rozważałeś Xabiego Alonso na ławkę?
Nie, z tego prostego powodu, że na naszej ławce nie było wolnego miejsca. Ale ostatnio powiedziałem Fernando (Carro, dyrektor generalny Leverkusen), że sprowadzenie Xabiego przypominało mi pozyskanie Kloppa dla nas. Wykonali świetną robotę.
Przy okazji, co sądzisz o pożegnaniu Kroosa?
Wyjątkowe i w pełni zasłużone. Ponieważ osiągnął coś, do czego zdolni są tylko wielcy: przejście na emeryturę na szczycie. Przejdzie do historii jako jeden z największych graczy w Niemczech i w Realu. Nigdy nie chciał być w centrum uwagi, jak Cristiano, co daje mu jeszcze więcej zasług. Ktoś taki jak Beckenbauer, na przykład, wyznaczył epokę i również chciał ją naznaczyć. Dlatego nie jest sprawiedliwe dokonywanie porównań, ale mówimy o mistrzu świata i pięciokrotnym zdobywcy Ligi Mistrzów. Nie ma potrzeby używać słów.
Co łączy Borussię Dortmund i Real Madryt, poza tym, że są o krok od wygrania Ligi Mistrzów?
Real Madryt i Barça są tutaj jak Bayern i Dortmund, zawsze walczą o bycie numerem jeden i są dwiema drużynami o największej międzynarodowej sile przyciągania. To także dwie drużyny, które bardzo rozsądnie zarządzają swoją ekonomią. I tak będzie, dopóki Florentino będzie rządził. Mamy bardzo przyjazne stosunki, jedyną rzeczą, która nas dzieli, są nasze opinie na temat Superligi. Oczywiście nie jestem w jego łodzi jako członek komitetu wykonawczego UEFA, ani nie byłbym, gdybym mówił tylko jako dyrektor generalny Borussii, ale nasze osobiste relacje muszą wytrzymać tego rodzaju dyskusje. Kłóciliśmy się, nie zaprzeczam, ale zawsze zachowywał się z szacunkiem, jak na dżentelmena przystało. Zwłaszcza przy stole negocjacyjnym. Nie ma bardziej pełnych szacunku i czystych negocjacji niż te z Realem Madryt.
Czy obawiasz się, że Superliga powróci?
Raczej nie. Ale jeśli jedna rzecz jest dla mnie jasna, to to, że nigdy nie lekceważyłbym Florentino, biorąc pod uwagę jego wytrwałość. Nie bez powodu udało mu się postawić na równi z kimś takim jak Bernabéu. Real Madryt w obecnym kształcie to jego wielkie dzieło. Żaden klub, który wciąż należy do jego socios, nie ma tak wpływowego i potężnego prezesa jak on, który oczywiście podporządkowuje wszystko dobru Realu Madryt. To wyjątkowa osoba.
Co jest bardziej prawdopodobne: nadejście Superligi czy zwycięstwo Dortmundu w finale?
Chociaż Real Madryt zaczyna jako zdecydowany faworyt, myślę, że zobaczenie nas z pucharem w sobotę jest bardziej realne niż sukces Superligi.
Jak wyjaśnisz, jak wyjątkowa jest Liga Mistrzów dla Realu Madryt?
Z mojego punktu widzenia Real Madryt jest definiowany przede wszystkim przez Ligę Mistrzów. Mam wrażenie, że jest ona dla nich ważniejsza niż tytuły krajowe. Na przykład w Anglii czy Niemczech liga jest prawie na tym samym poziomie co Liga Mistrzów. Zawsze znajdą się drużyny, które zdołają im to odebrać, ale utrzymanie się na zwycięskiej ścieżce przez tak długi czas i bez zaprzedawania nikomu swojej duszy jest godne pochwały. Ale można ich pokonać. A tym bardziej w pojedynczym meczu.
Jak?
To bardzo proste. Real Madryt jest przytłaczającym faworytem, ale właśnie to kochamy. Spójrzmy na to, co właśnie wydarzyło się w Dublinie. Z dziesięciu meczów z Atalantą jestem pewien, że Leverkusen wygra osiem. Ale Atalanta zagrała tak, jakby to był ostatni mecz w ich życiu. Kto przejmował się meczem Dortmundu z PSG? Nikt. I nie pokonaliśmy ich raz. Pokonaliśmy ich dwa razy. Jeśli jesteśmy do tego zdolni, jesteśmy również w stanie wygrać finał, jeśli wszystko, co zamierzamy zrobić, zadziała. Przypisywanie Realowi Madryt miana faworyta to nie strategia, to historyczna prawda. Warto pamiętać, że nigdy nie przegrali finału Ligi Mistrzów. Ale zawsze jest ten pierwszy raz.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze