Bądźmy konsekwentni
Odwagę i osobowość już mamy. Tego nikt nam nie odmówi. Czas dołożyć do tego skuteczność oraz – przede wszystkim – konsekwencję.
Eduardo Camavinga jest już gotowy do boju na Etihad. A Wy? (fot. Getty Images)
Jeśli dążysz do osiągnięcia danego celu, bądź konsekwentny. Zabrzmiało jak pusty frazes wyciągnięty wprost z taniego kursu motywacyjnego, prawda? No właśnie. Konsekwencja. Każdy z nas wiele o niej słyszał i wiele mógłby na jej temat powiedzieć. Ludzie sztywno trzymający się własnego życiowego kodeksu czy jednostki ambitne z uporem maniaka pokonujące kolejne przeszkody na drodze do sukcesu wyznają konsekwencję niczym religię. Powiedziałeś „A”, więc musisz też powiedzieć „B”. Na tym cała zabawa polega.
Trudno zaprzeczać temu, że rzeczona konsekwencja charakteryzuje działanie Realu Madryt w tym sezonie ligowym. Niezwykle trafnym jest stwierdzenie, że Królewscy konsekwentnie kroczą po 36. tytuł mistrza Hiszpanii w swojej historii. Dowodów na poparcie tej tezy nie brakuje. Zaczynając od tego, że ostatnią i zarazem jedyną porażkę w La Lidze drużyna poniosła 24 września ubiegłego roku, idąc przez serię 25 meczów z rzędu bez przegranej, aż po fakt, że remisy z Rayo, Betisem czy Valencią nie zaburzyły równowagi grupy i nie wybiły jej z pantałyku. A trzeba mieć na uwadze, że jako madridistas nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej żelaznej postawy naszych ulubieńców.
Z tym największy jest ambaras, żeby przenieść to na grunt europejski. I jak do tej pory całkiem nieźle to piłkarzom w białych trykotach wychodzi. Bo choć dwa ostatnie spotkania w rozgrywkach, które tygrysy lubią najbardziej, zremisowaliśmy (1:1 z RB Lipsk i 3:3 z Manchesterem City), to w bieżącej edycji wciąż nikt nie znalazł sposobu na to, by nas pokonać. Ani Union Berlin, ani Napoli, ani Braga, ani Lipsk, ani nawet Manchester City. I kluczem do drzwi z ogromnym napisem „PÓŁFINAŁ” jest sprawienie, by tak pozostało.
Sęk w tym, że następny remis da nam co najwyżej dogrywkę, a później ewentualnie rzuty karne. Wierzymy jednak, że serca swoich kibiców są zawodnikom Realu drogie i że zrobią oni wszystko, by awansować w podstawowym czasie gry. A do tego niezbędne będzie zwycięstwo, którego jeszcze nigdy nie udało im się odnieść na Etihad bądź – jak kto woli – City of Manchester Stadium.
Nasze pierwsze dwie potyczki na tym obiekcie kończyły się rezultatami kompromisowymi (1:1 i 0:0). Później było już tylko gorzej. Odpowiednio 1:2, 3:4 i sławetne 0:4 z poprzedniej kampanii. Jakby tego było mało, Etihad od dłuższego czasu jawi się jako twierdza nie do zdobycia, a już w szczególności w Champions League. Mianowicie – ostatnia porażka The Citizens na własnym terenie miała miejsce 12 listopada 2022 roku, a ich pogromcą okazał się Brentford (2:1). Z kolei po ich ostatnią porażkę w europejskich rozgrywkach musimy sięgnąć jeszcze głębiej, bo aż do 19 września 2018 roku, kiedy to Olympique Lyon wywiózł z Manchesteru trzy grupowe punkty (2:1). Tym samym z ostatnich 30 konfrontacji w najbardziej prestiżowym turnieju Starego Kontynentu podopieczni Pepa Guardioli 28-krotnie wychodzili z tarczą i tylko dwa razy remisowali. Czeka nas zatem więcej niż arcytrudne zadanie [Czyż nie właśnie w takich się specjalizujemy?].
Ale skoro już na tym stanęło, to pora niczym wróżbita Maciej Skrzątek zerknąć na aspekt metafizyczny. Musimy bowiem przyznać, że istnieją pewne skrzętnie ukrywające się między wierszami tego ćwierćfinałowego dwumeczu znaki, które mogą wskazywać, że to my będziemy dziś świętować awans do 1/2 finału Ligi Mistrzów. Zacznijmy od punktu najbardziej oczywistego. Jeśli nigdy nie wygraliśmy na Etihad, to z każdym kolejnym starciem na tym stadionie rośnie prawdopodobieństwo, że w końcu nam się to uda.
Dalej. Rozjemcą dzisiejszego pojedynku będzie Daniele Orsato. Ten sam włoski sędzia, który gwizdał przed dwoma laty, gdy w półfinałowej batalii z Obywatelami dokonaliśmy niesamowitej remontady po dublecie Rodrygo i trafieniu z rzutu karnego Karima Benzemy. Co więcej, to ten sam włoski sędzia, który prowadził mecz zakończony wspomnianą wyżej ostatnią porażką City w Europie. Przypadek? Warto mieć z tyłu głowy również inne nietuzinkowe zjawisko, jakim jest madrycki patent na mistrza. Nieprzerwanie od 1998 roku, kiedy już eliminujemy obrońcę tytułu, to w ostatecznym rozrachunku sami sięgamy po uszaty puchar. Wniosek – naprawdę mamy się o co bić.
Do rewanżowej rywalizacji w ubiegłorocznym półfinale nie ma za bardzo co wracać. Trzeba o niej pamiętać (trudno zresztą zapomnieć), ale nie można umieszczać jej na świeczniku w obliczu czekającego nas dziś wyzwania. Rok to w futbolu szmat czasu. Mamy inny Manchester City i inny Real Madryt. Punktem odniesienia powinna być dla nas, a przede wszystkim dla Carlo Ancelottiego i jego sztabu, zeszłotygodniowa partia na Santiago Bernabéu. Spotkanie, w którym pokazaliśmy wytłuszczone przez włoskiego trenera palcem odwagę i osobowość, a także mitycznego ducha madridismo, który pozwolił nam się podnieść i wyrównać w sytuacji, gdy krwawiliśmy po dwóch bolesnych ciosach zadanych nam przez Phila Fodena i Joško Gvardiola i gdy w baku coraz bardziej brakowało nam paliwa.
Nie był to jednak jedyny deficyt, który przed tygodniem uniemożliwił nam osiągnięcie pełnego sukcesu. O ile tym razem nie musieliśmy się zastanawiać, gdzie się podziała nasza odwaga i osobowość, to nie doświadczyliśmy niestety omawianej wcześniej konsekwencji i skuteczności. Wszakże po wyjściu na prowadzenie nie poszliśmy za ciosem, nie wykorzystaliśmy dogodnych sytuacji i nie strzeliliśmy kolejnych goli. A powinniśmy byli to zrobić. Dziś nie można ponownie do tego dopuścić. Odwaga i osobowość przyprawione konsekwencją i skutecznością są przepisem na sukces. Niezależnie od tego, ilu ekspertów skaże Los Blancos na pożarcie w błękitnej jaskinii. Dlatego – jak przykazał Carletto – nie bądźmy nerwowi, bądźmy szczęśliwi i pewni siebie. Jakkolwiek możliwe jest to, by przed takim wieczorem sugestywnie nie obgryzać paznokci.
Nie chcemy przesadzać z patosem, ale jednocześnie nie jesteśmy w stanie odmówić sobie przypomnienia oczywistej oczywistości, że madridismo to ciągła wiara. Kibicowanie Realowi Madryt obliguje nas do wspierania naszych chłopaków do ostatniego kopnięcia piłki, ostatniego gwizdka sędziego i ostatniej kropli potu, a w szczególnych przypadkach nawet do ostatniej kropli krwi. Tak jak gracze z piłką przy nodze, tak i my z szalikami w dłoniach musimy być – słowo klucz całego tego wywodu – konsekwentni.
Wiemy, że naszą białą, świętą koszulkę można splamić praktycznie wszystkim, ale nigdy hańbą. Choć słyszeliśmy te wszystkie hasła setki, tysiące, a może nawet miliony razy, to dziś wybrzmiewają one bardziej i głośniej niż zwykle. Dlatego i my, mimo że zwykle tego nie robimy, pozwolimy sobie zakończyć stadionowo i entuzjastycznie. Bo dziś wszyscy jesteśmy jedną wielką królewską rodziną. I wszyscy mamy jeden cel.
¡Hasta el final, vamos Real!
* * *
Mecz z Manchesterem City na Etihad Stadium rozpocznie się o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze