Advertisement
Menu
/ thetimes.co.uk

Bale: Przychodzisz jako Galáctico i oczekują od ciebie, że będziesz robić wszystko

Gareth Bale udzielił wywiadu dziennikowi The Times. Przedstawiamy najważniejsze wypowiedzi już emerytowanego byłego piłkarza Realu Madryt z tego opisowego materiału gazety, która nie zamieściła konkretnych pytań i która promuje nową platformę AirWayz należącą do Walijczyka.

Foto: Bale: Przychodzisz jako Galáctico i oczekują od ciebie, że będziesz robić wszystko
Fot. Getty Images

– Wychowanie ze strony rodziców bardzo mi się przydało. Nie wyszedłem z wielkich pieniędzy, miałem skromne początki, ale miałem dobrych przyjaciół i dobrą rodzinę wokół mnie, a teraz mam dobrą żonę i dzieci. Po prostu nie lubię się popisywać. Jestem Walijczykiem, jesteśmy bardzo skromnym narodem. Nawet jeśli robimy coś wspaniałego, nie przechwalamy się, nie przesadzamy z wartością naszego osiągnięcia. Próbujemy po prostu być najlepsi i ruszamy do następnego celu.

– Zawsze czuję, że miałem coś udowodnienia. Gdybym był Brazylijczykiem, byłoby inaczej, ale pochodząc z Walii, tak małego kraju, zawsze musisz udowodnić swoją wartość. By coś zdobyć, musisz to wywalczyć, nie dostaniesz tego za darmo. To mi pomogło. Dlatego też zawsze byłem zdolny do utrzymywania maksymalnej motywacji.

– Micah Richards był najtrudniejszym prawym obrońcą, na jakiego zagrałem. Byłem trochę szybszy, ale on był atletą, był bardzo silny i trzymał się na nogach. Próbowałem go przepychać, a on tylko nachylał się i mówił: „Nie”.

– Transfer do Realu i stworzenie tercetu BBC? To był powód, dlaczego do nich dołączyłem, by grać z Cristiano i Benzemą oraz innymi za nimi, jak Modrić czy Xabi Alonso, a potem przyszedł też Kroos. Poczułem, że to niesamowita szansa, by przejść do klubu, który ma wspaniałych piłkarzy.

– Nie rzucałem się w oczy i nie zachowywałem się tak, jak grały mi media? To pewnie duży powód tego, dlaczego media w Hiszpanii były tak złe. Przychodzisz jako Galáctico i oczekują od ciebie, że będziesz wszędzie i że będziesz robić wszystko, a ja byłem przeciwieństwem tego wszystkiego. Chciałem tylko grać mój futbol, a potem znikać w ciemności.

– Potrafiłem mówić po hiszpańsku, ale nie chciałem tego robić, bo chciałem utrzymać wszystko w prywatności i ciszy, by nie robić wokół mnie dużego zamieszania. Może dlatego mnie zaatakowali, bo nigdy za wiele nie dałem. Pewnie po prostu nie zrozumieli mnie jako osoby.

– Chciałem grać dla Realu, dla nieskazitelnej białej koszulki i były te niesamowite chwile. Jednak był też trudny czas, gdy czujesz się samotny i każdy wskakuje ci na plecy, a ty jesteś wygwizdywany i się na ciebie buczy. Szczególnie dotyka to cię za pierwszym razem. Byłem całkiem młody i nie wiedziałem, jak radzić sobie z całą tą presją i tymi oczekiwaniami.

– Gol w finale Pucharu Króla z Barceloną? To był jedyny sposób, żebym dotarł do bramki. Wiem, że on [Bartra] zrobi cokolwiek, byle mnie zatrzymać, spróbuje mnie złapać, bo na środku boiska będzie za to tylko żółta kartka. Wiem, że jeśli go ominę, to praktycznie jestem w bramce. To było wyjątkowe w specjalny sposób i to był też mój pierwszy finał. Czytałem potem: „Najwyższy czas, by coś zaoferował”. Byłem tam wtedy dopiero od 7 miesięcy, więc to było trochę ostre! Pokazałem mój prawdziwy charakter i byłem zdolny, by sobie z tym poradzić poprzez walkę. Nauczyłem się, jak radzić sobie z presją i nie brać jej aż tak poważnie. To gra w piłkę nożną. Nie jest tak, że wracasz do domu i dzieje się coś złego z twoją rodziną czy ktoś choruje.

– Cokolwiek więc się tam nie działo, nauczyłem się zostawiać to na stadionie czy w ośrodku treningowym. Kiedy grałem źle w młodszym wieku, zazwyczaj przynosiłem to do domu. Nigdy wtedy dobrze nie spałem. Gdy dorosłem, nauczyłem się, by zostawiać pracę w miejscu pracy. Zacząłem wracać do domu do rodziny. Byłem szczęśliwy.

– Wcale nie siedzieliśmy w Madrycie tylko w domu. Wychodziliśmy do restauracji. Nie na La Castellanie! Ale mieliśmy swoje ciche miejsca, w których czuliśmy się komfortowo i w których znaliśmy właścicieli. Przychodziliśmy też trochę wcześniej niż inni, bo oni tam jedzą bardzo późno.

– Wszyscy piłkarze byli dobrzy. Wiem, że ludzie tak gadali, że ten i tamten [nawiązanie do Cristiano] coś tam, ale ja nigdy nie miałem z nikim ani jednego problemu. Myślę, że nie miałem nawet jednej kłótni. Nawet w trudnym czasie w szatni było dobrze. Szczerze, naprawdę cieszyłem się swoim czasem w Realu poza kilkoma momentami, gdy było nam trudno na boisku. Niczego nie żałuję. Podjąłem odpowiednią decyzję.

– Wolny z Galatasarayem z 2013 roku? Zmieniłem swój styl. W Southampton uderzałem na siłę. Potem przeszedłem w te strzały bez rotacji. To pewnie nie było za mądre, bo zdobywałem dosyć dużo bramek z silnych uderzeń, ale ten drugi styl wyglądał fajniej i gdy piłka wpadała, wyglądało to lepiej. Zmieniłem styl przez swoją próżność! Trening? Zazwyczaj dzień przed meczem wykonywałem 10-15 wolnych i po prostu bazowałem na powtarzalności, żeby w dniu meczu przy podejściu do wolnego nie poczuć: „Co mam zrobić?”.

– Przewrotka z Liverpoolem? To był finał, to był zwycięski gol i to była przewrotka. Gdy Marcelo dośrodkował, miałem 0,75 sekundy, by pomyśleć. To nie było pewnie podanie na przewrotkę, ale jeśli w finale nie ryzykujesz, to nie wygrasz. Po co miałbym przyjmować piłkę i gasić ją do ziemi? Zawsze miałem taką mentalność, by czegoś próbować. Zapewne właśnie to pomogło mi w wyprodukowaniu czegoś na największej scenie w największym momencie. Kiedy golfista jest pod presją, idzie na par. Wyobraź sobie, że w finałowym dniu wyszedłby bez żadnego przejmowania się: miałby z 10 uderzeń mniej i spokojnie wygrałby zawody. Po prostu nie lubię, gdy ludzie grają bezpiecznie. Pewnie właśnie dlatego spróbowałem tej przewrotki w finale Ligi Mistrzów.

– Zidane był w porządku. Nigdy nie mieliśmy żadnej kłótni, żadnej ostrej dyskusji. Nigdy nie było żadnego problemu w kwestii złego zachowania. Bardziej po prostu nie zgadzaliśmy się w kilku rzeczach, ale on oczywiście poradził sobie bardzo dobrze w Realu i wygrał trzy Ligi Mistrzów. Ciągle do dzisiaj uważam, że to jeden z największych piłkarzy, jakich można było oglądać. Niesamowite było to, co robił z piłką.

– Świętowanie awansu Walii na EURO z flagą „WALIA. GOLF. MADRYT. W TEJ KOLEJNOŚCI”? To były piłkarz Realu [Predrag Mijatović] wymyślił to hasło, więc to jego wina! Wystawiono to przede mnie i to było trochę dobrej zabawy, trochę śmiechu.

– Koniec kariery? Nie odkochałem się w grze, a po prostu poczułem, że osiągnąłem wszystko, co chciałem. Niczego nie żałuję. Jestem bardzo szczęśliwy z moją karierą. W Walii chciałem też dać czas na wejście nowej generacji. Mam nadzieję, że pokazałem im, czego powinni spodziewać się, gdy grają dla naszej drużyny i jaką mamy atmosferę w szatni. Ciągle cieszyła mnie gra, ale doszedłem po prostu do punktu, w którym chciałem spędzać więcej czasu z rodziną. Moje dzieci rosną tak szybko, że czuję, iż już wiele przegapiłem.

– Zobaczę za rok czy półtora roku, co chcę robić dalej. Praca dla kadry? Pozostajemy w dialogu ze sztabem reprezentacji. Dosyć często rozmawiam z selekcjonerem. To jest dla mnie otwarte, ale na razie chcę tylko spędzać czas z rodziną i uciec od rozgorączkowanego świata piłki.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!