„Kradzież” stulecia
Real Madryt wygrał los na loterii wraz z transferem Jude'a Bellinghama. Anglik zalicza piorunujące wejście do zespołu, a cały piłkarski świat wciąż nie może wyjść z zachwytu.
Fot. Getty Images
„Ma niebywały potencjał. Jako 16-latek jest w stanie rywalizować na równych warunkach z pierwszym zespołem Portsmouth. Kupcie go, niech się rozwija lub sprowadźcie go i wypożyczcie. W ciągu półtora roku będzie jednak dla nas regularnie występował. Ma świetne warunki fizyczne, długie nogi i wielkie stopy. Jego ciało wciąż jest na etapie rozwoju, ale ma on wszystko, by zaistnieć w drużynie i stać się eleganckim kreatorem gry. Jego ruchy są bardzo naturalne”, brzmiał jeden z tajnych raportów sporządzonych przez skauta drużyny Premier League.
Choć transfer nie doszedł do skutku, Jude Bellingham już wtedy radził sobie w wymagającej lidze, jaką jest Championship. Łowca talentów, którego nazwisko pozostaje nieznane, jako jeden z nielicznych od razu dostrzegł w młodziutkim Angliku wielki talent. Powyżej zacytowana analiza przypomina zaś wręcz desperackie nawoływanie do tego, by któryś angielski klub sprowadził pomocnika do siebie. Drużyny Premier League słyną z tego, że mocno stawiają na produkt lokalny. Bellinghamowi pozwolili jednak się wymknąć.
Real Madryt poprzez transfer Jude'a dokonał latem skoku stulecia i „okradł” Brytyjczyków z ich największego obecnie skarbu. Strategia i pozycja wyjściowa Królewskich tak naprawdę wcale nie sprzyjały ostatecznemu powodzeniu transakcji. Działacze wykonali rzecz jasna olbrzymi wysiłek, jednak wciąż nie da się tego porównać w żaden sposób ze staraniami City, Liverpoolu czy United. Koniec końców Bellingham podpisał w stolicy Hiszpanii sześcioletni kontrakt, na mocy którego zarabia 11 milionów euro netto rocznie. Nie są to nawet najwyższe zarobki w zespole. Jak jednak stwierdził w jednym z wywiadów Jorge Valdano, Real nie płaci pieniędzmi, lecz chwałą. Bellingham zarabia rzecz jasna bardzo dobrze, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie kwestie finansowe były najważniejsze przy podejmowaniu decyzji przez gracza. Gdyby tak było, dziś Jude grałby w ojczyźnie.
– Jestem szczęśliwy z jego powodu. LaLiga to najchętniej oglądane rozgrywki świata. W Realu Madryt piłkarze bardzo szybko zyskują na popularności – stwierdził odnośnie do realiów panujących w największych klubach Europy Jamal Musiala. Pomocnik Bayernu nie powiedział może nic odkrywczego, jednak dość zdecydowanie zgodził się z faktami, którym nie da się zaprzeczyć. Real Madryt ma wielkie wpływy, daje możliwość walki o wszystkie trofea oraz, co najważniejsze, daje pewność, że priorytetem zawsze są cele sportowe. Ten idealny miks sprawił, że Jude tak naprawdę stanął w obliczu oferty nie do odrzucenia. Wielcy Premier League musieli zaś poczuć się w tej sytuacji tak, jakby z domu wyniesiono im wszystkie kosztowności.
– Real Madryt to największy klub na świecie. Ma najlepszych zawodników, najlepszą drużynę i najlepszych ludzi, od których można się uczyć – brzmią natomiast słowa samego Bellinghama w odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie wrócił do kraju. Decyzja 20-latka była ciosem w samo serce Anglików, którzy jedyną okazję do podziwiania na żywo Jude'a mają teraz podczas meczów reprezentacji. Niedawno w rozmowie z mediami nad sytuacją ubolewał także Kun Agüero. – Szkoda, że Guardiola nie byl w stanie przekonać Bellinghama i na nowo nie połączył go w drużynie z Bellinghamem – wyznał Argentyńczyk.
Jude, jak się okazuje, umie czytać nie tylko grę, ale też nadchodzące z zewnątrz sygnały. Piłkarz na każdym kroku zaznacza, że w Realu stał się lepszym piłkarzem. Premier League będzie musiała zaś zaczekać jeszcze co najmniej kilka ładnych lat, nim któremuś z klubów uda się przekonać Bellinghama na powrót do ojczyzny.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze