Tchouaméni się odkuwa
Po porażce w derbach Madrytu podopieczni Carlo Ancelottiego umieli zareagować i wygrali dwa kolejne starcia. W obu z nich Królewscy zachowali czyste konto, a jedną z wyróżniających się postaci był Aurélien Tchouaméni.
Fot. Getty Images
Dzisiejszy futbol nie pozwala ani na rozpaczanie, ani na świętowanie. Przy grze co trzy dni nie ma czasu na rozpamiętywanie, ponieważ na horyzoncie wyraźnie maluje się już kolejna potyczka. Tak oto w okamgnieniu można usunąć plamę z poprzedniego występu lub – w drugą stronę – zamazać pozostawione po sobie dobre wrażenie. Real zna ten schemat jak mało kto. Jakkolwiek patrzeć, zespół umiał przetrawić przegraną z Atlético, w której najbardziej bolał zwłaszcza jej styl. Defensywa trzykrotnie dała się nabrać na sposób atakowania stary jak świat: wrzutki z bocznych sektorów. Po klęsce na Metropolitano niepokój pojawił się w zasadzie na każdej płaszczyźnie – w szatni, wśród dyrekcji oraz u kibiców.
W piłce jednak, jak mawia pradawne powiedzenie, jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Niemal natychmiast przychodzi szansa, by się odkuć, a Real umiał się tej okazji złapać. Drużyna zdobyła sześć punktów w cztery dni, dwukrotnie zachowując czyste konto. Do tego Królewscy powrócili na fotel lidera. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie wyraźnie lepsza dyspozycja kilku piłkarzy, którzy zawiedli w derbach. Na osobne słowo zasługuje zwłaszcza Aurélien Tchouaméni.
Francuz w konfrontacji z Gironą błyszczał jako defensywny pomocnik. Mimo błędu na początku meczu, który mógł kosztować utratę bramki, 23-latek z każdą minutą wyraźnie się rozkręcał. Do tego stopnia, że śmiało można było go uważać za filar całego zespołu. Wszystko zaś przy nieocenionym wsparciu Kroosa. Były gracz Monaco wreszcie też strzelił swojego pierwszego gola w białej koszulce po centrze z rzutu rożnego, jakżeby inaczej, Toniego. Znowu mieliśmy okazję ujrzeć wersję Auréliena z początku poprzedniego sezonu, która jednak stopniowo się rozmywała zwłaszcza po mundialu.
Pierwszy krok ku odzyskaniu pierwszej pozycji w tabeli Real postawił w starciu z Las Palmas. Zespół stworzył sobie multum okazji, jednak na prowadzenie wyszedł dopiero pod sam koniec pierwszej połowy za sprawą Brahima. Po przerwie wygraną przypieczętował Joselu. Przy wyniku 2:0 trudno było nie odnieść wrażenia, że Królewscy oszczędzają już siły przed tym, co czeka ich dalej.
A czekało ich starcie z rewelacyjną na starcie rozgrywek Gironą. Katalończycy nie dość, że spisywali się świetnie w poprzednich potyczkach, to jeszcze należą do ekip nieszczególnie leżących Realowi. Mimo niemrawego startu i dwóch świetnych okazji dla gospodarzy goście szybko się otrząsnęli. Najpierw kapitalną centrę do Joselu posłał Bellingham, a jeszcze przed przerwą prowadzenie podwyższył wspomniany Tchouaméni. Dzięki spokojowi Kroosa oraz niezmordowaniu Auréliena i Camavingi Real mógł pozwolić sobie na spokojne kontrolowanie boiskowych wydarzeń. Mimo to Bellingham zdążył jeszcze strzelić na 3:0. We wtorek jednak wszystko znów zacznie się od nowa. Terminarz nie zwalnia, a podopieczni Ancelottiego już za chwilę udadzą się do Neapolu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze