Advertisement
Menu

Galaktyczny 20-latek

Jeśli w swoich pierwszych sześciu meczach w barwach Realu Madryt strzelasz sześć goli, to wiedz, że jesteś wyjątkowy. Jeśli dodatkowo masz na karku zaledwie dwadzieścia wiosen, to wiedz, że oprócz tego jesteś jeszcze galaktyczny. Mamy nadzieję, że ma pan tę świadomość, panie Bellingham.

Foto: Galaktyczny 20-latek
Fot. Getty Images

Przypomnijcie sobie, co robiliście i gdzie byliście bądź co robicie i gdzie jesteście w swoim życiu w wieku 20 lat. Nie będę pytał, o czym wówczas myśleliście lub cały czas myślicie, bo tego chyba lepiej nie wiedzieć. W myśl zasady – mniej wiesz, lepiej śpisz. Podczas gdy większość ludzi w tym wieku studiuje, podróżuje czy korzysta z uroków dorosłości pełną gębą, jest ktoś, kto przełamuje wszelkie schematy. Ktoś, kto w wieku 20 lat gra w Realu Madryt i w pierwszych sześciu występach dla tego klubu zdobył sześć bramek. Ten ktoś nazywa się Jude Bellingham.

I ten ktoś nie jest przeciętnym 20-latkiem. Niecodziennie bowiem ktoś tak młody rozpoczyna swoją przygodę w najbardziej wymagającym piłkarskim środowisku na świecie z takim przytupem. Anglik notuje bezpardonowe wejście razem z drzwiami i futryną. Swoimi indywidualnymi wynikami nawiązuje do samego Cristiano Ronaldo, najlepszego strzelca w historii klubu. To właśnie Portugalczyk był ostatnim zawodnikiem, który trafiał do siatki w swoich pierwszych czterech meczach w La Lidze i w debiucie w Lidze Mistrzów w białej koszulce. Oczywiście nikt trzeźwo myślący nie powinien wymagać od Bellinghama liczb na miarę CR7, ale chodzi tutaj o zademonstrowanie skali tego fenomenalnego startu, z jakim mamy do czynienia.

„Nie spodziewałem się takiego początku”, powiedział sam zainteresowany w rozmowie z RealMadridTV. Nikt się nie spodziewał. Nikt nie mógł się spodziewać. W końcu docelowo Florentino Pérez nie ściągał Jude’a po to, by regularnie zdobywał bramki, choć on sam deklaruje chęć bycia killerem: „Chcę pomagać drużynie i być killerem w polu karnym. Mam nadzieję, że ta passa będzie trwała jeszcze dłużej”. W szesnastce przeciwnika niewątpliwie dopisuje mu szczęście. Jakimś niewytłumaczalnym trafem piłka zawsze spada pod jego nogi. W żargonie piłkarskim powiedzielibyśmy, że „piłka go szuka”. A może to on szuka piłki? Może to on dobrze się ustawia, dzięki czemu zawsze znajduje się we właściwym miejscu i we właściwym czasie? Tak jak miało to miejsce w środę i tak jak niegdyś robili to Raúl González czy Ole Gunnar Solskjær.

Trafnie na pomeczowej konferencji prasowej ujął to Carlo Ancelotti: „Bellingham ma bardzo ważne umiejętności. Wydaje się, że ma też szczęście, ale ten gol przypominał trafienie z Getafe, gdyż była odbita piłka i on był na miejscu, a nie ktoś inny. To oznacza, że on wbiega do tych piłek z drugiej linii i jeśli mu się udaje, to jest sprytniejszy od innych. Ma taką nadzwyczajną cechę i z niej korzysta”. W tej chwili wygląda to tak, że jego moment w każdej rywalizacji prędzej czy później nadchodzi. Potrafi być decydujący nawet wtedy, gdy nie rozgrywa wielkiej partii. Wiedzą o tym także jego koledzy z drużyny. „Siedziałem na ławce z Camą i w 85. minucie powiedziałem: <<Teraz jest jego moment>>, a później on strzelił”, przyznawał z uśmiechem w wywiadzie dla BeIN Sports Aurélien Tchouaméni.

Wpływ Bellinghama jest natychmiastowy i nadzwyczajny. Królewscy strzelili w tym sezonie jedenaście goli w sześciu meczach. Jak już wcześniej wspomniałem, autorem sześciu z nich był wychowanek Birmingham City. Odpowiada on zatem za 54% wszystkich bramek całego zespołu. To musi robić wrażenie. Strach pomyśleć, co by się działo bez niego. Jego liczby są jednak również zasługą zmiany systemu, jaką zaordynował Ancelotti. Jej celem było znalezienie dla niego optymalnej pozycji na boisku i uwypuklenie jego największych atutów tak, by możliwie w jak największym stopniu pokryć brak Karima Benzemy. I to zdaje egzamin. 26-krotny reprezentant Anglii ma swobodę w poruszaniu się i skrzętnie z tego korzysta. Nowa formacja zdaje egzamin tym bardziej, że pozostali gracze też nienagannie się do niej przystosowali, a drużyna stwarza sobie mnóstwo sytuacji. Problem stanowi natomiast skuteczność, o czym mogliśmy przekonać się w starciu z Unionem Berlin. Ale kiedy owa skuteczność zawodzi, w kluczowym momencie pojawia się on. I sprawa rozwiązana.

Edin Terzić, trener Borussii Dortmund, określił Bellinghama mianem „najstarszego 19-latka na świecie”. Teraz w jego metryce z przodu pojawiła się dwójka, ale słowa te nie straciły na ważności. Pomocnik imponuje dojrzałością i pewnością siebie, którą zaraża znacznie starszych i znacznie bardziej doświadczonych od siebie zawodników. Zapewne między innymi to sprawiło, że błyskawicznie zaskarbił sobie sympatię i szacunek szatni. Nie ulega presji związanej z dźwiganiem na swoich barkach ciężaru koszulki Realu Madryt. Ba, on zdaje się w ogóle jej nie odczuwać. Nie wygląda na człowieka, który dopiero co dołączył do legendarnego klubu piłkarskiego. Wygląda na człowieka, który jest jego niekwestionowanym liderem od wielu lat. Jeśli ktoś taki jak Nacho mówi, że Jude urodził się, by grać w Realu Madryt, to lepszej rekomendacji chyba nie można sobie wyobrazić.

Nie ma więc nic dziwnego w tym, że madridistas już go pokochali. Ale przecież nie za nic. To on ich w sobie rozkochał. Swoimi golami i swoją postawą. „Szaleję na punkcie wsparcia kibiców. Powiedziałem już wcześniej w wywiadzie, że nie wiesz, jak wielki jest tak naprawdę ten klub, dopóki nie jesteś jego częścią. Oby pozostało tak przez wiele lat”, zachwycał się atmosferą na Santiago Bernabéu. Kibice nie mają najmniejszych oporów, by śpiewać na jego cześć jeden z największych przebojów Beatlesów pod tytułem „Hey Jude”. Jego charakterystyczna, monumentalna cieszynka powoli staje się wręcz ikoniczna. Bellingham po prostu zawładnął sercami i umysłami fanów Los Blancos. Euforia urasta do takich rozmiarów, że obecnie sprawuje nad nimi coś na kształt mickiewiczowskiego rządu dusz.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie będzie to trwało wiecznie. Bo przecież nic nie może wiecznie trwać. Niebezpiecznie jest również opierać losy całego sezonu w wykonaniu Realu Madryt na golach Jude’a, których kiedyś w końcu może zabraknąć. Wszyscy chcielibyśmy jednak, żeby ta bajka towarzyszyła nam jak najdłużej, a ten nietuzinkowy, iście galaktyczny 20-latek spełniał zarówno swoje, jak i nasze marzenia. Ktoś musi zadać kłam stwierdzeniu, że wszystko, co dobre, szybko się kończy. Trudno będzie o lepszego kandydata.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!