Fura złota za Bellinghama
Borussia Dortmund jest twardym graczem i stawia wysokie wymagania. 150 milionów euro. Na tyle wicelider Bundesligi wycenił swoją perełkę, Jude’a Bellinghama, którym interesują się największe europejskie kluby. Takie żądania skutecznie odstraszyły Liverpool, ale Real Madryt i Manchester City wciąż są w grze.
Fot. Getty Images
Za cenę złota. Borussia Dortmund chce, żeby Jude Bellingham w ten sposób opuścił Signal Iduna Park. Takie podejście sprawiło, że Liverpool wycofał się z wyścigu. Do tej pory w walce pozostawały trzy zespoły, ale w mieście Beatlesów zrozumieli, że wypełnienie warunków stawianych przez Niemców będzie praktycznie niemożliwe. The Reds zrezygnowali i zamierzają skupić swoje wysiłki na rynku transferowym na kilku zawodnikach. Zamiast inwestować 150 milionów euro, których BVB oczekuje za 19-latka, wolą zdywersyfikować swoje środki i zamiast jednego pozyskać dwóch lub trzech środkowych pomocników. Niemal jednogłośnie poinformowało o tym kilka brytyjskich mediów, a także Fabrizio Romano, który wyjaśnił dlaczego tak się stało i potwierdził, że teraz o usługi Anglika łeb w łeb idą tylko dwa kluby – Real Madryt i Manchester City. Gwiazdkę należy postawić przy Manchesterze United, którego wejście do tej batalii zależy od sprzedaży klubu, która zapewniłaby wypłacalność niezbędną do wykonania tego kroku.
Te wysokie wymagania finansowe wydają się być również wrogiem Realu Madryt, który nie chce iść na wojnę polegającą na prześciganiu się w ofertach, która mogłaby na tyle podnieść wartość piłkarza, że trzeba by było przepłacić. AS już wcześniej podawał, jakie jest stanowisko Królewskich w tej sprawie – uniknięcie przekroczenia kwoty 100 milionów euro. Prawda jest też taka, że poza faktycznym kosztem samego transferu do tej potężnej sumy musielibyśmy dodać dodatkowe koszty zawsze związane z transakcjami tego kalibru. Chodzi o różnego rodzaju prowizje czy wysokie wynagrodzenia, które towarzyszyłyby sześcioletniej umowie, o którą – jak wskazuje Fabrizio Romano – zabiegałby reprezentant Anglii.
Pod względem finansowym City mogłoby sobie pozwolić na więcej. Zwłaszcza jeśli chodzi o napychanie kieszeni piłkarzy. Właśnie dlatego Królewscy nawiązali już pierwsze kontakty z zawodnikiem. Wysłannik klubu udał się do Dortmundu, żeby poznać Bellinghama i nakreślić główną taktykę negocjacji. Mówiąc wprost, jego zadaniem było wyjaśnienie młodemu pomocnikowi, dlaczego Real Madryt jest dla niego najlepszą opcją na przyszłość, opierając się na ostatnich sukcesach, solidności całego projektu i postawieniu na niektóre z największych młodych gwiazd na świecie, żeby wymiana pokoleniowa odbyła się w sposób jak najbardziej płynny. Tak jak ma to miejsce obecnie. Klub stosował bliźniaczą strategię przy transferach Viníciusa, Rodrygo, Camavingi czy Tchouaméniego.
Los Blancos już dawno temu wybrali Bellinghama jako główny cel transferowy na 2023 rok. AS po raz pierwszy donosił o tym w marcu 2022 roku. Anglik miałby być naturalnym następcą Luki Modricia. Pod względem znaczenia w schemacie gry, ale nie pod względem warunków, bo mówimy o dwóch pomocnikach, których obowiązuje odmienne warunki. To nie uległo zmianie. Sprowadzenie cracka drużyny z Zagłębia Ruhry tego lata nie zostało powiązane z przyszłością geniusza z Zadaru, którego kontrakt, podobnie jak kontrakt Toniego Kroosa, wygasa 30 czerwca. W biurach przy Paseo de la Castellana są pewni, że uda im się przekonać zawodnika, ponieważ zdają sobie sprawę, że relacje z Borussią Dortmund, wspierane przez dobre stosunki, które od zawsze łączyły Florentino Péreza i Hansa-Joachima Watzke, to kolejny plus przemawiający za nimi. Jest to zatem swego rodzaju ucieczka od ekonomicznej walki, w której ekipa Pepa Guardioli miałaby w ręku wszystkie karty, by wyjść z niej zwycięsko.
Choć podchody nie ustają, Borussia się nie poddaje i dyrekcja sportowa, z Sebastianem Kehlem na czele, przygotowuje ostatnią próbę przekonania byłego piłkarza Birmingham City do pozostania w Dortmundzie. Ma się tak zdarzyć za sprawą soczystej oferty przedłużenia obecnego kontraktu, który dobiega końca w 2025 roku. Nowa umowa Anglika zawierałaby klauzulę wyceniającą jego ewentualne odejście od 2024 roku. Borussia nie jest jednak do tego optymistycznie nastawiona, wątpi, że ten scenariusz może stać się rzeczywistością i ma świadomość, że mogą to być dla nich ostatnie miesiące cieszenia się grą zawodnika kupionego za 25 milionów euro w 2020 roku, który pozostawi w klubowej kasie większy zysk kapitałowy niż ten osiągnięty przy sprzedaży Erlinga Haalanda. Bellingham dryfuje między dwoma portami i to do niego będzie należało ostatnie słowo.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze