Tylko dwóch z ostatnich 20 trenerów Realu prowadzi jakiś zespół
Benítez i Pellegrini przetrwali odejście z Realu Madryt. Zidane, Lopetegui i Mou są bezrobotni. Inni porzucili zawód: Valdano, Schuster, Solari…
José Mourinho i Zinédine Zidane w 2010 roku. (fot. Getty Images)
Zwolnienie José Mourinho po raz kolejny potwierdziło motto, które ma niewiele z legendy i dużo z rzeczywistości: z dala od Realu Madryt bywa bardzo zimno. Jest to najbardziej tradycyjny sposób przypominania nam, że przyszłość trenerów po opuszczeniu Santiago Bernabéu staje się bardzo skomplikowana. Znacznie bardziej niż w przypadku jakiegokolwiek innego trenera, który pracował w innym klubie, z którym można to porównać. Odejście Portugalczyka tylnymi drzwiami z Romy po przegranej z Milanem – piąte z rzędu zwolnienie po Tottenhamie, Manchesterze United, Chelsea i Realu Madryt – po raz kolejny postawiło na stole bardzo aktualną rzeczywistość: przyszłość po opuszczeniu Madrytu jest zawsze gorsza niż przeszłość.
Druzgocący fakt potwierdza ten werdykt: z ostatnich 20 trenerów klubu, którzy wciąż wykonują zawód, tylko Rafa Benítez i Manuel Pellegrini pracują obecnie w innych zespołach, nawet jeśli są mniej lub bardziej kwestionowani. Ten pierwszy stoi za sterami Celty, gdzie doświadczył dość niepokojącej pierwszej części sezonu, co pobudziło młyn plotek. Teraz jego posadę ustabilizowały wyniki w Pucharze Króla. Drugi jest w Betisie, gdzie pracuje od paru lat, ale jego pozycja jest już kwestionowana. Jeśli Ancelotti obrzucił ofertę Brazylijczyków i zdecydował się przedłużyć kontrakt z Realem, to zrobił to nie bez powodu.
Włoch poważnie zastanawiał się nad objęciem posady selekcjonera reprezentacji Brazylii, ponieważ w zasadzie miał to być jego ostatni przystanek w trenerskiej karierze. Jednak spektakularna passa Realu Madryt w La Lidze i Lidze Mistrzów, z kolejnym Superpucharem Hiszpanii w gablocie z trofeami i całą drużyną w dobrych nastrojach pomimo porażki w Pucharze Króla, przekonała Florentino Péreza do podpisania z nim umowy na kolejne dwa lata. Trener wie, że nie ma lepszego miejsca niż Real Madryt. A to rada, której udzielił mu sam Mourinho: „Tylko szaleniec odszedłby z Realu Madryt, kiedy klub chce jego pozostania. I tym jedynym szaleńcem byłem ja”. Carletto, po swoim pierwszym okresie w stolicy Hiszpanii, został zwolniony przez Bayern i Napoli, a następnie musiał zadowolić się ustabilizowaniem Evertonu w środku tabeli. Jego nowy kontrakt jest jasnym przesłaniem dla wszystkich jego kolegów po fachu.
I najgorsze nie jest to, że prawie wszyscy ci trenerzy, którzy przed Ancelottim zarządzali Realem Madryt, są teraz bezrobotni. Najtrudniejsze jest to, że poza kilkoma przypadkami, które można policzyć na palcach jednej ręki, większość z nich ma niewielkie szanse na powrót do pracy, chyba że zdarzy się jakaś większa niespodzianka. Niektórzy ze względu na zaawansowany wiek, jak w przypadku Fabio Capello (77 lat). Jego ostatnim zespołem był chiński Jiangsu Suning (2018) i od tego czasu stał się bardziej analitykiem niż kimkolwiek innym.
Inni trenerzy już oficjalnie przeszli na emeryturę: Leo Beenhakker (81) w reprezentacji Polski (2009), Jupp Heynckes (78) w Bayernie (2018), Guus Hiddink (77) w reprezentacji Curaçao (2021), Toshack (74) w irańskim Tractor S.C., a Del Bosque (73) zrezygnował z pracy w reprezentacji po EURO 2016 we Francji. Kilku innych wyrzeźbiło sobie bardziej stabilną przyszłość w innych sektorach bez konieczności ciągłego otaczania się krytyką: Jorge Valdano (68) i Bernd Schuster (64) jako komentatorzy – odkąd ostatnio trenowali Valencię w 1997 roku i Dalian Yifang w 2019 roku – oraz Santiago Solari (47) jako dyrektor piłkarski w schemacie organizacyjnym Florentino Péreza w Valdebebas. Sam Valdano, w soczystym wywiadzie sprzed lat w Público, uzasadnił powód, dla którego nie wrócił do trenowania: „Poświęcenie 24 godzin na piłkę nożną nie jest sposobem na uhonorowanie życia, jakiego pragnę”.
Inni mają nieco większe szanse na powrót do trenowania, ale im też nie będzie łatwo, bo ci, którzy muszą ich zatrudnić, ledwo pamiętają ich umiejętności. W ostatnich latach byli zatrudniani przede wszystkim po to, by chwilowo zasiadać na ławce Królewskich: są to przypadki Mariano Garcíi Remóna (73) i Benito Floro (71). Nie trenowali odpowiednio od 2007 roku (Cádiz) i 2017 roku (LD Alajuelense). A jest jeszcze kilku, którzy są odsunięci na bok z tego prostego powodu, że zmęczyli się ekstrawaganckimi doświadczeniami z dala od domu i zaakceptowaliby tylko projekty w bliskim otoczeniu: Vanderlei Luxemburgo (71), Queiroz (70), Juande Ramos (69), Camacho (68) i Juan Ramón López Caro (60).
Juande Ramos odniósł się do tej sytuacji, w połowie drogi między zapomnieniem a emeryturą, w długim wywiadzie dla Relevo w listopadzie ubiegłego roku: „W tej chwili mam to szczęście, że mogę wybrać, dokąd chcę iść. To, co naprawdę mnie pociąga, to duży projekt. Drużyna, która spełnia moje wymagania pod względem sportowym. A przede wszystkim możliwość trenowania drużyny narodowej. Udział w EURO lub mistrzostwach świata. Gdyby nie płacili mi za trenowanie lub granie, zrobiłbym to za darmo, a nawet bym zapłacił. Ostatnie dwie oferty były z Brazylii, jedna z Botafogo, a ja nie pojechałem ze względu na mój sztab. Trenerzy nie odchodzą na emeryturę. Dopóki jesteś energiczny i aktywny, nigdy nie przechodzisz na emeryturę. Tak dzieje się w moim przypadku. Za każdym razem, gdy pojawi się propozycja, chętnie wrócę, a jeśli nie…”.
Dwóch jest w gotowości
Tylko Julen Lopetegui (57) i Zinédine Zidane (51) mogą wrócić na linię frontu raczej wcześniej niż później, aby kontynuować pracę, chociaż w przypadku Francuza – który jest nie do rozszyfrowania – nie byłoby zaskoczeniem, gdyby nie wrócił już nigdy na ławkę. Jeśli Lopetegui i Zidane nie prowadzą żadnego zespołu, to w zasadzie tylko dlatego, że nie chcą. Mieli oferty niemal każdego dnia i odrzucali je.
Baskijski trener opuścił Wolverhampton z własnej woli w tym sezonie – po uratowaniu ich w zeszłym sezonie – i teraz koncentruje się na ponownej pracy w Anglii. To jego obsesja. Dlatego odrzucił poważne oferty z Hiszpanii i Włoch oraz odmówił przyjęcia 18 milionów euro z Arabii Saudyjskiej. Manchester United doskonale zdaje sobie sprawę z tych ruchów. Podobnie jest z Zizou. Nie spieszy mu się do powrotu po tym, jak stał się legendą Realu Madryt. Miał kilka ofert z Francji i Anglii, ale wydaje się, że czeka na reprezentację narodową.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze