Ostatnia rutynowa czynność
Szkoda, że czasy dzieciństwa przemijają bezpowrotnie.
Fot. Getty Images
Gdyby zapytać współczesne dzieci, kim chciałyby zostać w przyszłości, zapewne spora część z nich wymieniłaby, tak to już chyba trzeba nazywać, zawód tiktokera, jutubera czy instagramera. Jako redakcja w większości składająca się z osób urodzonych na początku lat 90. staramy się tego nie krytykować, lecz zrozumieć. Wychodzi różnie, zwłaszcza mentalnie zakotwiczonemu w XIX wieku autorowi tego tekstu.
W prehistorycznych czasach ostatniego dziesięciolecia minionego wieku priorytety dzieciaków wyglądały siłą rzeczy nieco inaczej. Może nie każdy, ale wielu z nich marzyło o zostaniu policjantami. Łapanie złoczyńców, pościgi, skomplikowane śledztwa czy nawet strzelaniny w formie podwórkowej zabawy niejednokrotnie wydawały się czymś, co w przyszłości robić będzie się już w dorosłym życiu.
Naiwność czasów dzieciństwa polega jednak na tym, że nie do końca możliwe było zdanie sobie sprawy z tego, że w gruncie rzeczy zawód policjanta to tylko chwytanie najbardziej wykolejonych przestępców i późniejsza kąpiel w splendorze i pełnych podziwu spojrzeniach. To także czajenie się po krzakach i wypisywanie mandatów za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. To także akcje na przystankach autobusowych w towarzystwie kontrolerów biletów. To także spisywanie nastolatków za palenie papierosów. Albo rzecz jasna stanie w niewidocznym miejscu z suszarką. Czasami również zdarzają się dobrze zapowiadające się akcje, które jednak budzą rozczarowanie, przykładem wydarzenia z Wrocławia sprzed niespełna 13 lat. Nie każdy może być Kojakiem czy Inspektorem Gadżetem. Ot, proza życia.
Nie jest tajemnicą, że wielu chłopców już od czasów wczesnego dzieciństwa chce także zostać piłkarzem Realu Madryt (jeden z uczniów klasy siódmej szkoły podstawowej, w której uczę, rozplanował sobie to już nawet z przystankiem na wypożyczenie w Almeríi). W takim klubie wizja odniesienia sukcesu i nabijania sławy jest już jak najbardziej realna, a wręcz większa niż mniejsza, jeśli tylko głowa pozostanie na miejscu. Problem polega jednak na tym, że do Realu Madryt cholernie trudno się dostać, a gra w tym klubie mimo wszystko czasami ma też w sobie coś z pracy niezbyt wysoko postawionego policjanta.
Choć w mieście od jakiegoś czasu czuć nosem pismo, że zbliża się szeroko zakrojona akcja, to jednak ostatnie dwa tygodnie, z dzisiejszym dniem włącznie, stoją pod znakiem wykonywania rutynowych, niezbyt ekscytujących czynności. Najpierw spokojna interwencja przy jednostronnej ustawce Madryt kontra Vigo, następnie wezwanie do złudzenia przypominające to wspomniane z Wrocławia, podczas którego okazało się, że na miejscu nikogo z Realu Madryt nie ma, a w minioną sobotę szybkie postawienie do pionu rozrabiaków z Almeríi. Trzy akcje, które trzeba było odhaczyć, bo zwyczajnie należało to do naszych obowiązków, z czego jedna zakończona potworną wtopą. Dziś zaś czeka nas już ostatnia tego rodzaju czynność, nim faktycznie z ręką gotową do odbezpieczenia pistoletu ruszymy polować na prawdziwych przestępców (którzy ze swojej perspektywy to nas będą postrzegać jako niegodziwców).
Przed wieczorną konfrontacją pocieszać nas może nie tylko to, że jest to już ostatnia rutynowa czynność do przeprowadzenia, lecz także to, że zapowiada się ona bardziej interesująco niż trzy poprzednie. Rywalem Realu Madryt będzie bowiem Real Sociedad. Późnym wieczorem (wczesną nocą?) zmierzymy się z zespołem, który od kilku lat konsekwentnie stawia kolejne kroki, by na dobre zawitać w ligowej czołówce. Przykładem tej konsekwencji może być choćby sam fakt, że zespół już piąty sezon prowadzi ten sam trener, co w dzisiejszym futbolu jest raczej rzadkością.
W trzech poprzednich latach Real Sociedad pod batutą Imanola Alguacila nie wypadał w ligowej tabeli poza pierwszą szóstkę. W Europie nasi rywale także nie najadali się wstydu. Przez trzy kolejne sezony wychodzili z grupy w Lidze Europy. Choć następnie nie udawało im się przebrnąć przez pierwszą rundę fazy pucharowej, to jednak trzeba przyznać, że trafiali im się mocni rywale. Byli to kolejno Manchester United, Lipsk i Roma. Gablota z trofeami za ten okres nie stoi mimo to pusta. Przed dwoma laty Sociedad wygrało bowiem zaległy finał Puchar Króla za sezon 2019/20, w którym pokonało 1:0 Athletic Bilbao. A skoro już przy Copa del Rey jesteśmy, warto wspomnieć także, że w poprzedniej ligowej kolejce ekipa z północy Hiszpanii rozprawiła się z naszym rywalem w finale tych rozgrywek, Osasuną, 2:0.
W trwającym sezonie apetyty w San Sebastián są jeszcze większe. Real Sociedad jest bowiem o krok od powrotu po dziesięciu latach do Ligi Mistrzów. Podopieczni Imanola na sześć kolejek przed końcem ligowych zmagań zajmują czwarte miejsce z przewagą pięciu oczek nad Villarrealem. Nawet pomimo naszych mocno ograniczonych skłonności do chwalenia dnia przed zachodem słońca, ośmielimy się stwierdzić, że ta misja może zakończyć się powodzeniem.
A spora w tym zasługa kogoś, kogo bardzo dobrze znamy, czyli Takefusy Kubo. Losy Japończyka po transferze do Realu Madryt wyglądały bardzo dziwacznie. Pierwsze wypożyczenie do Mallorki pozwalało myśleć, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Później jednak w Villarrealu i Getafe było już mocno przeciętnie. Powrót na Baleary pomógł mu odzyskać regularność, ale już pod względem liczb było kiepsko (2 gole i 3 asysty). Minionego lata jednak po wcześniejszych nieudanych próbach do Realu Madryt ponownie zgłosił się Real Sociedad. W San Sebastián Kubo wreszcie odnalazł swoje miejsce na ziemi. 21-latek jest bardzo ważnym ogniwem drużyny, za czym wreszcie idą konkretne statystyki: 7 goli i 7 asyst. Więcej bramek (10) od niego zdobył tylko niegdysiejszy pogromca Arki Gdynia w eliminacjach Ligi Europy, Alexander Sørloth (bądź przeklęty na wieki!).
Mimo braku większej stawki tego meczu i faktu, że myślami jesteśmy już przy tym, co wydarzy się za cztery dni, jak na rutynową potyczkę zapowiada się ona całkiem interesująco. Tuż przed finałem Pucharu Króla z pewnością nie będziemy dziś szli na noże, ale też trzeba przyznać wprost, że zwycięstwo z 4. drużyną w tabeli byłoby fajnym bodźcem na chwilę przed spotkaniem, w którym nie będzie już marginesu błędu. Jeśli przyzwyczaimy się do pilnowania się w starciach o nieco mniejszym ładunku, w tych kluczowych konfrontacjach również będzie nam o to łatwiej. A, no i też kolejny już raz powtórzymy tylko, że pozwolenie Atlético na wskoczenie przed nas budziłoby pewien niesmak.
* * *
Mecz na Estadio Anoeta rozpocznie się dzisiaj o godzinie 22:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na zwycięstwo Królewskich wynosi aż 2,85.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyniki na żywo i przebieg najbliższych meczów możesz sprawdzać na platformie Flashscore.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze