„W tym roku nikogo nie kupimy”
Carlos Carpio, zastępca redaktora naczelnego dziennika MARCA, w najnowszym tekście dzieli się swoimi przemyśleniami na temat Jude'a Bellinghama. Przedstawiamy spostrzeżenia dziennikarza.
Fot. Getty Images
W lipcu, kiedy męczące odliczanie w oczekiwaniu na Mbappé skutkowało wielogodzinnymi debatami w programach sportowych w telewizji i w radiu, w Valdebebas zademonstrowano niezrozumienie dla nurtu pesymizmu, który ogarnął dużą część madridismo. Wielu kibiców, sceptycznie nastawionych do nowego i spodziewanego przez nich rozczarowania napastnikiem PSG, narzekało na pozorną bezczynność swojego klubu: „W tym roku nikogo nie kupimy”. Ponieważ oficjalna prezentacja Bellinghama miała miejsce zbyt wcześnie, 15 czerwca, miesiąc później był on transferem, który uznali za oczywisty. Nie wiedzieli, kogo sprowadziła ich drużyna. Nie mieli nawet pojęcia.
Minęło 110 dni od tamtego poranka, gdy Jude po raz pierwszy krzyknął „¡Hala Madrid!”. Dziś ci fani wreszcie rozumieją, że jeszcze przed otwarciem okna transferowego ich klub trafił w samą dziesiątkę, ściągając piłkarza namaszczonego do naznaczania epoki i wyrywając go ze szponów wszechpotężnej Premier League. Oczywiste jest to, że oczekiwania wobec niego były bardzo wysokie, ale nie mogli sobie wyobrazić, jakiego szefa właśnie pozyskali. Teraz nikt tak naprawdę nie wie, gdzie znajduje się sufit Jude’a Bellinghama, nawet sam Real Madryt. Dzięki swojemu wybuchowi jest sensacją światowego futbolu. Jest szeryfem, który przypomina o Cristiano Ronaldo.
Ale jego spektakularne liczby nie oddają pełnego wymiaru jedynego w swoim rodzaju, ponadprzeciętnego zawodnika. I nie chodzi tylko o te 8 goli i 3 asysty w 9 meczach. Bellingham, ktoś znacznie więcej niż zdobywca bramek, w wieku 20 lat jest liderem, wnosząc swój kapitał piłkarski do gry najbardziej utytułowanego klubu na świecie. Supertalent, który gra wszystko i jest w każdym miejscu. To ktoś, kto przed przerwą wygrał więcej pojedynków (5) i zanotował więcej odbiorów (6) niż Anguissa, Lobotka i Zieliński razem wzięci. Tylko gracz o takiej hierarchii jest wart tego, by cały Real Madryt zmodyfikował swój system gry, dostosowując się do jego nieporównywalnych warunków. Nawet jeśli zmusi to Viníciusa do oddalenia się od skrzydła, a Modricia do zrozumienia, że jego dni chwały ubranej w biel dobiegają końca.
Swoją drogą, wyobrażacie sobie atak złożony z Viníciusa, Bellinghama i Mbappé?
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze