Rüdiger: Boję się tylko Boga
Antonio Rüdiger udzielił wywiadu dziennikowi El Mundo. Niemiecki obrońca mówił między innymi o zbliżającym się finale Ligi Mistrzów i bieżącym sezonie.
Antonio Rüdiger. (fot. Getty Images)
Jakie są teraz twoje uczucia?
Niesamowite. To są chwile, o których marzyłem, być w finale z Realem Madryt. Biorąc pod uwagę ich historię, wygrywali już tyle razy, ale to wciąż jest wyjątkowe… To mój pierwszy finał Ligi Mistrzów z Realem i czuję się dobrze, po prostu staram się cieszyć chwilą.
Co ci powiedziano przez te dwa lata, abyś zrozumiał DNA Realu Madryt? To nie może być szczęście.
Nie, nie, nie… Jeśli ktoś wygrywa 14 razy, nie można mówić o szczęściu. To, co ludzie mówią ci na ulicy, gdziekolwiek pójdziesz, to „chodźmy po 15, chodźmy po 15”. Słyszysz to od małego czteroletniego chłopca i starszej kobiety… To jest DNA. DNA wygrywa. Podoba mi się to i po to się tu zgłosiłem. Czuję dużą odpowiedzialność, ponieważ w tym klubie chodzi tylko o wygrywanie, a dla mnie życie polega tylko na wygrywaniu, więc jest to idealne, dobre dopasowanie.
A szatnia, co ci mówi?
Szatnia jest spokojna i skoncentrowana, ponieważ nie można być nadmiernie podekscytowanym… Ci piłkarze znają takie mecze. Grali w nich wiele razy i są spokojni, a spokój przekazują drużynie. W życiu chodzi o równowagę, trzeba znaleźć środek między ekscytacją a spokojem. I to właśnie ma ta szatnia.
W dniu meczu z City strzeliłeś decydującego karnego i przebiegłeś 100 metrów w kierunku kibiców. Czy był to najlepszy dzień w twoim życiu w Madrycie?
Najlepszym dniem w Madrycie był dzień, w którym podpisałem kontrakt, absolutnie. To był numer jeden, ponieważ jest to coś, czego nigdy nie zapomnę. Ale oczywiście ta noc była magiczna, w tym momencie karnego byłem cały w sobie, mogłem dotknąć nieba lub piekła, ponieważ w piłce nożnej czasami nie ma takiego środka. I popatrz… To był moment wielkiej dumy, emocje przebiegały przez całe moje ciało i umysł… Dałem z siebie wszystko. Wspaniały dzień.
Byłeś w Borussii Dortmund w wieku 17–19 lat, co pamiętasz i czego się tam nauczyłeś? Czy to sprawia, że ten finał jest dla ciebie jeszcze bardziej wyjątkowy?
To był pierwszy raz, kiedy byłem z dala od rodziny, z dala od Berlina. Wiele się nauczyłem, nauczyłem się dojrzewać, wierzyć w siebie… Ale nie udało mi się zadebiutować w Dortmundzie, a to jest finał Ligi Mistrzów.
Toni Kroos odchodzi na emeryturę, Luka Modrić ma już niewiele do zrobienia… Masz 31 lat, czy uważasz się za lidera nowej generacji?
Cóż… Wszystko ma swój koniec i niestety dla Toniego nadszedł on teraz. Będzie nam go bardzo brakowało, ponieważ jest wyjątkowym i niezastąpionym zawodnikiem. Modrić jest wciąż młody (śmiech), jest świeży i gra bardzo dobrze. No i mamy weteranów, takich jak Lucas Vázquez, Nacho, Carvajal… Ale tak, postrzegam siebie jako lidera drużyny. Może nie jestem liderem wielkich słów, ale jestem liderem w działaniu.
Jakie jest twoje wspomnienie o Kroosie?
Znałem go z reprezentacji, ale nie byliśmy tak blisko. I będę szczery, inaczej go postrzegałem, ale kiedy tu przyjechałem, poznałem prawdziwego Toniego Kroosa. Wspaniały facet, który kocha swoją rodzinę, a ponieważ sam jestem ojcem, bardzo go szanuję. Patrzę na niego i widzę świetny wzór do naśladowania, ponieważ sposób, w jaki kocha i traktuje swoją rodzinę, nie widziałem u żadnego innego piłkarza. Jako piłkarz nie muszę o nim mówić, ponieważ w Niemczech jest najlepszym, jakiego kiedykolwiek mieliśmy, bez wątpienia, i jest legendą Realu Madryt, ale jako osoba jest po prostu fantastyczny.
Czy Real Madryt zmienił cię w jakikolwiek sposób?
Nie wydaje mi się, żebym się bardzo zmienił. To zawsze kwestia tego, czy czujesz się ważny, czy nie. W moim pierwszym roku klub wygrał dopiero co mistrzostwo i Ligę Mistrzów i oczywiście dwóch graczy przede mną miało przewagę, rozumiem to. Nie grałem w wielu ważnych meczach i szczerze mówiąc nie czułem się ważny, ale w tym roku, również z powodu kontuzji, które zmieniły sytuację, ważne było dla mnie nie tylko pokazanie ludziom, że mogę tu być, ale także dla mnie samego. Zobaczyć siebie tutaj, zwyciężającego. I dlatego ten finał jest dla mnie ważny, aby przypieczętować ten rok.
Twoja mama nazywała cię „wojownikiem”, czy nadal nim jesteś?
To moje DNA: być wojownikiem. Zawsze nim byłem i zawsze będę.
Wembley, Dortmund, Real Madryt, finał Ligi Mistrzów? Boisz się czegokolwiek?
Boję się tylko Boga. Pod koniec dnia jesteśmy ludźmi, nie musisz bać się żadnego człowieka. Jestem muzułmaninem i mam bardzo silną wiarę, więc boję się tylko Boga, ponieważ on jest stwórcą wszystkiego. Nie musisz obawiać się nikogo innego.
Ancelotti opowiedział dziennikarzom o swojej przedmeczowej rutynie: łosoś, brokuły, makaron i drzemka. Masz taką?
Może powiedział tak, ponieważ traci na wadze (śmiech). Jest w tym biznesie od dawna, dużo wie. Przed meczami zawsze jem spaghetti bolognese, rozmawiam z mamą, co jest najważniejsze, i modlę się pięć razy dziennie.
Tchouaméni gra na pianinie, Camavinga śpiewa, Rodrygo gra na gitarze… Jaki jest twój sekretny talent?
Jestem dobrym klaunem dla moich dzieci. Zawsze staram się, aby były szczęśliwe w domu, to moja wielka zaleta.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze