De Frutos: Stanowienie części najlepszego klubu świata było czymś niewiarygodnym
Były piłkarz Castilli, Jorge de Frutos, w tym roku trafił za 8 milionów euro z Levante do Rayo Vallecano. 26-letni atakujący udzielił niedawno wywiadu dziennikarzom Asa, w którym nie zabrakło tematów związanych także z pobytem w Realu Madryt. Poniżej przedstawiamy pełną treść tej rozmowy.
Fot. Getty Images
Jak ocenisz postawę zespołu przed przerwą na reprezentacje?
Pozytywnie. Trzy spotkania rozegraliśmy na wyjeździe i zdobyliśmy 6 punktów. Bardzo zabolał nas rezultat z Atlético (0:7), zwłaszcza że graliśmy akurat przed własną publicznością. Zostawiliśmy to jednak za sobą i czekamy na starcie z Alavés. Musimy być silni w domu i tracić tam jak najmniej punktów.
W czym musicie się poprawić, a gdzie widać już prawidłowy rozwój?
Trzeba trochę popracować nad defensywą, gdy jesteśmy zepchnięci głębiej. Powinniśmy także lepiej znosić trudniejsze fragmenty spotkań. Poza tym należy dalej trzymać poziom tego, co robimy już dobrze. Jesteśmy bardzo ofensywną i szybką drużyną.
Jaki jest Francisco?
To trener bliski piłkarzom. Ma bardzo jasny plan gry i krok po kroku go wdraża.
Jakie dał ci wskazówki?
Chce, bym poświęcał się także w obronie i korzystał w jak największym stopniu ze swoich mocnych stron, jak szybkość i tworzenie okazji ze skrzydła.
Wcześniej grałeś już dla Rayo. Jak przebiegł twój powrót? Co cię zaskoczyło?
Rayo nie zmieniło się za bardzo. Większość graczy już znałem, a pozostali przyjęli mnie bardzo dobrze. Mamy dobrą kadrę. Wszyscy są wielkimi piłkarzami. Dzielenie szatni zwłaszcza z Falcao jest przywilejem. To jeden z najlepszych napastników na świecie.
A ty jak się zmieniłeś względem swojego pierwszego etapu w klubie?
Jestem bardziej doświadczony, zdążyłem rozegrać w Primerze dwa sezony. Złapałem odpowiedni rytm. Miałem jednak także kontuzję stopy, która wykluczyła mnie z gry na cztery miesiące. Byłem nieco sfrustrowany. W zeszłym sezonie w Segundzie nie mogłem pokazać takiego poziomu, jaki chciałem. Teraz jednak znów cieszę się futbolem.
Dlaczego zdecydowałeś się na powrót do Rayo?
Od samego początku Rayo mocno o mnie zabiegało. Klub jest dobrze zarządzany, zadomowił się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym i opracował właściwy projekt rozwoju.
Jakie stawiasz sobie cele?
Trener w Rayo Majadahonda, Iriondo, powiedział mi kiedyś jedno zdanie, które naznaczyło moją karierę. Stwierdził, że z każdym dniem trzeba stawać się coraz lepszym. Jeśli zaś chodzi o cele drużynowe, przede wszystkim chcemy się utrzymać.
Jak się czujesz? Nie wyszedłeś jeszcze w lidze od początku, ale powoli się wdrażasz.
Czuję się dobrze, łapię rytm. Transfer trochę się przedłużał, przez co ulatywał mi czas, który można było poświęcić na treningi z zespołem. Staram się wykorzystywać otrzymywane minuty. Przebicie się do wyjściowego składu jest moim obecnym wyzwaniem. Najważniejsze jednak jest pomaganie drużynie.
Jak przebiega twoja konkurencja z Isim?
Mamy dobre relacje, nasza rywalizacja jest bardzo zdrowa. Jesteśmy wszechstronni i staramy się stale utrudniać zadanie trenerowi w momencie wyboru (śmiech).
Jaka jest twoja rodzinna miejscowość, Navares de Enmedio?
Jest bardzo mała, mieszka tam około 80 osób. Moi rodzice mają bar, jedyny w całej miejscowości. W piłkę zacząłem grać bardzo późno, miałem 14-15 lat. Zacząłem treningi w sąsiednim miasteczku, Sepulvedzie. Później przeniosłem się do Cantalejo, gdzie były starsze roczniki. Później zaś dołączyłem do juniorów Rayo Majadahonda.
Na kim się wzorowałeś?
Na brazylijskim Ronaldo. Wydawało się, że gra przychodzi mu bardzo łatwo, robił to, na co miał ochotę. Miałem szczęście poznać go w Valladolid, gdzie jest prezesem. Spełniłem w ten sposób jedno z marzeń.
W Majadahondzie przeszedłeś pierwszą szkołę piłkarskiego życia.
Byłem na testach do jednej z drużyn młodzieżowych. Brało w nich udział 40-50 chłopaków, byłem jednym z tych, którzy zostali. Iriondo trenował pierwszy zespół, czasami brałem udział w zajęciach z seniorami. W końcu zaliczyłem też debiut. W kolejnym roku byłem już członkiem pierwszej drużyny. Byłem bardzo młody i nie miałem dużego pojęcia o taktyce. Wejście na ten poziom kosztowało mnie wiele wysiłku. To był trudny rok, ale wiele się nauczyłem. W kolejnym sezonie grałem wszystko i miałem udział w awansie do Segundy. Miłe wspomnienie.
Wtedy uwagę zwrócił na ciebie Real Madryt. Jak przebiegł ten transfer?
Nawet się nie zastanawiałem. Stanowienie części najlepszego klubu świata było czymś niewiarygodnym. Byłem w Castilli przez rok, zakwalifikowaliśmy się do baraży, ale nie udało się awansować do Segundy. Później wypożyczano mnie do Realu Valladolid i Rayo.
W Castilli zetknąłeś się z Viniciusem.
Był bardzo nieśmiały. Widać było, że ma nieprawdopodobną jakość, że to piłkarz z innej półki. Rozegrał z nami cztery mecze. Potem już nie schodził niżej z pierwszego zespołu. Tak naprawdę to w tamtym czasie nie grałem właśnie przez niego, miałem pecha (śmiech).
Masz wciąż kontakt z kolegami z tamtych czasów?
Tak, z Álvaro Fidalgo, Cristo, Danim Gomezem, Franem Garcíą czy Franchu. Dwaj ostatni również przewinęli się przez Rayo. Tworzyliśmy świetną grupę.
Rozmawiałeś z Franem?
Życzył mi powodzenia po powrocie do Rayo, a ja jemu po transferze do Realu. Zasłużył na to. Jest pracowity i skromny. Fantastyczny człowiek. Cokolwiek dobrego się u niego wydarzy, z pewnością będzie zasłużone.
Co najbardziej utkwiło ci w pamięci z Rayo z sezonu 2019/20?
To bardzo rodzinny klub. Ma fantastycznych kibiców, traktują cię bardzo dobrze, gdy spotkają cię na ulicy czy w drodze na stadion. Fajnie jest wracać w takie miejsca. Czujesz się tak, jakbyś wracał do domu.
W tamtym czasie trafiłeś na szczególny sezon z racji na Covid.
Przybyłem w styczniu, a do połowy lutego szukałem mieszkania. Całe szczęście, że się udało, bo miesiąc później rozpoczęła się pandemia. To był skomplikowany rok pod każdym względem.
Powiedz coś o etapie w Levante.
Mam bardzo dobre wspomnienia z trzech spędzonych tam sezonów. To były trzy lata nieustannej nauki. Czuję, że z racji na brak awansu mam wobec Levante dług. To był olbrzymi cios. Zwłaszcza że wszystko wysypało się w ostatniej minucie. Przez tydzień nie miałem ochoty nawet wychodzić z domu. Nie rozumieliśmy, jak mogło się to stać.
Rayo natomiast chce świętować swoje stulecie jako klub z najwyższego szczebla rozgrywkowego.
Ci kibice są inni od pozostałych. Mam nadzieję, że to będzie wspaniały rok dla nas wszystkich. Już odbyłem spacer z fanami po dzielnicy. Jestem nią oczarowany. Przypomina mi trochę moją rodzinną miejscowość, czuję się tu jak w domu. Rayo to dla mnie idealny klub. Mój syn urodził się w Valencii rok temu, ale już uczę go mówić „Vamos Rayo”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze