„W tamtym sezonie każde podejście rywala kończyło się bramką”
Álvaro Benito był na boisku, gdy 21 stycznia 1996 roku Rayo Vallecano odnosiło swoje jedyne w historii zwycięstwo na Santiago Bernabéu. W wywiadzie dla dziennika AS były zawodnik Realu Madryt wrócił wspomnieniami do tamtego meczu i opowiedział o swoich początkach w szkółce Królewskich.
Fot. twitter.com
W 1995 roku wskoczyłeś do pierwszego zespołu w dosyć ciekawy sposób. Opowiesz nam o tym?
Tak… Prawda jest taka, że szybciej zadebiutowałem w pierwszym zespole niż w Castilli! Mój przypadek był niecodzienny. Byłem w Realu Madryt C, ale przekazali mi, abym przepracował okres przygotowawczy wraz z zawodnikami z pierwszego zespołu. Zagrałem w dwóch pierwszych meczach La Ligi, a następnie spadłem już do Castilli, w której spędziłem dwa miesiące. Ale później zacząłem wychodzić w pierwszym składzie pierwszego zespołu… I już tam zostałem. (śmiech) Dziwny przypadek, naprawdę.
Zadebiutowałeś w Vallecas wchodząc w miejsce Amaviski.
W takich chwilach towarzyszy ci wiele uczuć. Droga do elity jest bardzo trudna, wymaga od ciebie jednoznacznego postawienia wszystkiego na jedną kartę, a i tak nie daje ci to żadnej gwarancji. Swój cel osiąga mały procent wszystkich próbujących. A co dopiero mówić o Realu Madryt. Ja zostawiłem wszystko w wieku 14 lat, dom i rodzinę, aby dołączyć do tego klubu. I cztery lata później wszystko potoczyło się bardzo szybko. W momencie wchodzenia za Amaviscę miałem poczucie, że to wszystko miało sens. Że elementy tej układanki ostatecznie do siebie pasują. Że to, co było niemożliwe, staje się namacalne. Rosną ambicje, ale również nerwy, ponieważ nie wiesz, czy będziesz miał kolejne szanse i chcesz udowodnić tu i teraz, że jesteś gotowy.
Jak ważny był dla ciebie Valdano?
Był wszystkim, wszystkim. Jorge był kluczowy dla wszystkich wychowanków w tamtej epoce – dla Raúla, Gutiego, dla mnie… To człowiek, który bardzo mocno się interesował tym, co dzieje się w niższych sekcjach i dawał ci szanse. Później oczywiście nikt nie może ci niczego zagwarantować, ale on dostrzegał talent i wdrażał nas w dynamikę pierwszego zespołu. Niełatwo jest dawać szanse tak młodym ludziom, a on to robił. I jak widać, czas przyznał mu rację.
Jak grały drużyny Valdano? Mógłbyś wyjaśnić to tym młodszym kibicom?
Bardzo ofensywnie, chciały dominować, korzystały ze skrzydeł. Bardzo często wchodziły w pole karne rywala. Ja bym to określił bardzo agresywnym stylem w ataku. Korzystał z formacji, która już nie istnieje – 4-4-2, romb ze skrzydłowymi. Jeden mediapunta, jeden napastnik i dwójka na skrzydłach. Takie ustawienie w dzisiejszych czasach… (śmiech) Taka formacja dawała naprawdę dobrą zabawę. Rywalom bardzo trudno się broniło, ale jednocześnie byliśmy odsłonięci przy kontrach. To był jedyny wadliwy element.
Jak można wyjaśnić to, że mistrz Hiszpanii w kolejnym sezonie nie kwalifikuje się do rozgrywek europejskich?
Cóż, futbol ma wiele niewytłumaczalnych rzeczy. Czasami różnica między zwycięstwem a porażką to jeden słupek. W tamtym sezonie drużyna rozgrywała bardzo dobre mecze, ale nie wygrywała. A gdy nie wygrywasz, to tracisz pewność siebie i wszystko staje się trudniejsze. Tamta grupa miała talent, młodzi, weterani… Mieliśmy wszystko, aby być konkurencyjni, ale doszło do passy wyników, przez którą nie potrafiliśmy wystartować. Nie wiem, nie wiem. To futbol, czasami niewytłumaczalny. To futbol.
Przejdźmy do 21 stycznia 1996 roku. Porażka 1:2 z Rayo. Jak w tamtym czasie czuła się szatnia? Była już podłamana?
Ja osobiście czułem się świetnie. Miałem dopiero dwanaście meczów w pierwszym zespole, więc dla mnie to wciąż były dopiero początki. Cieszyłem się tym tak, jakbym wygrał na loterii! Dla mnie to nie był kolejny dzień w pracy. Jeśli chodzi o cały zespół, to widziałem głód w ich oczach. Powiem więcej, przez te kilka lat, jakie było mi dane spędzić w Realu Madryt, nigdy nie widziałem jakiegokolwiek zawodnika, który nie miałby tej ambicji, aby wygrywać każdy kolejny mecz. To jasne, że dynamika ma znaczenie, ponieważ czasami cios boli dwa razy mocniej, ale w tamtym czasie wszyscy wychodzili na boisko, aby dać z siebie wszystko. Po prostu niezależnie od starań wyniki nam nie sprzyjały.
Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie z tamtego wieczoru?
Kontuzja Amaviski. Podobno połamali mu ochraniacz.
Pomeczówki mówią, że kibice skandowali olé przy każdym podaniu Rayo, a po ostatnim gwizdku zaczęli rzucać na boisko swoje poduszki…
To był kolejny rozdział dynamiki z tamtego sezonu. Graliśmy dobrze, ale nie strzelaliśmy goli. A rywale za każdym razem, gdy tylko podchodzili pod nasze pole karne… pum, wbijali nam bramki. I tak przez cały rok. Nie mówię, że tamtego wieczoru byliśmy jacyś niesamowici, ale to był mecz pod zwycięstwo. Dla mnie to był bardzo smutny dzień, ponieważ zwolniono Jorge.
Ktoś podnosił głos w szatni?
Hierro, Sanchís, Alkorta, Chendo… Oni byli liderami. To oni ciągnęli ten wózek. Tamtego wieczoru nie było też zbyt wiele do powiedzenia, ponieważ to nie była kwestia braku odpowiedniego nastawienia. A jeśli to nie jest problem, to na co masz krzyczeć? Nastawienie było dobre, ale po prostu nic nam nie wychodziło. Byliśmy nieskuteczną drużyną, która tworzyła sobie bardzo dużo okazji, ale nie potrafiła ich zamieniać na gole. Czasami rywal ma dwie sytuacje i zdobywa dwie bramki. A ty masz dwanaście… i nie zdobywasz ani jednej. Taki jest futbol. Tu chodzi o gole, a nie o zasługi.
Uważasz, że zwolnienie Valdano było sprawiedliwe?
Każde zwolnienie pełnoprawnego trenera jest decyzją przedwczesną. W wielu klubach, a w tym również w Realu Madryt nie ma miejsca na cierpliwość. Tutaj nie dostajesz czasu. I nie ma tutaj znaczenia, czy trener udowodnił wcześniej swoją wartość – gdy ma passę gorszych wyników, wylatuje. Real Madryt to jedna z niewielu prac na świecie, w której nie możesz sobie pozwolić na dwa gorsze dni. Jeśli takie ci się przytrafią, to równie dobrze możesz odejść. I nie ma tutaj znaczenia, ile wcześniej wygrałeś trofeów. To jedna z najtrudniejszych ławek trenerskich na świecie. W tamtym sezonie już bez niego nie potrafiliśmy odwrócić sytuacji. A nawet było jeszcze gorzej. Także…
Przejdźmy do teraźniejszości. Jak postrzegasz ten Real Madryt?
Drużyna jest konkurencyjna, ponieważ ma w swoich szeregach zawodników z niesamowitym duchem walki. Nie widzę ich jednak jeszcze na najwyższych obrotach. W La Lidze niewiele drużyn może ci zabrać punkty i mają już za sobą wizyty na tych najtrudniejszych stadionach, dlatego mają pewną przewagę, ale ja jestem bardzo wymagający. Myślę, że mimo odejścia Benzemy drużyna jest bardzo dobra. Ogólnie mam wrażenie, że brakuje tutaj jasno zdefiniowanego stylu. Ja wciąż nie wiem, czy ta drużyna bardziej lubi biegać, czy utrzymywać się przy piłce… W trakcie meczu pojawia się zbyt wiele alternatyw. Niesamowite jest jednak to, że na koniec wygrywa właśnie Real Madryt! Ale ja oczekuję od nich więcej. Aby być klarownym kandydatem do wygrania Ligi Mistrzów, trzeba się poprawić.
Jesteś zaskoczony Bellinghamem?
Myślę, że on sam jest sobą zaskoczony! Nigdy nie osiągał takich liczb i prawie nikt w historii Realu Madryt nie wszedł do tego klubu w takim stylu. Ten jego początek już przeszedł do historii. To bardzo inteligentny chłopak, który zawsze jest w odpowiednim miejscu. Potrzebuje jednak wsparcia, ponieważ nie da się utrzymywać takich wyników strzeleckich przez cały sezon. Wciąż będzie strzelał, ale nie w takim rytmie. Przeszedł najśmielsze oczekiwania.
Czy na przyszły sezon aż tak bardzo potrzebny jest Haaland lub Mbappé?
Nie znajdziesz takich piłkarzy jak oni. I jeśli masz szansę ich sprowadzić, to kto mógłby odpowiedzieć, że nie? Real Madryt musi sprowadzać najlepszych i oni tacy są. Ponadto tej drużynie brakuje napastnika, takie są fakty. Zobaczymy, zobaczymy. Chcę poczekać na fazę pucharową i zobaczyć, jak sobie poradzą mając naprzeciwko Bayern czy City. Poziom Realu Madryt jest taki, że powinien się mierzyć z takimi drużynami jak równy z równym. Tylko w taki sposób może walczyć o Ligę Mistrzów. Na razie poczekajmy.
W Hiszpanii zbyt dużo się mówi o arbitrach?
Tak. Tutaj każdy myśli, że arbiter faworyzuje tego drugiego… Mnie osobiście ten temat już męczy. Znam hiszpańskich arbitrów i wiem, że starają się wykonywać swoją pracę w jak najlepszy sposób. Ale tak jest zawsze – wszyscy narzekają, ale jeszcze nie widziałem przypadku, aby trener, prezes czy piłkarz po decyzji arbitra na ich korzyść wyszedł i powiedział: „dzisiaj pomogli nam” lub „ta wątpliwa sytuacja została odgwizdana na naszą korzyść”. Gdy tak się zadzieje, to bardziej zacznę wierzyć w te narzekania, ale tutaj wszyscy protestują, a gdy coś zadzieje się na twoją korzyść, to nikt nic nie mówi. Ale powiem ci coś – tak jest w futbolu… i tak jest w życiu. Każdy myśli, że sąsiad ma większe wsparcie, że jemu idzie lepiej. To temat, który wzbudza we mnie dużą niechęć.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze