Zdrowy rozsądek
Umiejętność trzeźwego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość i zachodzące w niej procesy oraz wydarzenia jest niezwykle cenna w dzisiejszych – nazwijmy to – osobliwych czasach. Wydaje się, że jest równie pożądana, co i rzadko spotykana. Niestety.
Fot. Getty Images
„To była rozsądna decyzja”. „Zachowałeś się rozsądnie”. „Wykazałeś się zdrowym rozsądkiem”. Czy kiedykolwiek w swoim życiu byliście adresatami takich słów? Jeśli tak, to prawdopodobnie były to nieliczne sytuacje, w których ktoś przypisywał Wam ten wytworny atrybut, jakim jest tytułowy zdrowy rozsądek. Na starcie naszych rozważań warto zadać sobie jedno pytanie. Cóż to w ogóle za przedziwny twór?
Otóż jak podaje Wielki słownik języka polskiego Polskiej Akademii Nauk, zdrowy rozsądek to „zdolność racjonalnego myślenia i obiektywnej oceny sytuacji”. Z kolei Encyklopedia Polskiego Wydawnictwa Naukowego proponuje bardziej rozbudowane, filozoficzne wyjaśnienie, a nawet wyjaśnienia. Według niej, zdrowy rozsądek to – po pierwsze – „zdolność ludzkiego umysłu do przyswajania głównie na drodze poznania potocznego różnych prawd, niezbędnych w zwyczajnych okolicznościach życia”; a po drugie – „w szkole szkockiej: ogół panujących opinii, narzucających się każdemu rozumnemu umysłowi, przyjmowanych bardziej ze względu na to, że cieszą się one powszechnym uznaniem, niż na ich wewnętrzną oczywistość; podstawowa kategoria filozofii zdrowego rozsądku”.
Nas będą zajmowały pierwsze dwie definicje. Trzecia zbyt głęboko wciąga na grząski filozoficzny grunt, który w tym momencie nie byłby dla nas przyjazny, ale z kronikarskiego obowiązku ją także przytoczyliśmy. Mówimy zatem o umiejętności racjonalnego myślenia i obiektywnej (choć to akurat pojęcie względne) oceny sytuacji. W dobie święcących triumfy populistów, szukających sensacji jątrzycieli i wiecznie głodnych poklasku internetowych pyszałków zjawisko takie jak zdrowy rozsądek niestety zagrożone jest wyginięciem.
My, miłośnicy piłki kopanej, nie jesteśmy wolni od tego typu negatywnych wpływów. Często wpadamy jak śliwka w kompot i bez większego zastanowienia idziemy za opinią tłumu, podczas gdy tłumem okazuje się ktoś, kto siedzi po drugiej stronie ekranu smartfona czy laptopa i tylko zaciera rączki na myśl o możliwości zasiania ziarna wątpliwości lub zwykłego zrobienia kogoś w bambuko. Błąd. Wszystko należy przefiltrować przez sito własnego rozumu, najlepiej wzbogaconego o ten mityczny zdrowy rozsądek. Wiemy, że nie jest to takie proste. Niejaki Wolter mawiał, iż „zdrowy rozsądek jest czymś pośrednim między inteligencją a głupotą”.
Nawet jeśli miałoby to znamiona szaleństwa, musimy o to zabiegać. Musimy zabiegać o zdrowy rozsądek. Szczególnie jako madridistas. Bo jako madridistas przyzwyczajeni jesteśmy do niemal nieustannego wygrywania. Albo przynajmniej chcielibyśmy być przyzwyczajeni. Z tego właśnie powodu jedno potknięcie, jeden remis tym łatwiej potrafi wyprowadzić nas z równowagi. Tymczasem recepta na futbolowy zdrowy rozsądek jest banalna. „Wystarczy” uświadomić sobie jedną nieskomplikowaną zależność. Polega ona na tym, że Real Madryt nie będzie co tydzień gromił wszystkich po 4:0, jak mogło nam się wydawać po meczu z Osasuną, ale też nie będzie regularnie gubił punktów z Rayo ani co gorsza w słabym stylu przegrywał z Atlético.
Niedzielna rywalizacja z Los Franjirrojos powinna być dla nas również lekcją rozsądnego podejścia do kompletnie nieoczekiwanej, genialnej formy Jude’a Bellinghama prezentowanej przez niego na początku sezonu. Anglik nie zawsze w ostatniej chwili bohatersko przetnie stryczek, zapewniając Królewskim zwycięstwo, a przecież przyjdą takie momenty, że trzeba będzie sobie jakoś poradzić bez niego… Bo nie może być tak, że 14-krotny klubowy mistrz Europy nie wygrywa trzech z pięciu konfrontacji (z Atlético, Sevillą i Rayo), w których rewelacyjny 20-latek nie zdobywa bramki. Czasem rzeczywiście nic nie strzeli, a mimo to i tak rozegra bardzo dobre zawody. Dokładnie tak jak w niedzielę. I czasem będzie też tak – tutaj miniona niedziela ponownie służy przykładem – że nie przełoży się to na satysfakcjonujący wynik całej drużyny.
Statystyka oczekiwanych goli (xG) na poziomie 2,19. 63% posiadania piłki. 22 strzały. Tylko 5 celnych (ten element akurat bezwzględnie trzeba poprawić). Ale biorąc do kupy te liczby i ogólny obraz spotkania z Rayo, wcale nie wyglądało to tak źle. Szczególnie w pierwszej połowie. Problem Realu lakonicznie, aczkolwiek trafnie zdiagnozował Carlo Ancelotti zapytany o to, czego zabrakło, żeby zdobyć trzy punkty. Odpowiedź Włocha brzmiała: „Gola”.
A może między wierszami chciał powiedzieć, że zabrakło topowego środkowego napastnika gwarantującego trafienia, takiego jak Harry Kane? Tego się oczywiście nie dowiemy, możemy jedynie domniemywać. Fakty są jednak takie, że Los Blancos nie mają trudności z graniem w piłkę piłką i tworzeniem dogodnych okazji bramkowych, ale często-gęsto nie są za pan brat z tym najważniejszym elementem, jakim jest skuteczność. Większą odpowiedzialność muszą wziąć na swoje barki przede wszystkim Vinícius i Rodrygo, którzy w bieżącej kampanii strzelili łącznie raptem pięć goli. Należy się tym niezwłocznie zająć. Najlepiej już dziś.
Dziś będziemy bowiem gościć na Santiago Bernabéu ekipę, która pierwszy raz w swojej historii przekroczy próg madryckiej świątyni futbolu. Wizyta ta odbędzie się w ramach naszych absolutnie najulubieńszych rozgrywek, wdzięcznie zwanych Ligą Mistrzów. Po trzech kolejkach fazy grupowej Real Madryt pozostaje niepokonany i nie wyobrażamy sobie, by po wieczornym starciu miało się to zmienić. Za sprawą pierwszego meczu wiemy już, że Braga tanio skóry nie sprzedaje i potrafi zagrozić nawet największym starym wyjadaczom. Co prawda z trzech ostatnich potyczek Os Arsenalistas dwie zremisowali, ale za to w tej ostatniej zmiażdżyli Portimonense 6:1. Nie zapowiada się zatem, żeby było lekko, łatwo i przyjemnie.
Tak czy inaczej, apelujemy o zdrowy rozsądek. Jak świat światem jeszcze żaden uznany na Starym Kontynencie klub piłkarski ani nie poległ w walce o jakiekolwiek znaczące trofeum już w listopadzie, ani tym bardziej żadnego trofeum w tymże listopadzie jeszcze nie wygrał. Królewscy mogą po prostu postawić kolejny krok na drodze do pewnego wyjścia z grupy, w praktyce dając susa do 1/8 finału. I jest to dla nich jedyna – podkreślmy – rozsądna opcja na dzisiejszy wieczór.
* * *
Mecz z Bragą na Santiago Bernabéu rozpocznie się dziś o 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 4 w serwisie CANAL+ online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Rodrygo wynosi 2,10.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze