Advertisement
Menu
/ marca.com

Pierwszy wróg publiczny

Vinícius wróci na Estadio Mestalla po raz pierwszy od wydarzeń, które przytoczone zostały nawet podczas szczytu G-7 w Hiroszimie i do dziś mają swoje konsekwencje w sądach.

Foto: Pierwszy wróg publiczny
Pedja Mijatović w barwach Realu Madryt w sezonie 1997/98. (fot. Getty Images)

Mestalla przygotowuje się do przyjęcia Brazylijczyka, który stał się wrogiem publicznym numer jeden w mieście. Nie jest to jednak pierwszy tego rodzaju przypadek. Dość przypomnieć sobie historię Predraga Mijatovicia sprzed niespełna trzech dekad. 20 kwietnia 1997 roku Real Madryt trenowany wówczas przez Fabio Capello udał się do Walencji, by bronić dziesięciopunktowej przewagi nad Barceloną. Nietoperze pod wodzą Valdano kręcili się natomiast w środku tabeli. 

Futbol tamtego dnia zszedł jednak na dalszy plan, a policja z całego regionu została postawiona w stan gotowości. Na obiekt Valencii wrócić miał bowiem Predrag Mijatović. Czarnogórzec był prawdziwym idolem Los Che przez trzy sezony, ale jego przykład stanowi kolejny dowód na to, jak cienka jest granica między miłością i nienawiścią. 

W lutym 1996 roku po raz pierwszy zaczęto spekulować, że napastnik prowadzi rozmowy z Realem Madryt. 13 marca na jaw wyszło, że Królewscy wpłacą za piłkarza klauzulę wynoszącą w przeliczeniu 9 milionów euro. Relacje klubów stały się niezwykle napięte i nigdy nie wróciły do wcześniejszego stanu. Dni poprzedzające starcie na Estadio Mestalla jasno wskazywały na to, że sytuacja zapowiada się na niebezpieczną i szczególną. I tak też podeszły do niej służby mundurowe przy pełnej współpracy z Królewskimi. Nie był to pierwszy powrót Predraga do dawnego domu, ponieważ wcześniej przyszło mu już wystąpić tam w barwach reprezentacji. Tym razem miał jednak postawić w tym miejscu nogę jako zawodnik Realu, a to zmieniało wszystko. 

Kiedy Los Blancos wylądowali w Walencji, nieoznakowany radiowóz już oczekiwał w okolicy schodów samolotu. Mijatoviciem zajęły się dwa patrole. Czarnogórzec został oddzielony od kolegów z zespołu, ponieważ na Królewskich oczekiwały dwa tysiące kibiców. Podczas gdy drużyna udała się autokarem do hotelu, Predraga konwojowano alternatywną, o wiele dłuższą trasą. Podczas meldunku w hotelu napastnika otaczało czterech policjantów. 

W tygodniu poprzedzającym potyczkę można było bez problemu wyczuć zagęszczającą się atmosferę. Przeciwko Predragowi byli nawet jego byli koledzy z Valencii. – Okłamał ludzi i teraz wyrzuca mu się to w twarz – mówił Vicente Engonga. Mijatović nie pozostał dłużny i odpowiedział. – On nie ma prawa o mnie mówić. Co zrobię, jeśli strzelę gola? Będę go celebrował z największym szczęściem – skwitował. 

Choć mecz rozgrywano w poniedziałek, stadion zapełnił się do ostatniego miejsca. W wielu sektorach stadionu widać było transparenty, na których wyzywano Mijatovicia od judaszów. Atakujący postanowił nie wychodzić na zwyczajowy spacer po murawie z resztą kolegów i poczekał na początek rozgrzewki. Gdy tylko pojawił się na murawie, ataki towarzyszyły mu od początku do końca spotkania przy każdym kontakcie z piłką. Na starcie na boisko leciały też różne przedmioty, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. 

Mecz zakończył się remisem po golu Valencii z rzutu karnego w końcówce. Po ostatnim gwizdku Mijatović udzielił paru słów komentarza odnośnie do całego zamieszania z nim w roli głównej. – Boli mnie to, co wydarzyło się w ciągu tych dwóch dni. W Walencji spędziłem trzy wspaniałe lata, miałem ze wszystkimi świetne relacje. Tak naprawdę poczułem się, jakbym był terrorystą czy więźniem otoczonym przez policję. To było bardzo dziwne. Nie udałem się do miasta, by wyrządzić komuś krzywdę. Nie jestem terrorystą, lecz piłkarzem – opowiadał po wizycie na dawnych śmieciach Czarnogórzec. 

Mimo to zawodnik nie przepuścił też okazji, by wbić szpilkę tym, którzy go atakowali. – Czuję się z tym źle. Inni powinni zapomnieć o mnie na dobre, przestać emanować złością i skupić się na swoich sprawach, na wspieraniu swojej drużyny. Predrag Mijatović w Valencii to już przeszłość. Już tam nie gram i głupotą jest ciągłe wałkowanie tego tematu. Być może gdyby fani bardziej skupili się na kibicowaniu swoim, a nie na mnie, mieliby większe szanse na zwycięstwo. 

Głos w sprawie zabrał też ówczesny prezes Nietoperzy, Paco Roig, który zapewniał, że temat został rozdmuchany, a do zapewnienia bezpieczeństwa wcale nie było potrzeba aż takich tłumów policji. Nie omieszkał też wspomnieć, że 18 stycznia 1996 roku został zaatakowany w okolicach Bernabéu, gdzie oglądał spotkanie Realu z Espanyolem w Pucharze Króla. – Stadion osądził Mijatovicia, a rezultat jest, jaki jest. Nie mam nic do powiedzenia na temat Predraga, ponieważ jest piłkarzem Realu Madryt, choć on sam postanowił publicznie się wypowiedzieć. Cały ten przedstawiany obraz sytuacji przypomina film, który chyba nakręcono w Madrycie. Kiedy tam byłem, uderzono mnie, ale nie zachowywałem się tak jak on – przedstawił swój punkt widzenia. 

Z dziennikarskiego obowiązku należy dodać, że w trakcie spotkania zniszczono dwa samochody ekipy sędziowskiej. 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!