„Militão musi się jeszcze wiele nauczyć”
Carlos Carpio, zastępca redaktora naczelnego dziennika MARCA, w najnowszym tekście dzieli się swoimi przemyśleniami na temat ostatniego meczu Realu z Realem Sociedad, formy Édera Militão oraz sytuacji w Barcelonie. Przedstawiamy spostrzeżenia dziennikarza.
Fot. Getty Images
Real Madryt przegrał tę ligę już dawno temu, ale wygląda na to, że drużyna jest zdeterminowana, by od teraz do końca sezonu tracić swój prestiż w zatrważającym tempie. Do końca pozostaje pięć spotkań, które, biorąc pod uwagę formę poszczególnych piłkarzy, będą bardzo długie. W zasadzie mowa tutaj praktycznie o wszystkich, bo na Anoeta uratowali się tylko Courtois, Nacho i Rodrygo. Reszta, zgodnie z oczekiwaniami, pokazała niewiele lub nic. I kolejny już raz negatywnie wyróżnił się Éder Militão, na którego debata o tym, czy to on czy Araujo jest najlepszym środkowym obrońcą na świecie, wpłynęła źle, bardzo źle.
Brazylijczyk znów popełnił błąd, który kosztował jego zespół pierwszą bramkę, a to już drugi taki przypadek w ciągu tygodnia. Na szczęście Éder wciąż jest młody, ale musi się jeszcze wiele nauczyć. Musi nauczyć się między innymi tego, że w takim klubie jak Real Madryt wychodzenie bez motywacji i odpowiedniej koncentracji jest niewybaczalne, nawet w meczach o małą stawkę czy spotkaniach towarzyskich. Widząc jego rozkojarzenie w ostatnich tygodniach aż chce się pomyśleć, że jego nieobecność podczas pierwszego meczu z City na Bernabéu, gdzie musiałby zatrzymać Haalanda, nie jest wcale taką złą rzeczą. Ta myśl jednak szybko znika, gdy zdajesz sobie sprawę, że Rüdiger nie prezentuje się o wiele lepiej.
Cała ta ligowa historia już dawno przestała interesować Real Madryt. Real Sociedad potrzebował zwycięstwa, aby praktycznie zapewnić sobie awans do następnej edycji Ligi Mistrzów. Pulido Santana zademonstrował z kolei manię hiszpańskich sędziów do odsyłania piłkarzy do szatni wraz z drugą żółtą kartką dla Carvajala po zagraniu, które nie było nawet faulem. Z tego meczu zapamiętamy w sumie niewiele więcej niż recital Silvy i potwierdzenie, że przenosiny Kubo na Estadio Anoeta były trafioną decyzją.
Tymczasem Barcelona ogłosiła w swoim oficjalnym oświadczeniu zaskakujące odejście swojego dyrektora ds. futbolu z dniem 30 czerwca. A może odejście to nie jest wcale tak zaskakujące, bo Mateo Alemany to czwarty dyrektor wykonawczy z ważnym kontraktem, który opuścił Laportę w ciągu niespełna dwóch lat. Przed nim odeszli Ferrán Reverter (dyrektor generalny Barcelony), Jaume Giró (niedoszły wiceprezydent ds. finansowych) i Jordi Llauradó (członek zarządu odpowiedzialny za Espai Barça). To, że Alemany woli odejść do Aston Villi, siódmej drużyny w Premier League, zamiast zostać w Barcelonie będącej o krok od wygrania La Ligi, jest potwierdzeniem chaosu, w jakim Laporta pogrążył instytucję. Instytucję, która powoli tonie i zmierza prosto w kierunku stania się spółką akcyjną.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze