Real igra z historią
W przeszłości numer 9 na koszulce nosili gracze od Di Stéfano, przez Santillanę, Hugo Sáncheza i Crisitano, po Benzemę. Wszystko wskazuje jednak na to, że w kolejnym sezonie dziewiątka pozostanie bez właściciela.
Fot. El Mundo
Historia Realu Madryt prosi o dziewiątkę, wielką dziewiątkę. Choć dziś numery na koszulkach nie odpowiadają już aż tak bardzo boiskowym funkcjom, to jednak dziewiątka zachowuje swój ciężar. Jest zarezerwowana dla wielkich goleadorów, których w Realu Madryt nigdy nie brakowało. Po odejściu Benzemy magiczny numer na plecach pozostaje jednak osierocony. Być może jest on zarezerwowany dla Mbappé, co jednak nie zmienia faktu, że na ten moment trudno nie odczuć pewnej pustki spowodowanej brakiem piłkarza z przypisanym numerem dziewięć.
Obecnie wiele może wskazywać na to, że Kylian ostatecznie pozostanie w PSG do 2024 roku, Real zaś jasno sugeruje, że w tym okienku kadry nie wzmocni już żaden zawodnik. Niewykluczone, że to tylko zabieg mający na celu maskowanie faktycznych zamiarów, ale też równie łatwo wyobrazić sobie, że dziewiątka w rzeczywistości pozostanie bez właściciela. Jeśli tak się stanie, przed szansą na napisanie pięknej historii stanie Joselu. Jakkolwiek jednak patrzeć, Królewskich opuściło dwóch piłkarzy, którzy łącznie zdobyli w zeszłym sezonie 43 gole – 31 Benzema i 12 Asensio. To o jedno trafienie więcej niż do spółki uzbierali Vini (23) i Rodrygo (19). Warto też mieć na uwadze, że przecież kolejny sezon nie będzie pierwszym lepszym, ponieważ Real w grudniu rozpocznie grę na w pełni przebudowanym Bernabéu. Dziwnie będzie oglądać na nim mecze bez typowego goleadora.
Plan zakładać może częstsze niż pierwotnie planowano stawianie na Joselu lub przekwalifikowanie Rodrygo na fałszywą dziewiątkę. Brazylijczyk nie jest jednak typowym lisem pola karnego, a jego warunki fizyczne (174 centymetry wzrostu) raczej nie sprzyjają wygrywaniu powietrznych starć. Real też od zawsze czuł się bardziej komfortowo w bezpośredniej grze i bezkompromisowej ofensywie. Choć niektórzy trenerzy jasno stawiają na fałszywe dziewiątki, to jednak taki piłkarz nigdy nie będzie w stanie konkurować na równych zasadach z nominalnym środkowym napastnikiem. Nawet Guardiola swego czasu ściągał do kolejnych zespołów Ibrahimovicia, Villę, czy ostatnio Haalanda. Ekipy Ancelottiego także zawsze dysponowały drapieżnikiem z przodu.
Numer 9 był w Madrycie od zawsze synonimem bramki, choć już niekoniecznie pozycji środkowego napastnika. Z dziewiątką występował choćby Di Stéfano, który jednak mimo mnóstwa strzelonych goli biegał raczej od pola karnego do pola karnego. Przez rok dziewiątkę nosił także Cristiano Ronaldo, który schodził z lewej skrzydła do środka. Typową dziewiątką nazwać można było go dopiero wtedy, kiedy coraz wyraźniej tracił szybkość. Wtedy jednak miał już od dawna siódemkę na plecach.
Di Stéfano był czołową postacią Realu zaczynającego podbijać Europę. Ani on, ani Rial, ani też Kopa nigdy nie odpowiadali jednak opisowi, jaki dziś zastosowalibyśmy w przypadku środkowego napastnika. Bliżej do takiego było Puskásowi, ale on grywał z dziesiątką. W 1966, gdy Królewscy notowali kolejny międzynarodowy triumf, dziewiątkę dzierżył Grosso. Później był Santillana, a następnie Hugo Sánchez, który w sezonie 1989/90 zdobył 38 bramek po jednym kontakcie z piłką. Mało kto tak wpisywał się w stereotyp środkowego napastnika, jak Meksykanin. Pozostaje on siódmym najlepszym strzelcem w historii klubu. Z czołowej piątki trzech biegało na stałe z dziewiątką: Di Stéfano, Santillana i Benzema. Gra na nowym stadionie bez numeru 9 jest niczym rzucenie wyzwania historii.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze