Advertisement
Menu
/ lequipe.fr

Vinícius: Kiedy Ancelotti musi ochrzanić mnie za głupie rzeczy, to się nie powstrzymuje

Vinícius Júnior udzielił wywiadu L’Équipe. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tej rozmowy.

Foto: Vinícius: Kiedy Ancelotti musi ochrzanić mnie za głupie rzeczy, to się nie powstrzymuje
Fot. Getty Images

W 2019 roku w trakcie gali Złotej Piłki poznaliśmy nieśmiałego 19-latka. Dużo się zmieniło od tamtego czasu?
Tak. Trochę w życiu, ale szczególnie dużo na boisku. Wtedy dopiero przyleciałem z Brazylii, a przeskok stamtąd do Madrytu to duży skok. Każdy młody chłopak o tym marzy, ale to jest coś ogromnego. Spotkałem tu jednak dobrych ludzi. Dorosłem. Jestem innym piłkarzem. Byłem dzieckiem, które nic nie wiedziałem. Wtedy rozegrałem 70 meczów w profesjonalnym futbolu. Teraz mam ich ponad 200. Ciągle jestem młody, o czym nie powinniśmy zapominać. Mam tylko 23 lata i ciągle wielkie pragnienie uczenia się.

Poza boiskiem też wiele się zmieniło?
Myślę, że jestem trochę bardziej znany [śmiech]. Nie robię już tego, co robiłem kiedyś w Brazylii, ale kocham moje życie. Dzięki temu wszystkiemu zmieniłem życie mojej rodziny. I myślę, że jestem tu, by zostać na wiele więcej lat. Takie było przynajmniej moje marzenie. Dzisiaj każdego dnia mogę grać w piłkę! Nic nie czyni mnie szczęśliwszym. Nigdy nie zmęczy mnie bycie na boisku.

Więc rzadko widzi się Viníciusa bez piłki...
Nigdy nie pozostawałem bez gry w piłkę dłużej niż trzy dni, wakacje czy sezon. Jako dziecko jeśli tylko było miejsce do gry, byłem tam. Rano uczyłem się tylko po to, by móc grać po południu i wieczorem. Tak wyglądało moje dzieciństwo. W wieku 8 lat chciałem naśladować Neymara, a tata pozwolił mi wyjść na ulicę.

To nie były zwykłe ulice. To było Sao Gonçalo obok Rio de Janeiro.
To niebezpieczna okolica, ale ludzie spędzają tam czas na graniu w piłkę. Są tam bandyci i broń na każdym rogu. To jedna z najgorszych faweli w całym Rio. Dla tamtejszych ludzi to staje się normalne, nawet jeśli wcale takie nie jest. Miałem jednak wokół siebie odpowiednich ludzi i przyjaciół. Nie każdy tam ma takie szczęście. Obierasz złą drogę, bo los to na tobie wymusza. Niekoniecznie masz wybór. Nigdy nie spotkałem tam nikogo, kto potem został doktorem, profesorem czy prawnikiem. Miejmy nadzieję, że to się zmieni... Ja tam mieszkałem i zawiązałem tam przyjaźnie na całe życie. Ci, którzy żyją ze mną w Madrycie, pochodzą z Sao Gonçalo. To duża część mojej historii.

Co znaczą dla ciebie tamte ulice?
Tam wszystkiego się nauczyłem. Ulica sprawiła, że mierzyłem się ze starszymi od siebie. Miałem 9 lat, gdy grałem przeciwko 12- czy 13-latkom. Nie bałem się grać piłką i to zachowałem do dzisiaj. A do tego doszły technika i jakość... To bierze się z tego. To nie jest prawdziwe boisko. Na pewno jest trudniej niż na Bernabéu [śmiech]. Nikt nie odgwizduje fauli, piłka wychodzi po jednej stronie i gra jest wznawiana po drugiej... Ale z tego biorą się nadzwyczajni piłkarze. Dzięki temu my z Brazylii mamy coś innego, gdy dryblujemy i gdy kontrolujemy piłkę. To najpierw jest piłka uliczna, a potem futsal.

W niego też potem grałeś. Słyszeliśmy jednak, że chociaż byłeś dobry w piłkę, to rodzice nie opłacili ci specjalnej szkoły.
Głównie dlatego, że niczego nie mieli. Miałem 5 lat, gdy tata zdecydował się na pracę poza naszą dzielnicą, ale to nie wystarczało. Przestali mieć swoje marzenia, by ja mógł mieć swoje. Możemy dzisiaj powiedzieć, że to się opłaciło, ale inni tracą wszystkie pieniądze, jakie mają i nawet te, których nie mają. Dzięki Bogu mój mały brat nie będzie musiał przez to przechodzić. Szkoła pozwoliła mi grać za darmo, podarowali mi też strój sportowy. Bez tych ludzi nie byłoby mnie tutaj. Flamengo nigdy by nie odkryło. Szczerze, nie wiem, co bym dzisiaj robił. Wtedy marzyłem tylko o futbolu.

Nigdy nie straciłeś swojego DNA, atakowania, dryblingu, bycia tym zawodnikiem...
Zawsze grałem na swój sposób i zawsze tak będzie. Nigdy nie przestałem wierzyć niezależnie od miejsca, że niezależnie od wszystkiego mogę być najlepszy. Czy na osiedlu, czy gdzieś indziej, czy w starciu ze starszymi... Kiedy mi nie szło, wracałem do domu smutny i to na mnie ciążyło. Chciałem wygrywać. Niestety to nie dzieje się każdego dnia [śmiech]. Lubię być liderem, czuć się ważnym, czuć, że mogę prowadzić ekipę. Zawsze to tak wygląda. Nie bałem się na ulicy, grając obok gangów. Nie będę więc bać się teraz!

Czy poddanie się to obce ci założenie?
Nigdy nie myślę, co wydarzy się potem. Nie ma żadnego stresu, tylko zabawa. Mam osobowość, dzięki której próbuję rzeczy, a pewności siebie dodaje mi też drużyna. Będę próbować aż mi wyjdzie. Nigdy tego nie roztrząsam. Sekundę po niepowodzeniu proszę o kolejną piłkę. A wiele prób oznacza, że możesz wiele osiągnąć. Nie wszyscy tak myślą, to na pewno, ale ja tak myślę od samego początku. Musiałem to zabrać ze sobą do Madrytu.

Czy w tych latach twoja rola w szatni urosła?
Oczywiście. Kiedy podpisałem umowę, byłem małym chłopcem bez większej odpowiedzialności. Teraz to ja muszę nas podnosić, nawet jeśli liczba wielkich piłkarzy oznacza, że ta odpowiedzialność jest dzielona. Czasami robi to jeden, a czasami inny. Jednak wiem, że klub, drużyna i kibice zawsze czegoś ode mnie oczekują. Nigdy nie powiem, że nie jestem tego świadomy. W pełni to akceptuję. Presja istnieje, ale wszyscy ją kochamy. Jest wręcz potrzebna, gdy dążysz do wielkości.

Więc dużo przemawiasz w szatni?
Nie, nie, nie [uśmiech]. Czasami coś mówię, ale znam swoje miejsce. Gdy muszę coś powiedzieć, to mówię, nie ma problemu, ale jeśli masz tam Toniego [Kroosa] czy Lukę [Modricia]... Są w tym dłużej ode mnie i to ja bardziej powinienem słuchać ich. Mogę nauczyć się więcej od nich niż na odwrót. Ci goście wygrali tak wiele w swoich karierach... Staramy się iść ich śladami.

Więc nigdy nie zbesztasz Toniego Kroosa?
To niemożliwe! Ale ani jego, ani nikogo innego, bo to nie ja. Jestem cichym gościem. Nigdy nie miałem żadnych problemów. Naprawdę, nigdy się nie złoszczę. Także dlatego, że uwielbiamy spędzać ze sobą czas. Organizujemy wspólne kolacje, lubimy razem podróżować... To jest buenissimo.

W Madrycie prowadzili cię wyjątkowi trenerzy. Zacznijmy od Zizou.
Ach, Zizou... Casemiro i Marcelo wiele mi o nim mówili. I to bardzo dobre rzeczy. To odnośnik dla wszystkich. Nie widziałem za dużo jego gry, byłem za mały, ale mamy YouTube. Grał jak niewielu innych i jako trener bardzo mi pomógł, szczególnie w powrotach i bronieniu. Mocno naciskał na bycie częścią kolektywu i dał mi swobodę do pokazywania moich umiejętności. W Brazylii nigdy nie proszono mnie o nic w obronie albo w prawie o nic. To bardzo mnie zmieniło. Zizou pozwolił mi zrozumieć, że te dwie rzeczy mogą iść razem. Wiele mnie nauczyłem, a byłem wtedy najmłodszy w zespole! Kiedy inni pracowali trochę mniej, ja musiałem to pokryć.

Po nim jest Carlo Ancelotti. Inny styl.
Z nim jest jak z ojcem i synem. Rozmawia z nami o wszystkim. Dzięki niemu lepiej radzę sobie z momentami, na które niekoniecznie byłem gotowy. Zawsze popycha mnie do przodu, ale chce też, żebym zachowywał chłodną głowę. Cóż, kiedy jest czas, żeby mnie ochrzanić, to też się nie powstrzymuje... Czasami mówię, że to już za dużo! Ale potem myślę o tej sytuacji i nigdy nie ma w tym przypadku. Zawsze robi to, bo musi. Na przykład, za pewne głupie rzeczy, jakie robię na boisku [śmiech]. Jak dryblowanie na naszej połowie czy indywidualną akcję, która nie ma sensu. Musimy go słuchać. On chce, żebym pokazywał swoje najlepsze rzeczy. Robi to z każdym. Jednak też nas, młodszych, chce uczyć i chce nam pomagać. Pyta nas, co u nas w domu, jak się czujemy, co u naszej rodziny... Wie, że spędzamy dużo czasu poza domem i martwi się tym. To wszystko czyni z niego naprawdę piękną osobę.

Co przynosi ci największą przyjemność w Madrycie? Miasto? Klub? Po trochu wszystkiego?
Ogólnie kocham tu żyć i dobrze jest też mojej rodzinie. Kiedy moi najbliżsi chodzą po mieście, są rozpoznawani i otrzymują ciepłe słowa. Krok po kroku odkrywałem tu nowe życie, nowe emocje, ten ferwor... Madryt jest wyjątkowy. Wszyscy wszędzie opowiadają też o Realu, co mi się podoba. Jestem trochę domatorem, ale mamy też wiele różnych aktywności. Na przykład, jutro wieczorem po meczu Ligi Mistrzów [chodziło o wygrany 1:0 mecz z Unionem] organizujemy kolację z Camą [Camavingą], Jude'em [Bellinghamem], Rodrygo, Aurélienem [Tchouaménim] i innymi. Nie ma tu może plaży jak w Rio, ale też jest miło [śmiech]. Ja sprowadziłem tu trochę Rio poprzez boisko do siatkówki plażowej w moim ogrodzie!

Więc Real Madryt będzie twoim ostatnim klubem?
Myślę, że mogę tu zostać na całą karierę, ale klubem mojego życia jest Flamengo. Obiecałem tacie, że kiedyś tam wrócę. Muszę dotrzymać tej obietnicy.

Między waszymi młodymi zawodnikami jest specjalna więź. Rodrygo powiedział nam między innymi o tym, że jego przyjaciele zostali nawet przyjaciółmi twoich przyjaciół. Dlaczego to jest dla was tak ważne?
Bo jeśli jest nam dobrze w życiu, to jesteśmy lepsi na boisku. Spędzamy razem cały nasz wolny czas. Uważam, że jeśli Cama czy Rodry mi asystują czy na odwrót, to z powodu tego, że mamy też dobre stosunki poza boiskiem. Mamy też Jude'a, który dopiero przyszedł, czy Tchouaméniego, który jest tu od roku. Tego lata sprowadziłem Camę do Brazylii. To teraz jeden z nas. Gra jak Brazylijczyk i tańczy jak Brazylijczyk. Chce nawet wrócić! Z Rodrygo znamy się od lat, bo graliśmy przeciwko sobie, gdy miałem 11 lat. To samo z Milim [Militão], którego znam od małego dziecka. Jesteśmy grupą gości w podobnym wieku, która chce osiągnąć wielkie rzeczy. Spędzam teraz więcej czasu z nimi niż z rodziną! Fakt, że nie mamy dziewczyn ani dzieci, więc łatwiej organizować nam czas [śmiech].

Więc kolacje są brazylijskie czy francuskie?
Ach, po trochu obu. Mają tu niezłe mineirinho [brazylijskie danie z kurczakiem]. Cama musi mnie też zaprosić do Francji. Teraz oni wszyscy byli w Cannes, ale ja miałem kontuzję i nie mogłem lecieć. Powiedzieli, że następnym razem muszę lecieć z nimi.

Co jest w tobie najbardziej brazylijskiego?
Radość z życia. Musisz wiedzieć, jak być szczęśliwym. W Brazylii mieliśmy tego niewiele i ciągle tak to wygląda. Teraz mam praktycznie wszystko, czego chcę. Muszę też być tego świadomy i dziękować za to Bogu. Jestem ekstremalnym szczęściarzem, że otaczają mnie ludzie, którzy mnie kochają. Mieszkają ze mną mama, brat i trójka przyjaciół. Potrzebuję ich obok siebie.

To prawda, że w twoim domu jest zasada, że jeśli jesteś w domu, to nikt nie może wyjść na imprezę?
Zawsze trzymamy się razem, ponad wszystkim! Lepiej nawet zorganizować coś w domu, nawet jeśli to będzie cicha impreza, niż spędzać wieczór w Madrycie. Wolę kolację w domu razem ze wszystkimi, czasami też z kolegami z drużyny. Wtedy możemy też więcej rozmawiać. Dzięki temu tylko zyskujemy.

Zagrajmy teraz w zgadywankę. Kto jest wśród was największym szaleńcem?
Ach, futbol teraz się zmienił! Piłkarze nie są już takimi szaleńcami jak kiedyś. Każdy ma swoje sprawy, ale na pewno się nie nudzimy.

Kto wybiera najlepszą muzykę?
Cama. Ma dobre wybory. Od odejścia Karima [Benzemy], to Cama zarządza muzyką w szatni.

Kto najlepiej się ubiera?
Hmm, kilka osób... Cama. Jude. Aurélien. Rodry. Drużyna ma dużo flow.

Najlepszy piłkarz?
Przedtem na 100% Karim. A nawet jeśli go nie ma, to zostaję przy Karimie [śmiech]. To sprawi, że nikt nie będzie zazdrosny.

Nie musimy pytać, kto najwięcej się uśmiecha. Eduardo Camavinga powiedział, że ty.
Zawsze. To dla mnie coś dobrego. I dla innych też.

Niedawno dołączył do was Jude Bellinghama, którego wymieniłeś już wiele razy. Wydaje się, że stał się częścią rodziny.
Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że tu przyszedł. Przez miesiące wysyłałem mu wiadomości. Pisałem mu: „To najlepsza drużyna na świecie”. Wiedziałem, że chcą go inne kluby. Juni [Calafat, szef skautów Realu] jest moim przyjacielem i wie, że jeśli mogę pomóc, to mu pomogę. Robiłem to samo z Camą. Wysyłałem mu wiadomości, przyszedł i wygraliśmy Ligę Mistrzów. Miejmy nadzieję, że tak samo będzie z Jude'em. Nie znałem go osobiście, ale naprawdę chciałem, by do nas dołączył. Widziałem jak gra i jako że chcę grać z najlepszymi, to sprawa była oczywista. Jude jest jednym z najlepszych na świecie i cała drużyna go kocha. Strzela gole i jest szczęśliwy. Wybrał najlepszy klub.

Czy robisz to samo z Kylianem Mbappé?
Nie, to jest inne! Kylian ma swoją sytuację. U Jude'a wiedziałem, że może odejść tego lata. I to perfekcyjne, że wszystko potoczyło się w ten sposób. Jednak tutaj każdy chce grać z Kylianem. Mam nadzieję, że pewnego dnia to się wydarzy. To jeden z najlepszych piłkarzy, dzisiaj prawdopodobnie najlepszy ze wszystkich. Gra na poziomie... swoim własnym!

Czy właśnie ta atmosfera w klubie pozwoliła ci poradzić sobie z najtrudniejszymi momentami?
Przedtem byli tu Marcelo i Casemiro, którzy mieli doświadczenie i mi pomogli. To było normalne, że w moim wieku miałem momenty, które były trudniejsze od innych. Zawsze dużo pracowałem. W wieku 21 lat w końcu eksplodowałem. Poczułem, że byłem na to gotowy. Mentalnie, by utrzymać chłodną głowę i fizycznie, by przejść wyżej. Byłem gotowy na wielkie momenty. Nawet kiedy nie zdobywałem bramek, pozostawałem spokojny. Musieliśmy tylko wrócić do treningu i robić jeszcze więcej. Poziom na codziennych zajęciach jest niesamowity. To najlepsi piłkarze i wszyscy trenujemy, by się wśród nich utrzymać. Nigdy jednak nie miałem z tym problemu i wiedziałem, że gole przyjdą. Dużo rozmawiałem też z innymi, szczególnie Karimem. W poprzednim roku zdobył Złotą Piłkę po 15 sezonach w Realu [dokładnie 14 - dop. gazety]. Wyobraź sobie, ile on musiał na to pracować.

Czy Benzema był dla ciebie jak starszy brat?
Wiele mnie nauczył na boisku i poza nim. Zawsze mówił mi też prawdę. Popychał mnie, bym był bardziej skoncentrowany na golach. Musiałem zacząć strzelać. On kiedy nie strzelał, to narzekał. Jest jednym z najlepszych piłkarzy w historii i powiedział mi: „Jeśli możesz strzelić 30 goli, to musisz strzelić 30 goli, nie zadowalaj się 29”. To naprawdę weszło mi do głowy.

Bo nie miałeś tego w sobie?
Tak, tak. Zawsze lubiłem strzelać gole, ale nie miałem tego zakorzenionego w głowie. Nigdy nie stawiałem sobie celów na sezon. Nigdy nie powiedziałem sobie: „Muszę strzelić 30 goli”. Teraz tak. Chcę strzelać więcej z każdym sezonem. W poprzednim zdobyłem 23 bramki. Dlatego teraz mój cel to więcej niż 23 gole.

Wśród trudnych chwil były rasistowskie przyśpiewki, których ofiarą padłeś głównie na meczu z Valencią z poprzednim sezonie.
To działo się wiele razy, a w Walencji w rażący i znaczący sposób. Poczułem wtedy duży smutek. Jeśli jestem na boisku, to po to, by radować ludzi. A grupa, o której wiem, że jest mniejszością, może tak cię naruszyć, że nie myślisz dłużej o grze. Wiele nauczyłem się o rasizmie. Każdego dnia wiem więcej. To naprawdę złożony temat. W przeszłości ludzie cierpieli przez niewolnictwo. Interesuje mnie to. Naprawdę mam nadzieję, że te epizody więcej się nie powtórzą. Nie tylko wobec mnie, ale wszystkich piłkarzy i wszystkich ludzi... A szczególnie dzieci. One nie są gotowe na takie momenty. Od kiedy skończyłem 19 lat, zacząłem się interesować sprawą rasizmu. Rozumiem dzisiaj trochę więcej o tym, jak powinienem reagować. Cieszę się, że sprawy się zmieniają. Zmienia się prawo i sądzę, że dzięki temu na stadionach będzie tego coraz mniej. Rozmawiamy o tym także między sobą. Wielu piłkarzy ze mną rozmawia: Varane, Kylian, Hakimi, Lukaku... Musimy powziąć wszelkie działania razem, by takie wydarzenia działy się coraz rzadziej.

Dlaczego nauka o tej sprawie była tak ważna?
Bo jestem bardzo młody i nie doświadczyłem tego, czego inni doświadczyli w przeszłości. Nigdy nie odmówiono mi dostępu do toalety z powodu czarnego koloru skóry. Nigdy nie proszono, bym wszedł do restauracji od tyłu, bo jestem czarny. To jednak ważne, bym wiedział, że działo się tak w przypadku innych osób. Ja tego nie doświadczyłem, mój tata też nie, ale mój dziadek i pradziadek tak. Oni przeszli przez te smutne momenty w historii i ja musiałem się o tym dowiedzieć. Dzisiaj wiem już o tym więcej niż moi rodzice. Ciągle mimo wszystko wiem mało. Zbliżyłem się do ludzi, którzy studiowali prawdziwy rasizm i których rodziny przez to przeszły. Do ludzi, którzy wiedzą dużo o niewolnictwie. Dużo o tym czytam. Chcę dalej mieć na to wpływ. Mój głos ma znaczenie. Mogę pomóc. To nie dotyczy tylko futbolu czy tylko czarnoskórych osób. Jeśli ktoś obraża cię w sposób, który cię boli, musisz z tym walczyć. Dopóki to się nie zmieni.

Powiedziałeś: „La Liga należy do rasistów”. Dlaczego?
Bo wydarzenia w Walencji miały miejsce w 35. kolejce, ale we wszystkich wyjazdowych meczach przed tym miały miejsce epizody rasistowskie. Nigdy nic z tym nie zrobili. Rozmawiałem z La Ligą, że to musi się zmienić. Nie słuchali mnie. Usłyszeli mnie w momencie, gdy o Hiszpanii zaczął rozmawiać cały świat. Oni zmusili ich do reakcji. Wiem, że sam osobiście nie zmienię historii i nie uczynię z Hiszpanii kraju bez rasistów. To samo dotyczy świata. Wiem jednak, że mogę coś zmienić, by ci przychodzący w następnych latach tego nie doświadczali. By dzieci w przyszłości miały spokój ducha. Właśnie dla nich zrobię wszystko, co będę mógł.

Czujesz wsparcie od takich instytucji, jak UEFA czy FIFA?
Wszyscy piszą do ciebie, gdy coś się dzieje, ale gdy to się kończy, to nikt już z tobą nie rozmawia. Miałem jednak wsparcie! Oczywiście z klubu i od zawodników, a szczególnie tych, którzy padli tego ofiarą. Tak to zmienimy: jeśli piłkarze będą razem. Kiedy przez to przeszedłem, otrzymałem dużo wsparcia, co jest dobre. Ponad wszystkim musimy jednak dalej walczyć... Przez długi czas... Zawsze! To nie ustanie od razu, a ja nie przestanę walczyć.

Więc chcesz, żeby o tym mówiono. To twój cel?
Oczywiście, do tego zgodnie. Jeśli będę mierzyć się z rasizmem sam, to system łatwo mnie zniszczy. Kiedy jesteśmy razem, kiedy ważne osoby podejmują ten temat, jak prezydent Brazylii czy UEFA, jak Kylian czy Nemar, jak wielcy zawodnicy, jak Rio Ferdinand, który zawsze do mnie pisze i jest ze mną w tej walce, to waga takiego głosu jest większa.

Wiele rozmawia się o schodzeniu z boiska. Uważasz to za dobre rozwiązanie?
Ponad wszystkim, uważam, że już robimy wiele rzeczy jako piłkarze i to ligi muszą zacząć wykonywać swoją pracę. W Walencji cała grupa na stadionie obraża piłkarze i mogą normalnie rozegrać kolejny mecz? Mogą grać przy kibicach, nie tracą punktów i nie dostają kary? Zmiana przyjdzie poprzez te rzeczy. Uważam, że musimy zacząć działać, by rasiści bali się mówić coś, co naruszy mnie, ale może także naruszyć ich życie. Ludzie muszą to zrozumieć.

Strach musi przejść na drugą stronę?
W głębi nie chcę wcale przerzucać swojego strachu na innych. Chcę mieć tylko spokój ducha, by grać w piłkę i wiedzieć, że nie będę obrażany na boisku, bo jestem czarny. Niech kibic obraża mnie za gola, ok. Może mnie obrażać, ale niech nie brakuje w tym szacunku. Może na mnie gwizdać przez cały mecz. Nie obchodzi to mnie. Gdy chodzi o rasizm, chodzi o coś innego. Okrzyki i gwizdy to część gry. Messi, Cristiano, Benzema i Neymar, wszyscy tego doświadczali. Fani innych drużyn prowokują ich i to jest normalne. Co więcej, ja to lubię, motywuje mnie to do strzelenia im gola. Jednak rasizm... Nie wierzę w świat bez rasizmu, ale muszą stać się mniejszością. Kolejne generacje nie będą mogły już myśleć, że bycie rasistą jest normalne. Dzisiaj dzieciaki oglądają rodziców, którzy się tak zachowują i mówią: „Jeśli on tak robi, to musi być normalne”. Chcę świata, gdzie ojciec przekazuje synowi, że bycie rasistą jest złe. Uwolnimy siebie wraz z kolejnymi generacjami. Nie skończymy z rasizmem, ale uczynimy z niego mniejszość.

Raheem Sterling powiedział trzy lata temu w rozmowie z nami, że on odkrył rasizm przez futbol i że wcześniej nigdy nie był jego ofiarą. W twoim przypadku jest tak samo?
To dwie różne rzeczy. Na boisku ludzie to wykrzykują i ty to słyszysz. Na ulicach rasizm jest inny. Jeśli wchodzę do sklepu i ktoś obserwuje mnie przez mój kolor skóry, to jest rasizm. Jeśli ktoś aplikuje o pracę i między białą a czarną osobą dokonuje się wyboru przez kolor skóry, a nie umiejętności, to jest rasizm. Osobiście w Brazylii nie doświadczałem tego tak bardzo, bo futbol szybko uczynił mnie znaną osobą. W wieku 9-10 lat już byłem rozpoznawalny. Nie obserwowano tego, co robię w sklepie. Doświadczyłem tego najbardziej na stadionach. Nawet w ojczyźnie. Rozmawiamy tam o tym od długiego czasu, niektórzy mogą nawet trafić tam za to do więzienia. Myślę, że jest ich mniej niż w Hiszpanii, ale ciągle jest ich wielu. Cierpiałem przez to dosyć często.

Czy to główna walka w twojej karierze?
Przede wszystkim, to coś, o co chcę dalej walczyć. Nie chcę, by mój mały brat doświadczył tego, co doświadczyłem ja. Niech mój kuzyn przez to nie przechodzi. Niech moi najbliżsi nie będą ofiarami. Niech nikt przez to nie przechodzi. To bardzo smutne. I chcę któregoś dnia nie rozmawiać o tym przez 30 minut. To będzie oznaczało, że coś się zmieniło, bo będziemy wtedy rozmawiać o szczęśliwych sprawach!

Więc co uszczęśliwiłoby cię?
Historia podobna do tej napisanej przez legendy Realu Madryt. Już wygrałem wszystko, co mogłem, ale chcę więcej. I do tego Puchar Świata z Brazylią. To już długi czas bez tego trofeum i ten kraj tego potrzebuje, nawet jeśli o to trudno. Nowa generacja jest bardzo utalentowana, ale Hiszpania, Argentyna, Francja czy Anglia również.

A Złota Piłka?
Miejmy nadzieję, ale priorytetem jest drużyna. Jak w przypadku Karima. Zawsze asystował Cristiano i to Cristiano zawsze zdobywał nagrodę. On sam w końcu też wygrał. Zawsze mówię o znaczeniu moich kolegów. Jeśli strzelę w sezonie 60 goli, ale nie wygramy, to bramki nie mają znaczenia. Jak mogę zdobyć Złotą Piłkę, jeśli moja drużyna na końcu niczego nie wygrała? Myślę, że wszyscy pracujemy razem. I wtedy na końcu któregoś dnia, jak Modrić czy Karim, jeden z naszych zostanie ukoronowany. To jest marzenie.

KULISY
MIEJSCE: Dom. Piękny dom na eleganckich przedmieściach Madrytu.
CZAS: Dwie godziny, w tym sesja zdjęciowa.
NAPOJE: Trochę wody. Bądźmy poważni.
JĘZYK: Hiszpański. Włada nim perfekcyjnie.
POZIOM SWOBODY POPROWADZENIA ROZMOWY: 0/10, ale jego radość i łatwość wyrażania siebie szybko sprawia, że go doceniasz.
OBECNE OSOBY: Menadżer ds. komunikacji („Nigdy tak dużo nie rozmawiał o rasizmie”), jego przyjaciele, jego agenci (bardzo dyskretni), nasz fotograf, redaktor naczelny France Football, kamerzysta i osoba odpowiedzialna za film dokumentalny, który ma pojawić się w 2025 roku.
ZMIANA W FUTBOLU: „Żebyśmy mogli przyjechać na stadion dobrze ubrani. Jak zawodnicy NBA czy NFL. Jak Shai Gilgeous-Alexander z Oklahoma City Thunder czy Justin Jefferson z Minnesota Vikings. Może niektórym to się nie podoba, ale mi tak”.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!