Advertisement
Menu

Piłkarski dramat obyczajowy

Niektóre rzeczy prędzej czy później wychodzą na jaw.

Foto: Piłkarski dramat obyczajowy
Fot. Getty Images

Sevilla – Real Madryt: Przewidywane składy

Gdy ktoś patrzył na niego z zewnątrz, w życiu by nie pomyślał, że dzieje się z nim coś niedobrego. Przecież z pozoru wiódł dostatnie i poukładane życie. Zawsze dobrze ubrany, pachnący i ogolony. Na twarzy wiecznie przyklejony uśmiech. W rozmowach błyskotliwy i dowcipny, w stosunku do kobiet natomiast trzymający się zasad etykiety i szarmancki. Pewny siebie, ale nie zarozumiały. Mieszkał w bogatej dzielnicy, a do pracy przyjeżdżał samochodem budzącym zazdrość, lecz nie zawiść. Na wszystko bowiem ciężko zapracował. Jednym słowem: człowiek sukcesu. Ktoś, z kim wielu chętnie zamieniłoby się na życia, nawet jeśli nie przyznałoby tego wprost.

Kiedy jednak wracał do domu i zamykał za sobą drzwi, cała ta skorupa już na niewiele się zdawała. W murach miejsca, które z założenia powinno stanowić źródło jego stabilizacji, nie było bowiem aż tak kolorowo. Od dawna nie układało mu się z żoną, z dziećmi miał kiepskie relacje, a coraz rzadziej objawiająca się umiejętność robienia czegoś z niczego zaczęła odbijać się na kondycji finansowej i uświadamiała go, że od dłuższego czasu tak na dobrą sprawę żył ponad stan. Z każdym dniem coraz trudniej było to ukryć przed światem.

Powyższy fragment może wyglądać na modelowy przykład zajawki pierwszego lepszego dramatu obyczajowego, który na upartego pewnie nawet mógłby się obronić, gdyby w głównej roli obsadzić kogoś sensownego. Gdybyśmy natomiast mówili o dramacie obyczajowym osadzonym w futbolowym uniwersum, duże szanse na zwycięstwo w castingu miałaby Sevilla.

Jeśli bowiem spojrzymy wyłącznie na to, co Andaluzyjczycy pokazują na zewnątrz, czyli w Europie, nietrudno byłoby o wyrazy uznania. W poprzednim sezonie ekipa z Sánchez Pizjuán po raz siódmy w tym stuleciu sięgnęła po Ligę Europy/Puchar UEFA. W starciu o Superpuchar Europy bardzo dzielnie walczyła zaś z Manchesterem City, którego wyższość uznać musiała dopiero po serii rzutów karnych. Mimo remisów z Lens i PSV cały czas na poważnie będzie się też liczyć w walce o wyjście z grupy w bieżącej edycji Champions League.

Wystarczy jednak rzut oka na krajowe podwórko, by bardzo szybko dojść do wniosku, że Sevilla od miesięcy pogrążona jest w głębokim kryzysie sportowo-instytucjonalnym. Dość powiedzieć, że niedawno włodarze klubu z południa Hiszpanii zatrudnili już czwartego trenera w ciągu roku. José Luis Mendilibar poleciałby zresztą pewnie sporo wcześniej, gdyby nie wspomniany triumf w Lidze Europy. Przed nim nie poradzili sobie Julen Lopetegui i Jorge Sampaoli, jego następcą mianowano zaś Diego Alonso. Ruch z zatrudnieniem Urugwajczyka wydaje się zresztą rozpaczliwym posunięciem, mając na uwadze to, że nigdy wcześniej nie miał on okazji pracować w Europie. Wcześniej przez osiem miesięcy pozostawał na bezrobociu po tym jak prowadzona przez niego reprezentacja Urugwaju nie wyszła z grupy na mundialu w Katarze.

Zrzucanie winy na trenerów jest zawsze zdecydowanie najłatwiejsze. Na podłe wyniki złożyły się jednak również inne części składowe. Intuicja zaczęła bowiem zawodzić człowieka, który przez lata zamieniał w złoto niemal wszystko, czego się dotknął. Mowa rzecz jasna o Monchim, czyli dyrektorze sportowym, którego sława przez lata wykraczała daleko poza Hiszpanię. Nawet gdy zespół opuszczali kluczowi zawodnicy, na scenę zawsze w końcu wkraczał właśnie on i robił coś z niczego. W końcu i Monchi jednak znalazł się w sytuacji, w której nie zdołał ukręcić bicza z piasku, kiedy latem 2022 roku drużynę opuścili dwaj podstawowi stoperzy – Jules Koundé i Diego Carlos. W czerwu doszedł więc do wniosku, że dobił już chyba do ściany, spakował się i ruszył ponownie połączyć siły z Unaiem Emerym, tym razem w Aston Villi.

Efektem całego tego bałaganu jest kryzys, z którego do dziś nie widać wyjścia. Poprzednie rozgrywki Sevilla kończyła na 11. miejscu, co już samo w sobie jest fatalnym wynikiem jak na klub o takiej renomie. Jeszcze bardziej na wyobraźnię działa fakt, że niemalże na półmetku poprzednich rozgrywek zespół znajdował się w strefie spadkowej. Po ośmiu seriach gier w bieżącej kampanii plasuje się z kolei na 14. pozycji. Pokonać udało się jedynie fatalną Almeríę oraz beniaminka z Las Palmas. Z konfrontacją z drugim z wymienionych zespołów wiąże się swoją drogą absurdalna historia. Kilkunastu członków drużyny i sztabu szkoleniowego ekipy z Wysp Kanaryjskich nie zdążyło na samolot do Sewilli, ponieważ postanowiło wypić przed lotem kawę, a następnie... zabłądziło na lotnisku i nie zdążyło na samolot.

Nim na Sánchez Pizjuán postanowiono zmienić trenera, zwrócono się jednak do kogoś innego. Do osoby, o której trzeba w tym tekście wspomnieć, by miał on jakąkolwiek rację bytu. Chodzi rzecz jasna o Sergio Ramosa. W Sewilli przez długi czas zarzekano się, że wychowanek nie wróci na stare śmieci. Ostatecznie jednak dosłownie w ostatniej chwili okienka transferowego ponownie wylądował on w miejscu, z którego ruszył na podbój futbolowego świata.

Sprowadzenie żywej legendy futbolu i zarazem kogoś o niepodważalnych zdolnościach przywódczych miało pomóc Sevilli wyjść z kryzysu. Jak na razie efekty tego wielkiego powrotu nie są aż tak zauważalne. Były kapitan Królewskich wystąpił w zaledwie dwóch ligowych spotkaniach  – z Las Palmas i Barceloną. W tym drugim zresztą pechowo trafił do własnej siatki, dając triumf Katalończykom. Ultrasi natomiast mimo upływu wielu lat od transferu do Realu nie są w stanie wybaczyć Ramosowi tamtej decyzji.

Jakkolwiek patrzeć, występ Sergio przeciwko Królewskim będzie dla nas z pewnością niezwykle dziwnym przeżyciem. Mówimy przecież o byłym kapitanie i głównym bohaterze wielu niezapomnianych chwil. Można by wręcz głupio pomyśleć, że po przejściu Ramosa do PSG ktoś pociągający gdzieś u góry za sznurki specjalnie wykluczył go ze starć przeciwko Realowi w Lidze Mistrzów, by historia po 18 latach mogła zatoczyć koło. Jako gracz Sevilli Sergio dwukrotnie wystąpił przeciwko Los Blancos w sezonie 2004/05, a w drugim ze starć strzelił pięknego gola. Wówczas jeszcze pewnie nawet przez myśl mu nie przeszło, że właśnie trafia do siatki drużyny, w której spędzi kolejne półtorej dekady i stanie się niekwestionowaną legendą. Choć Sevilli zdecydowanie daleko do naszych przyjaciół, to jednak dziś na rywali siłą rzeczy spojrzymy z nieskrywaną nostalgią w oczach. Mamy jednak nadzieję, że mimo wszystko nie przyjdzie nam się przekonać, jaka będzie reakcja Ramosa na drugą w karierze bramkę zdobytą przeciwko Królewskim...

By nostalgia nie szła w parze ze smutkiem, wystarczy tylko i aż podtrzymać obecną passę. W ostatnich dziesięciu potyczkach z Sevillą Real aż osiem razy wygrywał. Raz natomiast dzieliliśmy się punktami i doznaliśmy pojedynczej porażki. Jej dokładny smak trudno dokładnie sobie przypomnieć, ponieważ doszło do niej przed ponad pięcioma laty za kadencji Julena Lopeteguiego, który zdążył od tamtej pory zaliczyć w Sevilli ponad dwuletni pobyt, spędzić rok w Wolverhampton i ustawić się w kolejce w pośredniaku.

Fajnie byłoby też, gdyby wreszcie obudził się Rodrygo. Być może przeżywający strzelecki kryzys Brazylijczyk odblokuje się na widok rywala, przeciwko któremu w poprzednim sezonie zaliczył swój bodaj najlepszy indywidualny występ w La Lidze. Nie obrazimy się jednak, jeśli zwycięstwo odniesiemy nawet pomimo braku realizacji tego questa pobocznego. Zawsze przecież będzie można wykonać go przy okazji zbliżającego się wielkimi krokami Klasku...

* * *

Mecz z Sevillą na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán rozpocznie się o godzinie 18:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Królewskich wynosi 1,85.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyniki na żywo, statystyki, składy i zmiany w tabeli można śledzić na platformie Flashscore.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!