Na najtrudniejszej drodze
Część drabinki finałowej Ligi Mistrzów, po której znajduje się Real Madryt, gromadzi łącznie 21 Pucharów Europy oraz cztery z pięciu najbardziej wartościowych drużyn na świecie. Dla porównania – druga strona tejże drabinki wyceniana jest niżej o 1,618 miliardów euro i wydała o wiele mniej na transfery.
Jude Bellingham w meczu Ligi Mistrzów. (fot. Getty Images)
Rozsądnie jest myśleć, że ćwierćfinał Ligi Mistrzów, w którym zmierzą się Real Madryt i Manchester City, jest czymś w rodzaju przedwczesnego dwumeczowego finału. Obie drużyny spotkały się w dwóch ostatnich edycjach w półfinale i ten, kto wyszedł z tego pojedynku zwycięsko, ostatecznie triumfował w całych rozgrywkach, Królewscy w 2022, a Obywatele w 2023 roku. Tym razem los skrzyżował drogi podopiecznych Carlo Ancelottiego i Pepa Guardioli rundę wcześniej, umieszczając ich w trudniejszej części drabinki, zarówno historycznie, jak i aktualnie. Jeśli Real chce wygrać 15. Puchar Europy, będzie musiał wyeliminować najlepszych, bez żadnego udawania się na skróty.
Wedle tego, co dyktuje tradycja, oczywiste jest to, że rywalem, którego zawsze trzeba unikać, jest Real Madryt i jego 14 tytułów klubowego mistrza Europy lśniących w gablocie na Santiago Bernabéu. Ale w ich części drabinki znajduje się inny wielki i bardzo utytułowany zespół, jakim jest Bayern Monachium, który 6-krotnie sięgał po Ligę Mistrzów i zajmuje trzecie miejsce w historycznej klasyfikacji ex aequo z Liverpoolem (na drugiej pozycji plasuje się Milan, który ma 7 takich trofeów). Manchester City, który swój pierwszy tytuł zdobył w zeszłym roku, pokonując Inter Mediolan w finale w Stambule, jest w tym gronie swego rodzaju nowicjuszem. Całą czwórkę uzupełnia Arsenal, który nigdy nie dostąpił zaszczytu uniesienia uszatego pucharu ku niebu. Kanonierzy tylko raz zagrali w finale Champions League, kiedy to w 2006 roku polegli z Barceloną na Stade de France.
Tym samym po tej stronie drabinki, po której znajdują się Los Blancos, jest łącznie 21 Pucharów Europy, czyli ponad trzy razy więcej niż widnieje po drugiej stronie: Barcelona ma ich 5, Borussia Dortmund tylko jeden, a Atlético Madryt i PSG wciąż czekają na swoją pierwszą La Orejonę. Jeżeli Królewskim uda się przejść City, w półfinale staną w szranki z Bayernem, który przez dziesięciolecia był ich katem w Lidze Mistrzów, choć ostatnio udało im się odwrócić tę niekorzystną tendencję (wygrywali podczas swoich trzech ostatnich wizyt w stolicy Bawarii), albo z Arsenalem, który zawalczy o miejsce wśród absolutnych europejskich gigantów i z którym nie mają najlepszych wspomnień. We wspomnianym już 2006 roku ekipa Arsène’a Wengera w 1/8 finału wyrzuciła za burtę słynnych Los Galácticos po golu Thierry’ego Henry’ego na Bernabéu i bezbramkowym remisie na Highbury.
Większa wartość, więcej transferów
To wszystko jest jednak tak klarowne, jak to, że historia nie wychodzi na boisko i nie strzela goli. Robi jednak coś innego, a mianowicie – przy ogromnym potencjale finansowym największych klubów ułatwia im sprowadzanie najlepszych piłkarzy, którzy wyznaczają różnicę na tym elitarnym poziomie. I pod tym względem madrycka część drabinki również wykazuje duży dystans względem pozostałych drużyn. Cztery z nich należą do pięciu najbardziej wartościowych na świecie według portalu Transfermarkt, który stanowi punkt odniesienia w kwestii wyceny ekonomicznej w świecie futbolu. Pierwszy w tym zestawieniu jest Manchester City (1,270 miliarda euro), za ich plecami plasuje się Arsenal (1,120 miliarda euro), trzeci jest Real (1,040 miliarda euro), a piątą lokatę (czwarte jest PSG) okupuje Bayern (929 milionów euro).
Te cztery kluby łącznie warte są 4,359 miliarda euro, a to o 1,618 miliarda euro więcej aniżeli zsumowana wartość czterech zespołów z drugiej części drabinki, której przewodzi PSG (1,020 miliarda euro), a dalej są Barcelona (839 milionów euro; ósme miejsce w rankingu Transfermarktu), Borussia (464 miliony euro; 21. miejsce) i Atlético (418 milionów euro; 24. miejsce). Ta różnica wartości odcisnęła swoje piętno na rynku transferowym. Strona drabinki, po której znajdują się Los Blancos, w dwóch ostatnich okienkach transferowych wydała łącznie 811 milionów euro, na które składa się 260 milionów City, 235 Arsenalu, 129 Realu i 187 Bayernu. To o 196 milionów euro więcej niż cztery kluby z drugiej części drabinki, a ta znacząca różnica mogłaby być jeszcze większa, gdyby nie fakt, że samo PSG wydało aż 454 miliony euro. Paryżanie niewątpliwie ciągną ten wózek, a Barça (43 miliony euro), Atleti (54 miliony euro) i BVB (64 miliony euro) są daleko w tyle.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze