Courtois: Florentino jest szefem, to wielki prezes
„Piłkarz poznaje modelkę na Instagramie. Kilka miesięcy później i po pandemii spotykają się osobiście, zakochują się i zaręczają w Positano. Bramkarz Realu Madryt i modelka ujawniają swoją historię miłosną, w której nie brakuje diamentów i pomeranianów, ale także dwójki dzieci z poprzedniego związku Tibo, które uwielbiają swoją «dodatkową mamę»", tak Vanity Fair zapowiada obszerny reportaż, który tłumaczymy w całości.
Fot. Félix Valiente
Cristiano może nosić perukę, Camavinga może zjeść obiad w restauracji, a Benzema może wziąć prywatny odrzutowiec do Los Angeles, ale przy dwóch metrach wzrostu Thibaut Courtois pozostaje niezauważony tylko w domu. „Trudno jest nam chodzić incognito, to prawda. Spacer wzdłuż Gran Víi? To trudne, nawet jeśli mamy na sobie czapki i okulary przeciwsłoneczne. Ale lubimy być spontaniczni. Idziemy z prądem”, mówi mi bramkarz Realu Madryt. Obok niego siedzi jego narzeczona, Mishel Gerzig – wysoka na sześć stóp niebieskooka blondynka o pełnych ustach – uśmiecha się i potwierdza, że jeśli tylko nadarzy się okazja, uwielbiają wychodzić na kolację z przyjaciółmi do najmodniejszych restauracji w stolicy. Ich pierwsza randka odbyła się w Ten con Ten. „Jak tylko zobaczyliśmy się osobiście, poczuliśmy motyle w brzuchu, czy jakkolwiek to nazwać”, wspomina. „Od razu znaleźliśmy wspólny język, to było tak, jakbyśmy się już znali”, dodaje Mishel.
Ich romans rozpoczął się dzięki postowi modelki na jej koncie na Instagramie: zdjęciu jej psa, Mylo. „Jaki słodki!”, skomentował Courtois. Kilka lat i dziesiątki godzin później, przygotowują swój ślub. „Mamy już datę, magiczne miejsce. To będzie prywatna, romantyczna i zabawna ceremonia, z dużą imprezą i muzyką. Uwielbiamy tańczyć do reggaetonu”, mówią wspólnie.
Jesteśmy w Las Lomas, ekskluzywnym osiedlu na obrzeżach Madrytu, wybudowanym pod koniec lat sześćdziesiątych. Ceglane i pokryte łupkowym dachem wille kontrastują z futurystycznym sześcianem, w którym wita mnie para. Courtois przyjechał na spotkanie za kierownicą swojego BMW z Valdebebas, gdzie właśnie zakończył ostatnią sesję treningową w tygodniu z Realem Madryt, klubem, z którym podpisał kontrakt w 2018 roku. W ciągu zaledwie czterech sezonów stał się idolem dla kibiców. Jego występ w finale Pucharu Europy przeciwko Liverpoolowi, który Królewscy wygrali między innymi dzięki jego pięciu paradom, świadczy o więzi między kibicami a tym nieśmiałym olbrzymem, który musi nabrać pewności siebie, by spojrzeć rozmówcy w oczy. Jest grzeczny, ale rozmowny. „To bardzo miły facet i bardzo normalny”, mówią jego przyjaciele.
Courtois dołączył do Realu Madryt z londyńskiej Chelsea. Transfer, który wygenerował wielkie oczekiwania, został sfinalizowany za 40 milionów euro. Jednak za zamkniętymi drzwiami najlepszym bramkarzem na świecie według wielu mediów sportowych jest po prostu Tibo. Ojciec Adriany i Nicolasa w wieku ośmiu i sześciu lat, którzy jak każde dziecko w tym wieku pozostawiają po sobie ślad w postaci lalek i kredek. Miłośnik zwierząt, który ma cztery pomeraniany i spokojniejszą border collie, którą adoptowali zeszłego lata. Rzucają się na nas, gdy tylko przekraczamy próg drzwi – a w ogrodzie widzimy kilka królików. Młody człowiek, który podobnie jak jego narzeczona nosi po domu dresy – on prosty szary, ona bardziej wyrafinowany fioletowy. Na palcu serdecznym Mishel lśni diamentowy pierścionek, którym przypieczętowali swoją miłość zeszłego lata.
Zdjęcia klękającego Courtois na pokładzie łodzi w zatoce Positano rozpaliły media społecznościowe. „To było bardzo romantyczne, a ja improwizowałem”, mówi. „Nic nie przygotowałeś”, odpowiada Mishel ze śmiechem. „Miałeś szczęście, że poszło dobrze”. W rzeczywistości Tibo nie pozostawił niczego przypadkowi. „Już w styczniu planowałem dać jej pierścionek, ale wolałem poczekać na odpowiedni moment. Mishel kocha morze, więc zaplanowałem wszystko na lato”, mówi Courtois, który zadbał nawet o najmniejsze szczegóły, takie jak rozdanie załodze tabletów i telefonów, aby mogli uwiecznić moment i podzielić się nim na swoich portalach społecznościowych. Niespodziankę zepsuł im paparazzi. „Szedł za nami, chyba się tego spodziewał. I przyłapał nas”, ubolewa. „Nie podobało nam się to, ale ogólnie doceniamy wsparcie i zainteresowanie, które otrzymujemy. Lubimy być idolami dla ludzi. Jak mówi Tibo, jeśli nas szanują, to wszystko jest dobrze”, stwierdza Mishel.
Fot. Félix Valiente dla Vanity Fair.
Ten w Positano nie był jedynym słodko-gorzkim doświadczeniem Courtois z tabloidami. W 2019 roku, po rozstaniu z kanaryjską influencerką Martą Domínguez, matką jego dwójki dzieci, wyszedł na miasto z modelką i prezenterką Albą Carrillo. Przelotny romans, który zbiegł się z jego najgorszymi chwilami w Realu Madryt. Ku przerażeniu piłkarza, romans spowodował rzeki atramentu płynące zarówno w tabloidach, jak i w prasie sportowej. Belg doskonale wie, że na Bernabéu nie ma marginesu na błędy. „Mam szczęście, że grałem dla wielkich drużyn jak Atleti czy Chelsea, ale Real Madryt to najlepszy klub na świecie. Gdziekolwiek pójdziesz, wszyscy cię rozpoznają i gratulują ci, jeśli właśnie zdobyłeś tytuł. To jest inny poziom”, przyznaje.
W rzeczywistości Thibaut Courtois postanowił zostać bramkarzem dzięki swojemu idolowi z dzieciństwa: Ikerowi Casillasowi, bramkarzowi Realu Madryt w latach 1999–2015. „Zacząłem grać w piłkę nożną, gdy miałem cztery lata. Gdy miałem osiem lat, grałem już w dobrej drużynie. Byłem obrońcą. W wieku 14 lat znalazłem swoje powołanie i postawili mnie między słupkami. W wieku 16 lat rozegrałem swój pierwszy profesjonalny mecz. Dobrze mi poszło, dwa dni później wygraliśmy ligę”, wspomina swoje początki. Jego dzieciństwo było naznaczone sportem. Futbol, ale także tenis i siatkówka. „Zarówno moi rodzice, jak i rodzeństwo grali na najwyższym poziomie. W weekendy musieliśmy jeszcze jechać na drugi koniec Belgii na turniej”. Był taki moment, że rozważał zmianę dyscypliny. „Dzięki Bogu nie zrobiłem tego, bo wtedy nie trafiłbym do Madrytu… Nie poznałbym też Mishel” mówi.
Courtois uważa, że podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu, kiedy zdecydował się dołączyć do Atlético Madryt. „Wiele osób doradzało mi pozostanie w Belgii, ale wiedziałem, że jeśli chcę się rozwijać zawodowo i osobiście, to nadszedł czas na wyjazd”. Atleti przegrało Puchar Europy w zatrzymującym serce finale w Lizbonie, tracąc bramkę w 93. minucie. Piłka po główce Sergio Ramosa trafiła w jego rękawice, ale wpadła też do bramki. Los Colchoneros wciąż mu nie wybaczyli. Ani tego, że po sezonie w Chelsea przyjął ofertę od Florentino Péreza.
Jak się dogadujesz z Florentino?
Courtois: „Dobrze. On jest szefem. Chce, żebyśmy wygrywali. Podoba mi się jego styl, jest bardzo przystępny. Nie opuszcza żadnego meczu, czego nigdy wcześniej nie widziałem u żadnego prezesa. Stawia wiele wymagań, ale to wielki prezes. Udało mu się osiągnąć wszystko. To nie jest tak, że wysyłamy sobie nawzajem wiadomości (śmiech), ale rozmawiamy przed i po meczach. W loży zawsze podchodzi, żeby pogadać z Mishel, z rodzinami innych zawodników”.
Mishel: „Tak, zawsze się ze mną wita, jest bardzo miły. Sprawia, że czujesz się komfortowo. Zaprosiliśmy go oczywiście na nasz ślub i mamy nadzieję, że będzie mógł przyjść”.
Wiadomo, że w Madrycie Pérez jest wszystkim: prezesem, ale i postacią ojca dla swoich piłkarzy. W przypadku Courtois, jednego z jego najbardziej udanych transferów obok Benzemy, harmonia jest oczywista. Belg nie przebiera w słowach. Jego szczerość nieraz przysporzyła mu krytyki, jak wtedy, gdy oświadczył, że podpisując kontrakt z Realem, znalazł się „po właściwej stronie historii”. Atleti odebrało to jako arogancką pyskówkę. Rok temu stanął w obronie swojego rodaka Edena Hazarda, gdy prasa i kibice krytykowali jego słabe wyniki. „Nie możemy zabić Hazarda. W dzisiejszych czasach szybko się o nim zapomina, ale on jest jednym z najlepszych na świecie”, powiedział.
Prawda jest taka, że Courtois zyskał przyjaciół we wszystkich trzech drużynach, dla których grał. „Życie toczy się dalej, ale utrzymujesz kontakt i podtrzymujesz przyjaźnie”, mówi. W Madrycie trzyma się blisko z Valverde, Alabą i Lucasem Vázquezem. „Z Brazylijczykami dużo się śmieję, ale są bardzo młodzi i oczywiście ich zainteresowania poza boiskiem są inne. Jeśli masz narzeczoną i dzieci”. Kilka dni temu wybrał się z Mishel na urodziny syna urugwajskiego pomocnika, a Luka Modrić wskoczył tam do basenu z piłkami. „Dobrze się bawiliśmy i to dobrze wpływa na atmosferę w szatni”, mówi.
Co oznacza dla ciebie określenie WAG?
Mishel: „Dafne Carvajal, Sandra Asensio, Mina Valverde, Shalimar Alaba i ja mamy grupę na WhatsAppie. Jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółkami, chodzimy razem na mecze lub spotykamy się, gdy chłopcy grają na wyjeździe. Na Mistrzostwach Świata w Katarze było to szalone. Świetnie się bawiłyśmy. Cieszę się, że ich poznałam”.
Ich udział na Mistrzostwach Świata był krótki – Belgia nie przebrnęła przez 1/8 finału – ale pozwoliło im to cieszyć się niespodziewaną przerwą zimową. „W tym Ancelotti jest bardzo wyrozumiały. Od grudnia do czerwca nie zatrzymujemy się, gramy co trzy dni. Nie chodzi o stres, wyniki. W Realu Madryt zawsze musisz wygrywać, dlatego ważne jest odprężenie się”, mówi sportowiec, podczas gdy Mishel przytakuje. Ona sama lubi piłkę nożną. „Zanim poznałem Tibo byłem już fanką, tak to działało w mojej rodzinie. Piłka nożna w ogóle, a Real Madryt w szczególności, są bardzo popularne w Izraelu”, twierdzi modelka, która jest ambasadorką Adidasa i klubu w swoim kraju. „Właśnie nakręciliśmy kampanię koszulkową, efekt jest bardzo fajny”, mówi z dumą.
W Izraelu Gerzig jest celebrytką i twarzą międzynarodowych marek takich jak Guess. Zaczęła karierę modelki w wieku 13 lat, kiedy ledwo opuściła swoją wioskę nad Morzem Czerwonym – Ejlat. „Dorastałam na plaży, boso. Moje dzieciństwo było bardzo szczęśliwe. Jednak gdy tylko mogłam, zaczęłam dokładać się do rodzinnego budżetu. Moi rodzice mieli dwa etaty, aby utrzymać moją siostrę i mnie”, wyjaśnia. Gerzigowie, rosyjscy imigranci, przybyli do Izraela podczas Aliji, „exodusu Żydów szukających drugiej szansy”, zdradza. I znaleźli ją. On, prowadząc taksówkę. Ona, jako agentka turystyczna, z której to pracy musiała zrezygnować w wyniku pandemii i wojny na Ukrainie. Rodzice zaszczepili w niej między innymi miłość do ojczyzny, która – jak przyznaje – za granicą może być szokująca. „Tam dziwne byłoby coś przeciwnego: nie służyć swojemu krajowi”.
Fot. Félix Valiente dla Vanity Fair.
W wieku 18 lat Gerzig zrezygnowała z obiecującej kariery, by odbyć służbę wojskową. „W Izraelu służba wojskowa nie jest kwestią wyboru. Nie było mi z tym trudno, bo kocham swój kraj”, mówi. W wojsku awansowała na kapitana fregaty na statku ratowniczym, na którym służyła przez dwa lata. Miała pod swoją komendą 15 marynarzy. „To było intensywne doświadczenie, ale wyjątkowe, mówiąc w skrócie”. Gdy skończyła służbę wojskową, wróciła na wybiegi. Życie napisało jednak inny scenariusz.
Pierwszy raz uderzyło ją to podczas lotu do Londynu. „Gdy tylko drzwi samolotu się zamknęły, zaczęłam odczuwać brak tchu. Nie czułam swoich nóg. Wszystko było czarne, trzęsłam się, zimny pot wystąpił na całym moim ciele. Pierwsze, co pomyślałam, to że mam zawał serca. Zaczęłam krzyczeć, żeby mnie stamtąd zabrali”, opowiada. Przeszła kilka testów medycznych, które wykazały, że jej ciało było zdrowe, ale umysł nie. Miała atak paniki. „To się powtórzyło w Tel Awiwie w drodze na koncert. Byłam w samochodzie z przyjaciółmi, szczęśliwa i… to się po prostu stało”. Zaczęło to wpływać na jej pracę. Nie mogła złapać samolotu ani chodzić sama na sesje zdjęciowe. „To był najgorszy rok w moim życiu, ale czuję się szczęśliwa, ponieważ nie tylko mogłam zobaczyć, że mam wokół siebie niesamowitą rodzinę i przyjaciół, ale także dlatego, że zobaczyłam, że mogę zrobić coś dla innych”.
W końcu podzieliła się swoim doświadczeniem na Instagramie. „Mówienie o tym pomogło mi otworzyć się, zaakceptować siebie i pomóc ludziom, którzy mają ten sam problem i poczuć, że jeśli ja mogę sobie z tym poradzić, to oni też mogą. Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak zdrowie fizyczne. Mózg to mięsień, który trzeba ćwiczyć”, stwierdza modelka, która stara się odpowiadać na wszystkie wiadomości, które docierają do niej za pośrednictwem mediów społecznościowych. „Dziś mogę powiedzieć, że mam dobre relacje z moimi atakami paniki”, dodaje.
Oprócz zwiększania świadomości na temat tego problemu para chce wykorzystać swój sukces, aby założyć fundację wspierającą takie cele jak środowisko i dobrostan zwierząt. „W naszym nowym domu ogród będzie jeszcze większy, więc możemy skończyć z 10 lub 15 psami. Śledzimy kilka kont schronisk, zawsze myślimy o adopcji”, mówią. Świadomi, że ich kariery są krótkotrwałe, zrobili plany na przyszłość, takie jak inwestowanie w biznes wegańskiej żywności, a także nieruchomości. Przykład: media właśnie opublikowały, że Courtois kupił za sześć milionów euro dom piosenkarza Miguela Bosego na madryckim osiedlu Somosaguas. Jako ciekawostkę podano, że w rezydencji znajduje się kurnik.
Czy sukces i pieniądze sprawiają, że trudno wam zaufać ludziom?
Courtois: „To jedna z lekcji, której nauczyłem się podczas mojego pierwszego roku w Madrycie. Pochodzę z małego miasta i rzeczywiście ludzie podchodzili do mnie po moje pieniądze. My, piłkarze, ryzykujemy, że zaufamy komuś, zainwestujemy w biznes, a on zniknie z twoimi pieniędzmi. Na szczęście mój ojciec, który jest dyrektorem finansowym, nadzoruje wszystkie moje inwestycje. A przez lata nauczyłem się czekać i nie dać się ponieść pierwszemu impulsowi”.
Mishel: „Z ludźmi jest tak samo. Stajesz się mądrzejszy i twardszy, żeby nie dać się oszukać”.
Courtois: „Ufasz tym, którzy już przy tobie byli, zanim stałeś się sławny. I uczysz się doceniać, kto cię wspiera w trudnych chwilach. My mamy swoje dobre grono. Traktujemy ich jak rodzinę. Wiemy, komu możemy zaufać i szczęśliwie spędzamy czas”.
Plecak Realu Madryt i suszarka z dziecięcymi ubraniami zdradzają, że nie jesteśmy po prostu w rezydencji pary młodych milionerów, ale w domu rodziny. „Moja była i ja mamy bardzo dobre relacje, ona mieszka obok, jesteśmy dużą rodziną”, potwierdza bramkarz. „Dzieci traktuję Mishel jako dodatkową mamę”, dodaje. „Wiem, że na zdjęciu jest matka i naprawdę to szanuję. Jestem przyjaciółką Adriany i Nicolasa, wiedzą, że mogą na mnie liczyć w każdej potrzebie”, sekunduje Mishel.
Na kilka dni przed wywiadem, podczas sesji zdjęciowej w pałacu w centrum stolicy, słyszymy, jak sportowiec dzwoni do swojej córeczki, by przeprosić, że nie będzie mógł jej towarzyszyć na zajęciach z gimnastyki rytmicznej tego popołudnia. Przekazuje telefon komórkowy Mishel, aby mogła z nią porozmawiać podczas wykonywania makijażu. Wyraźny dowód na to, że w domu Courtois panuje harmonia. Mishel przyznaje, że na początku ich związku fakt, że jej narzeczony był ojcem dwójki dzieci, dodawał pewnej presji do atmosfery. „Miałam 24 lata. Dzieci, po cztery i sześć lat. Myśl o tym była stresująca, ale one były bardzo gościnne. Są niesamowite”, mówi. Pomogło to, że za każdym razem, gdy rozmawiali na Facetimie, Thibaut zapraszał ich do siebie. „Spójrz, to jest Mishel, ona ma psa”, było jego najlepszym wprowadzeniem.
Adriana i Nicolas będą odgrywać ważną rolę w ich letnim ślubie. Panna młoda wybrała już suknię w pracowni młodego izraelskiego projektanta. Tibo wstaje, by przypomnieć, dlaczego nie ma jeszcze garnituru. „To prawda, wcale nie mam łatwo”, żartuje. „Na szczęście mam Mishel, która mi pomaga”, kończy bramkarz.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze