Dlaczego sąd skazał Leo Messiego, a uniewinnił Xabiego Alonso?
Sędziowie orzekli, że Argentyńczyk chciał oszukać państwo, ale nie widzieli takiego zamiaru u byłego piłkarza Realu Madryt, a obecnie trenera Bayeru Leverkusen. Choć sprawy wydają się podobne, to są jednak różne.
Leo Messi i Xabi Alonso po golu Garetha Bale'a w finale Pucharu Króla rozegranym 16 kwietnia 2014 roku. (fot. Getty Images)
Sąd Najwyższy potwierdził uniewinnienie byłego piłkarza i obecnie trenera Xabiego Alonso z trzech przestępstw podatkowych za lata rozliczeniowe 2010, 2011 i 2012, za które prokuratura żądała dla niego 2,5 roku więzienia. Oskarżenie dotyczyło kontraktu Baska dotyczącego oddania praw do jego wizerunku firmie zarejestrowanej na portugalskiej Maderze. W swoim czasie robiło tak wielu piłkarzy, wykorzystując do tego raje podatkowe lub regiony z mniejszym opodatkowaniem.
Ten sam organ w 2017 roku potwierdził karę, jaką sąd Audiencia Provincial z Barcelony wymierzył Leo Messiemu, którego rodzice, gdy zawodnik był jeszcze małoletni, podpisali kontrakt o oddaniu praw do wizerunku gracza, a ten następnie przedłużył go po ukończeniu 18 lat. Jak wytłumaczyć dwie tak różne reakcje sądu w podobnych sprawach? Orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Alonso potwierdza, że te dwa przypadki wcale nie są tak podobne.
Pierwszy argument najwyższej instancji jest czysto formalny. Messi był skazany już w pierwszej instancji (przez sąd w Barcelonie), a Alonso doszedł do Sądu Najwyższego uniewinniony (przez sądy w Madrycie), co w dużym stopniu związało ręce Sądu Najwyższego w sprawie odwrócenia obu orzeczeń. Nie chodzi o to, że Sąd Najwyższy nie może ułaskawić skazanego lub skazać uniewinnionego, ale przy kasacji (do czego dochodzi przed najwyższą instancją) nie można zmieniać oceny dowodów, jakiej dokonał sąd oryginalnie zajmujący się danym postępowaniem.
Ten w sprawie Messiego ocenił, że kontrakt piłkarza w sprawie praw do wizerunku zdecydowanie miał na celu oszukanie Urzędu Skarbowego, a ten w przypadku Alonso ocenił, że nie doszło do przestępstwa. Chociaż Sąd Najwyższy dostrzega u Baska pewne poszlaki mogące doprowadzić do wniosku, że ten chciał doprowadzić do oszustwa (na czele ze sprzedażą praw firmie poza Hiszpanią), to orzeczenie sądu w Madrycie oraz potwierdzenie tej oceny przez wyższą instancję w Madrycie doprowadza do, jak czytamy, „uwarunkowania sprawy” w Sądzie Najwyższym.
Pomijając tę początkową przeszkodę, orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Alonso pozwala stwierdzić, że zachowanie byłego piłkarza Realu Madryt nie nosiło znamion przestępstwa. W przypadku Messiego wniosek był właśnie odwrotny. Chociaż początek ich działań był podobny, to jak czytamy w obu orzeczeniach Sądu Najwyższego, ich następnie obrane strategie podatkowe były już znacząco różne.
Alonso przekazał prawa do wykorzystania swojego wizerunku firmie Kardzali w sierpniu 2009 roku, na kilka dni przed przejściem do Realu Madryt i w momencie, gdy formalnie należał jeszcze do Liverpoolu. Firma miała siedzibę na Maderze, gdzie istniały specjalne przepisy podatkowe zwalniające spółkę z podatku dla firm. Kardzali wypłaciło piłkarzowi z tytułu przekazania praw do wizerunku 288.305,47 euro w 2011 roku i 2.278.983,69 euro w 2012 roku. Piłkarz nie wpisał tych przychodów do swojego PIT-u, ale zawarł je w formularzu dotyczącym podatku majątkowego. Przekazywał także Urzędowi Skarbowemu deklaracje aktywów i praw zagranicznych, gdzie informował o istnieniu współpracy z Kardzali. Chociaż dla Urzędu Skarbowego i prokuratury była to sztuczna współpraca stworzona, by oszukać fiskusa, to właśnie te dokumenty składane przez byłego pomocnika były kluczowe dla Sądu Najwyższego. Ten organ potwierdził, że jego zdaniem obecny trener Bayeru Leverkusen nie ukrywał przed państwem żadnych swoich przychodów.
Sąd Najwyższy przyznaje, że między Urzędem Skarbowym a Baskiem może istnieć „kontrowersja prawna” dotycząca rodzaju podatku, jaki powinien opłacić za taki przychód, ale to nie oznacza, że doszło do oszustwa przeciwko państwu. „Jeśli w rozliczeniach rocznych płatnik przedstawia całość uzyskanych przychodów ze wszystkich aktywności ekonomicznych i to doprowadza do stwierdzenia przez Urząd Skarbowy, że wysokość opodatkowania jest nieprawidłowa, to taka niezgoda w interpretacji podatkowej dotycząca jedynie kwoty podatku, a nie przychodu, nie może być źródłem procesu karnego”, podsumowuje Sąd Najwyższy.
To orzeczenie sądów zatwierdza praktykę, która była normą wśród piłkarzy (konkretnie przekazywanie praw do swojego wizerunku firmom poza Hiszpanią) i która w przypadku Cristiano Ronaldo czy Javiera Mascherano doprowadzała do pozasądowej ugody z prokuraturą, by uniknąć kar. Alonso wybrał walkę do samego końca i ostatecznie Sąd Najwyższy potwierdził jego argumenty.
W przypadku Leo Messiego zbudowana struktura była dużo bardziej złożona, a jej efekty były zaciemnione. Przede wszystkim, Argentyńczyk nie podpisał przekazania praw do wizerunku z tylko jedną firmą, a zrobił to najpierw z jedną spółką (nazwaną po jego matce i zarejestrowaną w Belize), po czym następnego dnia przekazał je kolejnej (w Wielkiej Brytanii, którą zarządzał jego ojciec oraz drugi oskarżony reprezentujący jeszcze inną spółkę z Urugwaju). Niedługo potem te firmy zawarły kontrakty licencyjne, agencyjne i usługowe z kolejnymi spółkami ze Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. Jak wskazał sąd w Barcelonie, przepisy Belize i Urugwaju pozwalały na rejestrowanie na swoich terytoriach spółek, które „nie były przejrzyste pod względem tożsamości właścicieli ani dochodów”. „Nie wymagano tam składania deklaracji podatkowych ani raportów czy rozliczeń rocznych, zwalniając całkowicie z podatku przychody uzyskane za granicą”, przypomniał organ. Wielka Brytania i Szwajcaria były z kolei krajami z „szeroką siecią podpisanych porozumień, by unikać podwójnego opodatkowania, a ich przepisy nie przewidywały kar za operacje ze spółkami na przykład z właśnie Belize czy Urugwaju”.
W przeciwieństwie do Alonso, który poinformował Urząd Skarbowy o wszystkich swoich przychodach, ale nie zrobił tego w niektórych przypadkach w rozliczeniu PIT, rodzina Messich doprowadziła do tego, że niektóre przychody Argentyńczyka w ogóle nie były widoczne dla hiszpańskiej skarbówki. Jak czytamy w wyroku skazującym Argentyńczyka, Urząd Skarbowy z tego tytułu nie otrzymał kolejno: 1,06 miliona euro w 2007 roku, 1,58 miliona euro w 2008 i 1,54 miliona euro w 2009 roku. Zawodnik i jego ojciec przed sądem w Barcelonie w 2016 roku bronili się, że piłkarz nie wiedział o niczym, bo po prostu powierzył swoje zobowiązania podatkowe ojcu, a ten przekazał je doradcom.
„Z jednej strony pozwany naiwnie próbuje oczyścić swoje zachowanie, za co domaga się wręcz pochwały, a z drugiej mówi o znalezieniu świetnych profesjonalistów posiadających w tych sprawach wysoce specjalistyczne wykształcenie techniczne, których celem miało być lepsze wypełnienie jego obowiązków podatkowych. Takie argumenty są mało poważne”, stwierdził Sąd Najwyższy. Ten organ też nie uwierzył w to, że rodzina Messich nie wiedziała, że musi płacić podatki w Hiszpanii. „Z tego zachowania można wywnioskować, że kiedy oskarżony udał się do profesjonalnego biura, to nie po to, by to biuro poinformowało go o jego obowiązkach podatkowych i ich odpowiednim wypełnieniu, ale po to, by wskazano mu, w jaki sposób tego uniknąć”, podsumowano.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze