Chwycić byki za rogi
O większego trudno zucha, jak w tym sezonie jest Real Madryt.
Czy Vinícius poprowadzi Królewskich do zwycięstwa w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów? (fot. Getty Images)
Życie nie jest usłane różami. W dzisiejszych czasach nie trzeba tego tłumaczyć nawet dzieciom. Rzadko kiedy mamy szansę cieszyć się błogą beztroską. Przeważnie trafia się coś, co mąci nasz spokój i zmusza nas do wytężonego wysiłku niezbędnego do osiągnięcia założonych celów.
Skoro wiedzą to nawet najmniejsze brzdące, tym bardziej zdają sobie z tego sprawę piłkarze Realu Madryt. Zwłaszcza w bieżącej kampanii. Bo powiedzieć, że los rzuca im kłody pod nogi, to tak naprawdę nic nie powiedzieć. Żeby uniknąć posądzenia o gołosłowność i brak poparcia w faktach, nadmienimy, że drużyna doznała w tym sezonie łącznie 28 kontuzji, a trzy z tych przypadków to zerwane więzadła krzyżowe.
Brak Thibaut Courtois, Édera Militão i Davida Alaby? Nie ma problemu, damy radę. Absencje Eduardo Camavingi i Viníciusa? Głowa do góry! Poradzimy. Uraz Antonio Rüdigera, zawieszenie Auréliena Tchouaméniego i konieczność grania obroną klejoną na taśmę i ślinę? Bez paniki, przetrwamy. No i przetrwali. Mimo tylu przeciwności, tylko sobie znanym sposobem podopieczni Carlo Ancelottiego dojechali niemal do połowy lutego jako liderzy La Ligi (z 5-punktową przewagą nad drugą Gironą), z Superpucharem Hiszpanii w kieszeni i z promiennymi widokami na walkę o końcowy triumf w Lidze Mistrzów. Jedynie w Pucharze Króla powinęła im się noga, ale widocznie nie można mieć wszystkiego.
Królewscy w żadnym momencie nie załamali jednak rąk. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem zakasywali rękawy i brali się do pracy z jeszcze większą intensywnością i determinacją. Każdą kolejną trudność traktowali jak wyzwanie i każda kolejna trudność jeszcze mocniej cementowała tę grupę. W konsekwencji nie brakuje im doświadczenia w chwytaniu byka za rogi. A to bardzo dobrze wróży przed dzisiejszym starciem…
Dziś bowiem trzeba będzie wziąć za rogi nawet dwa byki. Tyle bowiem widnieje ich w herbie RB Lipsk, z którym nasi ulubieńcy zmierzą się w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Nie będzie to dla nich nic nowego. Gdyby niektórzy z Was zapomnieli, Die Bullen byli naszymi rywalami w fazie grupowej poprzedniej edycji najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek. W pierwszym spotkaniu na Santiago Bernabéu wygraliśmy 2:0, a w rewanżu w Lipsku przegraliśmy 2:3. Były to jak do tej pory nasze jedyne potyczki z klubem, który w Bundeslidze zadebiutował dopiero w 2016 roku i na dzień dobry wywalczył wicemistrzostwo Niemiec.
RB Lipsk wdarł się na niemieckie salony przebojem dzięki inwestycjom spółki Red Bull. Ekipa z Saksonii nieprzerwanie od siedmiu sezonów występuje w europejskich pucharach, a w dwóch ostatnich latach sięgała również po Puchar Niemiec. Mamy zatem do czynienia z poważnym graczem, który udowodnił, że odpowiednie nakłady finansowe i właściwa strategia zarządzania takim projektem mogą przynieść niemal błyskawiczne efekty. I właśnie dlatego ten gracz jest tak nielubiany w kraju naszych zachodnich sąsiadów. Nawet jeśli w trwającej kampanii zawodnicy prowadzeni przez Marco Rose radzą sobie nieco gorzej i zajmują szóste miejsce w tabeli, to wciąż mają wielką szansę ponownie znaleźć się w czołowej czwórce, ponieważ do czwartej Borussii Dortmund i do trzeciego Stuttgartu tracą odpowiednio trzy i sześć punktów.
Największego zagrożenia w obozie Lipska możemy spodziewać się ze strony Loïsa Opendy, Benjamina Šeško i wypożyczonego z Paris Saint-Germain Xaviego Simonsa. Pierwszy z nich zdobył już 19 bramek na wszystkich frontach, z czego cztery w sześciu występach w Lidze Mistrzów. Byki z pewnością nie słyną za to z żelaznej defensywy. W samej lidze stracili 28 goli w 21 kolejkach, a w konfrontacjach z Bayerem Leverkusen czy wspomnianym Stuttgartem wyjmowali piłkę z siatki trzy i pięć razy. Rozpędzona linia ataku Los Blancos będzie to miała na uwadze.
Wysokie i efektowne zwycięstwo z Gironą dało drużynie kolejnego pozytywnego kopniaka. Tym samym piłkarze wynagrodzili wszystkim madridistas niefortunny remis w derbach z Atlético i umożliwili sobie podejście do pierwszego starcia w fazie pucharowej Champions League w szampańskich nastrojach. Mamy oczywiście nadzieję, że nie w przesadnie szampańskich. W końcu jest robota do wykonania. Dodatkowo Real zagra na Red Bull Arena bez Jude’a Bellinghama, który w sobotę nabawił się skręcenia wysokiego stopnia w lewej kostce i wróci najprawdopodobniej na rewanż z Lipskiem zaplanowany na 6 marca.
Ale jak powiedział Carletto na przedmeczowej konferencji prasowej: „Nigdy nie myślimy o tych, których nie ma. Trzeba myśleć o tych, którzy są dostępni”. Włoch równie trafnie zauważył, że zespół wygrał wszystkie cztery spotkania, w których zabrakło Bellinghama. W związku z tym – chyba nie powinniśmy się przesadnie martwić absencją Anglika. Brahim Díaz na pewno godnie go zastąpi.
Wszystko wskazuje więc na to, że przed starciem z RB Lipsk maluje się przed nami wyjątkowo urokliwa perspektywa. Szkopuł w tym, żeby jej całkowicie nie ulec i nie dać się jej zwieść. Przywiezienie z Niemiec korzystnej zaliczki będzie dla nas wielce komfortowe. Aby było to możliwe, musimy chwycić byki za rogi, co przecież z powodzeniem robiliśmy w przeszłości już wielokrotnie. Dla madryckiego mocarza przeważnie była to betka. Szczególnie w tych szalenie pociągających, magicznych rozgrywkach.
Oby nic się w tym zakresie nie zmieniło.
* * *
Mecz z Lipskiem na RB Arenie rozpocznie się dzisiaj o 21:00, a w Polsce będzie można go obejrzeć na kanale Polsat Sport Premium 2 w serwisie CANAL+ online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze