Neapolitańskie piekło
Real Madryt mierzył się z Napoli w 1/16 finału Pucharu Europy w sezonie 1987/1988. Pierwszy mecz zapadł pamięć głównie z tego powodu, że na Bernabéu nie było kibiców z powodu sankcji (za zdeptanie Matthäusa przez Juanito) oraz z powodu „kanału” żałożonego Maradonie przez Chendo, którą pięknie opisał Jorge Valdano: „Ptaki zaczęły strzelać do strzelb”.
Fot. X
Los Blancos wygrali 2:0 i Maradona zaczął podgrzewać atmosferę przed rewanżem tuż po końcowym gwizdku. „Real zagrał niegodnie. Zawiódł mnie. Nie musiał uciekać się do ciągłego zastraszania. Tam będziemy musieli zrobić to samo. Musimy ich napaść [później za to przeprosił, twierdząc, że chciał powiedzieć «pressingować» – dop. red.] i grać na granicy przepisów”. Powitanie Królewskicg w Neapolu było bardzo gorące zarówno na boisku, jak i poza Stadio San Paolo.
Kilka dni przed rewanżem Maradona udzielił wywiadu na wyłączność dziennikowi MARCA. Pierwszy mocny fragment z rozmowy z Enrique Ortego brzmiał: „Przed przedłużeniem kontraktu z Napoli porozmawiam z Mendozą”. Tym samym Argentyńczyk zostawiał otwartą furtkę do transferu do Realu Madryt, mimo że miał na stole gigantyczną ofertę Napoli z kontraktem do 1993 roku. Dzień później, w drugiej części wywiadu, argentyński crack był pewny szans swojej drużyny i zapowiedział, że „zjemy ich. Nawet z Di Stéfano i Puskásem nie byliby w stanie wygrać na San Paolo”.
Do tego zapewnił, że zawodnicy Realu nie muszą bać się atmosfery, „ponieważ neapolitańczycy są wystarczająco cywilizowani i jeśli byłby jakiś problem, to sami chronilibyśmy ich poza boiskiem. Na boisku to już zupełnie co innego i będziemy walczyć takimi samymi środkami, jakich oni użyli na Bernabéu”. Na koniec wyznał, że czuje się rozczarowany Beenhakkerem i „wizja, jaką o nim miałem, kompletnie legła w gruzach”, ponieważ „nazwał nas mafiosami. Słyszałem to i niech nie teraz nie mówi, że nie, bo mu to powiem w twarz”. Maradona chwalił też słynne krycie przez Chendo na Santiago Bernabéu, twierdząc, że „było to najlepsze krycie, jakie miałem w życiu. Chendo jest jednym z najlepiej kryjących w Europie. Najlepszy. Ale u nas wszystko będzie inne”.
Real dotarł do Włoch dzień przed meczem, 29 września, i o gorącej atmosferze przekonał się tuż po lądowaniu na neapolitańskim lotnisku. „Wyjść cało z piekła” pisała wówczas na okładce MARCA. Grupa dziennikarzy otoczyła piłkarzy od razu po wyjściu z samolotu i od tego momentu potwierdziło się to, co czekało madridistas we Neapolu. Pracownicy lotniska, którzy znajdowali się w pobliżu, w obliczu zgiełku, obelg i gróźb rzucanych w kierunku Królewskich schronili się w chaosie zawodników, dyrektorów, sztabu i dziennikarzy. Z lotniskowego tarasu widać było setki tifosi, wymachujących pięściami i trzymających kartony z niecenzuralnymi napisami.
Policja musiała utworzyć kordon, by zawodnicy mogli przejść do autobusu, który miał ich zawieźć do hotelu znajdującego się poza miastem. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta i carabinieri musieli utemperować miejscowych tifosi, zatrzymując kilku z nich. Kiedy drużyna znajdowała się już w autobusie, to najbardziej krewcy włoscy kibice zebrali się przy wjeździe na autostradę, by obrzucać pojazd Królewskich butelkami i kamieniami, szczęśliwe bez poważniejszych szkód.
Hotel Los Blancos, który znajdował się 40 kilometrów od Neapolu, był swoistym bunkrem strzeżonym przez kilkudziesięciu policjantów do czasu, aż w nocy kilku tifosim udało się do niego zbliżyć, by odpalić petardy, które miały zakłócić piłkarzom odpoczynek. Interweniować musieli działacze Królewskich, którzy widzieli, że carabinieri działają bardzo opieszale i zmusili ich, by ci wyrzucili kibiców Napoli znajdujących się na terenie hotelu. Do poważniejszego incydentu doszło jednak kilka godzin wcześniej, kiedy po treningu autokar Realu został ponownie zaatakowany. Z początku był obrzucany jajkami, jednak największą szkodę wyrządził kamień, który wybił szybę. Wracając do hotelu, kibice ponownie zaatakowali autobus, jednak na szczęście nie doszło do eskalacji i poważniejszych incydentów.
Beenhakker mówił, że „najważniejsze, to nie wchodzić w prowokacje” i by jego piłkarze nie wchodzili w pozasportowe wojenki. Hugo Sánchez ubolewał nad chuligańskimi wydarzeniami wokół meczu i wyznał, iż „otoczka, jaka powstała, jest nieetyczna”. Swoje trzy grosze dorzucił też prezes Ramón Mendoza, który stwierdził, że „brakowało tylko tego, by przyjęli nas 6. Flotą. Panująca atmosfera jest zbyt napięta. Bardzo podgrzana. UEFA powinna przypatrzeć się pewnym czynom, jak rzucanie butelka za butelką w autokar”. Z obozu Napoli głos zabrał Maradona, który apelował o spokój i zapomnienie o tym, co się wydarzyło przed pierwszym gwizdkiem: „To nie jest wojna. To mecz”.
Na trzy godziny przed rozpoczęciem meczu San Paolo było zapełnione już w połowie. W sumie na trybunach zasiadło 70 tysięcy kibiców. Wielu fanów Królewskich zostało zastraszonych przed bramami, a autobus, w którym przyjechali hiszpańscy dziennikarze, został powitany kolejną salwą jaj, pomidorów i kamieni. Podczas przyjazdu Los Blancos spodziewano się czegoś podobnego lub nawet gorszego, jednak policyjne środki okazały się tym razem skuteczne. Policyjny konwój sprawdził się i sześć opancerzonych wozów policji odeskortowało drużynę pod wejście do szatni całą i zdrową. Podczas wyjścia na rozgrzewkę zawodników Realu Madryt przywitały ogromne gwizdy i liczne wyzwiska („Real, Real, vaffan culo”). San Paolo przypominało prawdziwe piekło. Kilka minut później, podczas wyjścia piłkarzy na boisko, na trybunach odpalono ogromną liczbę racy, a następnie cały stadion wypełnił gęsty, siwy dym.
Napoli weszło w mecz świetnie i objęło prowadzenie już w 9. minucie po bramce Franciniego, jednak z biegiem czasu Królewscy zaczęli dochodzić do głosu i tuż przed przerwą Butragueño uciszył San Paolo, doprowadzając do remisu. Bramka popularnego Sępa podziałała na gospodarzy niczym kubeł zimnej wody i Napoli do końca meczu nie potrafiło odpowiedzieć. Drużyna Beenhakkera ponownie wyłączyła Maradonę, co było kluczowe w uzyskaniu awansu. El Pelusa po meczu uznał wyższość Królewskich i przyznał: „Real awansował ze wszystkimi honorami”.
Powitanie Królewskich na Barajas o trzeciej w nocy było spektakularne. Drużynę witało morze kibiców w białych koszulkach, którzy na terminalu dokonywali cudów, by móc zobaczyć z bliska lub nawet dotknąć swoich bohaterów. Niektórzy piłkarze, jak na przykład Butragueño, musieli być eskortowani do autobusu przez policję. Piękny epilog podróży zakończonej happy endem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze