10 lat od La Décimy
24 maja 2014 roku legendarna bramka Sergio Ramosa na Estádio da Luz w Lizbonie zapoczątkowała kolejną złotą erę Realu Madryt w Europie.
Piłkarze Realu Madryt celebrujący historyczny dziesiąty triumf w finale Ligi Mistrzów w Lizbonie. (fot. Getty Images)
Liga Mistrzów to królestwo Realu Madryt. Triumfował w niej już 14 razy, a za tydzień może mieć już 15 pucharów w swoim dorobku. Madridistas trudno byłoby wybrać spośród nich jeden, ten najbardziej wyjątkowy. La Primera rozpoczęła całą historię, La Quinta zamknęła niepowtarzalną zwycięska serię, La Séptima kazała na siebie czekać 32 lata, La Décima nadeszła po kolejnym długim oczekiwaniu i rywalizacji z Atlético, La Undécima została zdobyta w bólach, La Decimotercera była trzecią wygraną z rzędu, a La Decimocuartę naznaczyły niezapomniane remontady. Trudny wybór, ale La Décima z pewnością byłaby jednym z największych faworytów. Przede wszystkim dlatego, że Puchar Europy wygrany przez Królewskich w Lizbonie 24 maja 2014 roku z wielu powodów ma w sobie coś magicznego. A dziś mija dokładnie 10 lat od tego momentu.
La Décima, pośród wielu innych wydarzeń, zmieniła historię Realu Madryt. Drużyna zameldowała się w finale po długiej kontynentalnej podróży przez pustynię, która trwała 12 lat. Po La Novenie, która miała miejsce w 2002 roku, Los Blancos popadli w niełaskę w Champions League. Szok w Monaco, „klątwa 1/8 finału”, która trwała sześć długich lat, i trzy półfinały z rzędu w erze José Mourinho sprawiły, że La Décima stała się obsesją.
Niepowstrzymany marsz
Ten swoisty dług został spłacony w sezonie 2013/14, pierwszym z Carlo Ancelottim na ławce trenerskiej. Zespół kroczył niczym walec do samego finału. Podopieczni Włocha przeszli przez fazę grupową z pięcioma zwycięstwami i tylko jednym remisem, rozprawili się z Schalke w 1/8 finału (6:1 i 3:1), po wygranej w pierwszym spotkaniu (3:0) sami napędzili sobie stracha w ćwierćfinale z Borussią Dortmund, gdy cierpieli w rewanżu (0:2) i zmiażdżyli Bayern w półfinale, wysoko pokonując go w rewanżu (4:0) po skromnym zwycięstwie na Santiago Bernabéu w pierwszym meczu (1:0).
W nagrodę Real wystąpił w finale, który bardziej niż kiedykolwiek przybliżył go do upragnionej La Décimy. I w końcu po nią sięgnął, otwierając sobie drogę do jej kolejnych „sióstr”. Bo dziesiąty triumf w Lidze Mistrzów zainspirował złoty cykl trzech zwycięstw z rzędu w latach 2016-2018, a jego wpływ jest nadal odczuwalny w czternastym i potencjalnym piętnastym triumfie. Było to starcie, które zmieniło bieg historii. Król Europy powrócił na tron.
La Décima nie trafiła do muzealnej gabloty na Bernabéu w byle jaki sposób. Dokonała się ona w pojedynku z Atlético i przyszła po heroicznej walce, co dodało jej jeszcze więcej wartości, pasji i emocji. Po raz pierwszy dwie drużyny z tego samego miasta mierzyły się ze sobą w finale Ligi Mistrzów. Lizbona na kilka godzin zamieniła się w Madryt, a Real Madryt i Atlético osiągnęły szczyt wzajemnej konkurencji na murawie Estádio da Luz.
Początek wielkiego podboju Europy
Potyczka zaczęła się pechowo dla Atleti, które straciło Diego Costę z powodu kontuzji raptem po kilku pierwszych kopnięciach piłki. Pierwsze minuty finału upłynęły pod znakiem strachu. Żadna ze stron nie chciała mocno zaryzykować, a na boisku panowała równowaga działań. Dopiero stały fragment gry, a konkretnie rzut wolny, przełamał ten impas na krótko przed końcem pierwszej połowy. Iker Casillas źle ocenił sytuację, a Diego Godín wygrał pojedynek powietrzny i wyprowadził Los Colchoneros na prowadzenie.
Ancelotti wstrząsnął swoim zespołem w przerwie i wprowadził na boisko Isco oraz Marcelo za Samiego Khedirę i Fábio Coentrão. Królewscy zaczęli grać lepiej i dominowali, ale Atlético było niczym mur i zmuszało ich do maksymalnego wysiłku. I ten wysiłek przyniósł wymierny efekt w 92. minucie i 48. sekundzie, kiedy Sergio Ramos po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Luki Modricia uderzył głową i umieścił piłkę w siatce, w ostatniej chwili doprowadzając do dogrywki. Florentino Pérez w spontanicznej radości wstał ze swojego miejsca i dwukrotnie klasnął w dłonie, a całe madridismo oszalało.
Dogrywka była już prawdziwym festiwalem zawodników w białych koszulkach, którzy nie pozostawili żadnych złudzeń podłamanemu przeciwnikowi. Gareth Bale (na 2:1; po tym golu Xabi Alonso wykonał pamiętny bieg z trybun), Marcelo (na 3:1) i Cristiano Ronaldo (z rzutu karnego) ustalili wynik na 4:1. Real Madryt zwyciężył w finale, który długo wydawał się przegrany. Ale tego dnia Real Madryt zdobył nie tylko La Décimę, ale także wszystkie kolejne uszate puchary, które wygrywał w następnych latach. Stało się to dokładnie 24 maja 2014 roku i bez wątpienia jest to data, która na zawsze wryła się w pamięć wszystkich madridistas.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze