Advertisement
Menu

Na własnych zasadach

Trudno jest żyć na własnych zasadach. Chyba że pójdzie się na choć częściowy kompromis.

Foto: Na własnych zasadach
Fot. Getty Images

Społeczność Rayo Vallecano jak mało która zdaje sobie sprawę, jakie są blaski i cienie gonienia za ideą bez względu na cenę, którą trzeba za to koniec końców zapłacić. Efekty prób zbawiania i zmieniania świata wbrew jego woli skończyć mogą się bowiem w najróżniejszy sposób. Jeśli jesteś kibicem Los Franjirrojos musisz jednak brać wszystko z całym dobrodziejstwem inwentarza. Dla futbolowych marzycieli i filozofów, zwłaszcza tych o skrajnie lewicowych poglądach politycznych, Rayo należy do ostatnich klubów, które oparły się zepsuciu w świecie piłki. Dla wielu innych przez lata pozostawał natomiast jednym z niewielu klubów regularnie pojawiających się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym mimo totalnego oderwania od rzeczywistości.

Kluczem do wszelkich rozważań jest próba odnalezienia granicy między niezależnością a nonszalancją, brakiem rozsądku, niezrozumieniem prawideł rządzących wszechświatem, czy po prostu samobójczą głupotą. Świetny materiał do analizy pod tym względem stanowi czas, jaki na Estadio de Vallecas w roli trenera spędził Paco Jémez. Szkoleniowiec pracował w Rayo przez 4,5 roku, a jego barwna osobowość, ekscentryczna futbolowa filozofia oraz osiągane wyniki sprawiają, że 53-letni Hiszpan już na zawsze będzie jedną z najbardziej wyrazistych postaci w historii klubu.

Obecny trener irańskiego Tractora mimo piszczącej na Vallecas biedy i, co za tym idzie, wyjątkowo ograniczonych możliwości budowania kadry wymyślił sobie zespół grający miks tiki taki z gung ho. Obrona ustawiona w okolicach linii środkowej, niepohamowana ofensywa i ślepa wiara, że nawet zwyczajnym machaniem szabelką można pobić każdego. Krótko mówiąc – hulaj dusza piekła nie ma. Bezkompromisowe czy wręcz nierozważne usposobienie Jemeza siłą rzeczy dawało różne rezultaty. Z jednej strony w latach 2012-2015 Rayo notowało wyniki ponad stan, jakimi były kolejno 8., 11. i 10. miejsce. Z drugiej natomiast dwukrotnie spadał do Segundy – w sezonie 2015/16 z pamiętnym 2:10 z Realem Madryt oraz w kampanii 2018/19, gdy nie zdołał ugasić pożaru po Michelu. W odróżnieniu do sytuacji po pierwszym spadku za drugim razem Jemez dał się namówić do pozostania w klubie. Nie zdołał jednak poprowadzić zespołu do awansu (8. miejsce).

Dziś Rayo Vallecano to wciąż jeden z najbiedniejszych klubów La Ligi, który gra na stadionie przypominającym nieużytek do rozbiórki i o którego remoncie nikt nawet nie śmie wspominać. Nikt też zresztą raczej nie czuje takiej potrzeby. To nie wystrój wnętrza tworzy przecież prawdziwy dom, lecz atmosfera, jaka w nim panuje. W dzielnicy robotniczej tuż przy wyjściu ze stacji metra Portazgo nie potrzebują neonów i metalowej puszki, jaką właśnie postawiono w centrum miasta. Wystarczy miejsce, w którym raz na jakiś czas można spotkać się z ludźmi o podobnym światopoglądzie i które po golu dla gospodarzy się nie zawali.

Nawet jeśli nad Rayo od czasu do czasu wciąż jeszcze unosi się duch Paco Jemeza i moralnych zwycięstw, jak chociażby 0:7 u siebie z Atlético, to jednak trudno nie odnieść wrażenia, że klub jest najbliżej sportowej stabilizacji od lat. Jak się jednak okazuje, wcale nie trzeba było do tego porzucać własnej tożsamości i zaprzedawać duszy kapitalistycznemu diabłu. Wystarczyło tylko i aż polskim sposobem usiąść na spokojnie i zastanowić się, jak najlepiej wyrazić siebie w obrębie tego, czym się dysponuje.

Strzałem w dziesiątkę okazało się zatrudnienie Andoniego Iraoli. Były obrońca jako Bask i wieloletni zawodnik Athleticu Bilbao doskonale wiedział, jak ważne jest poczucie tożsamości lokalnej. Miał przy tym również konkretny plan czysto piłkarski. Podczas jego trzyletniego etapu na Vallecas Rayo wciąż grało ładny dla oka i ofensywny futbol, a receptą na idące za tym w parze wyniki było po prostu nieskakanie w ogień, kiedy nie jest to konieczne. W pierwszym roku pracy Iraoli Rayo awansowało do La Ligi, co należy uznać za niewątpliwy sukces, nawet pomimo faktu, że promocję udało się uzyskać po zajęciu 6. miejsca w Segundzie i wygranych rzutem na taśmę barażach.

Na najwyższym szczeblu rozgrywkowym niezmieniona tożsamość, lecz w nieco innym wydaniu, nareszcie pozwoliła jednak na powiew stabilizacji. Zamiast zastanawiać się, czy konkretnego dnia nastąpi piękna wygrana, czy piękna porażka, Rayo po prostu konsekwentnie robiło swoje. Styl pozostawał ładny, tylko było w tym jakby odrobinę więcej refleksji. W dwóch poprzednich latach spędzonych w Primera División ekipa z Vallecas ani przez moment nie musiała martwić się tym, czy uda jej się osiągnąć podstawowy cel, jakim było utrzymanie.

W obecnym sezonie to główne założenie pozostaje niezmienione, ale i teraz jak na razie nie zanosi się na to, by widmo spadku miało zajrzeć Los Franjirrojos głęboko w oczy (7. miejsce i na ten moment aż 11 punktów przewagi nad 18. Celtą). Warto zaznaczyć przy tym, że w trwających rozgrywkach Rayo musi sobie radzić już bez Iraoli, którego zastąpił Francisco Rodríguez. Iraola natomiast podjął wyzwanie w Premier League. W Anglii idzie mu mimo to słabo – prowadzone przez niego Bournemouth wygrało tylko jeden mecz i kręci się bardzo blisko strefy spadkowej. Jego spuścizna w Rayo pozwala mimo to sądzić, że klub jest w stanie zaliczyć najdłuższą nieprzerwaną passę sezonów spędzonych w La Lidze. Dotychczasowy rekord to pięć lat (2011-2016).

Jeśli w dzisiejszych derbach Madrytu ktoś coś musi, to jednak oczywiście tylko Real Madryt. Musi jednak nie tylko tak jak zawsze w krótkiej perspektywie pojedynczego meczu, lecz i całego sezonu. Wyjazdowe zwycięstwo nad Barceloną oraz fakt, że w tej rundzie podopieczni Carlo Ancelottiego mają za sobą już wszystkie w teorii najtrudniejsze potyczki, sprawiają, że z jednej strony możemy czuć się komfortowo, z drugiej zaś rośnie presja niezepsucia obecnej sytuacji.

Królewscy przez tę pierwszą z trudniejszych faz sezonu przeszli niemalże suchą stopą, nie licząc wtopy z Atlético (które jednak przedwczoraj sensacyjnie poległo z Las Palmas). By pozostać na fotelu lidera, wystarczy dziś jedynie wygrać, a następnie już tylko powtarzać ten schemat aż do samego końca rozgrywek. Choć jest to w praktyce zapewne średnio możliwe, to jednak przy obecnym rozkładzie sił w tabeli kluczem do sukcesu może okazać się po prostu ograniczenie do minimum ponadprogramowych wpadek.

Wieczorem na Santiago Bernabéu dojdzie więc do starcia dwóch różnych światów i ekip na co dzień żyjących w innych realiach. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przed pierwszym gwizdkiem i jedni, i drudzy mogą podejść do potyczki z poczuciem pewnej wygody. Wszyscy jednak wiemy, jak z tą stabilizacją, zwłaszcza emocjonalną, bywa w przypadku Królewskich. Nie dopuśćmy więc do tego, by posypała się ona już w tygodniu po triumfie nad odwiecznym rywalem. Jeśli możemy czegoś nie zepsuć, to… najzwyczajniej w świecie tego nie psujmy. To stosunkowo niewielkie wymagania jak na najbardziej utytułowany klub Europy. Weźmy przykład z rywala i grajmy w tej lidze na własnych zasadach.

* * *

Mecz z Rayo Vallecano na Santiago Bernabéu rozpocznie się w niedzielę o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Bellinghama wynosi 2,10.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!