Advertisement
Menu
/ relevo.com

Holenderski Guti, któremu brakowało zdrowia

Tego samego lata, co Marco Asensio, w Madrycie wylądował także jeden z najbardziej obiecujących holenderskich graczy, Mink Peeters. Urodzony w 1998 roku zawodnik trafił do Castilli za darmo. Mimo dobrych występów w rezerwach i zauważalnego potencjału nigdy o nim głośniej nie usłyszeliśmy. Dziś, czyli dziewięć lat później, piłkarz występuje dla Gulf United ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie w 19 meczach strzelił siedem goli i zaliczył osiem asyst. Z zawodnikiem dłużej porozmawiali dziennikarze Relevo.

Foto: Holenderski Guti, któremu brakowało zdrowia
Fot. twitter.com

„Gdybym mógł się cofnąć w czasie, ponownie podpisałbym umowę z Realem Madryt”, mówi bez chwili wahania Mink Peeters. Holender błyszczał w trampkarzach PSV, skąd następnie przeniósł się do Ajaksu. W stolicy Niderlandów przebywał do ukończenia 14. roku życia. – Pierwszym słowem, jakie wypowiedziałem w życiu, było „piłka”. Grałem w nią z kolegami i sąsiadami. Było mi z tym dobrze, choć rodzice zawsze apelowali o rozwagę. Byłem bardzo mały, gdy PSV się mną zainteresowało. W domu podeszliśmy do tego ze spokojem – wspomina swoje początki w futbolu. – Jako 14-latek przeniosłem się do Ajaksu. Spisywałem się tam dobrze, grywałem w młodzieżowych reprezentacjach kraju. Dwa lata później pojawił się Real Madryt. Ktoś z klubu skontaktował się z moim ojcem. Kiedy tata mnie zapytał o odczucia, moja twarz mówiła wszystko. To było marzenie każdego dziecka – dodaje.

Jako 16-letni chłopak wylądował w Valdebebas, by przeżyć swoje pierwsze doświadczenie tak daleko od domu. – Rodzice udali się do Madrytu, by zobaczyć ośrodek treningowy najpierw beze mnie. Chcieli się upewnić, co zastanę, jeśli ostatecznie dojdzie do transferu. Byli zachwyceni, za drugim razem udałem się już z nimi. Sprawa była dla mnie jeszcze bardziej jasna. Pokazano mi akademik, boiska, zabrano mnie na Bernabéu. Podpisanie umowy z Realem było uczuciem nie do opisania. Traktowanie ze strony klubu sprawia, że czujesz się wyjątkowy – opowiada o pierwszych wrażeniach związanych z Królewskimi.

Kontuzje uniemożliwiły jednak Peetersowi zademonstrowanie pełni potencjału. Środkowy pomocnik miał problemy z obojczykiem i kostkami. – Kiedy uraz przytrafia ci się pierwszy raz, podchodzisz do tego z optymizmem. Uważasz, że to nic takiego, drobna przeszkoda i tyle. Potem jednak, już za którymś kolejnym razem, zastanawiasz się, co jest nie tak, czy robisz coś źle. To skomplikowana sprawa. Przechodzisz do porządku dziennego nad tym, że nie możesz grać przez urazy i ból. Nie chcę wszystkiego zwalać na problemy zdrowotne, ponieważ to nie był jedyny czynnik. Być może moje ciało miało słabe punkty – tłumaczy 24-latek.

Nie wszystko jednak układało się źle. Mink wspomina choćby swoje relacje z Gutim. – Był niesamowity. W Realu Madryt zajmują się tobą najlepsi profesjonaliści. Niektórzy nazywali mnie właśnie holenderskim Gutim. Tym bardziej radość sprawiło mi, gdy przed jednym z meczów w Lidze Młodzieżowej Guti podszedł do mnie i nalegał, bym biegał w koszulce z numerem 14. Zdziwiłem się, ale zarazem było to coś niesamowitego.

W trakcie rozmowy nie dało się uniknąć powrotu do tematu ciągłych urazów. – Wiele razy pytałem sam siebie, co by było, gdyby nie kontuzje. Stało się jednak tak, jak się stało. Nie da się tego zmienić, wiele się nauczyłem. Czasami też wyobrażałem sobie siebie występującego na Bernabéu. Futbol jest bardzo skomplikowany. Pytasz sam siebie, dlaczego ta spirala się nie kończy, dlaczego to musi się przytrafiać właśnie tobie. Z biegiem czasu dojrzewasz, patrzysz na to inaczej. W młodzieżowych reprezentacjach poznałem De Ligta. W Realu Fede Valverde, Achrafa czy Reguilóna. To niebywali piłkarze, siłą rzeczy się z nimi porównujesz. Widziałem też jednak wielu fantastycznych graczy, którzy nie osiągnęli w piłce wiele. To normalne. Talent nie załatwi wszystkiego. Obecnie Mink występuje w barwach Gulf United. Do Zjednoczonych Emiratów Arabskich trafił po trzech latach bez gry. Jedną z najtrudniejszych rzeczy dla Holendra było oswojenie się z myślą, że nie zajdzie na szczyt. – Świadomość, że nie osiągniesz wielkich rzeczy, to najtrudniejsza rzecz w piłce – wyznaje szczerze.

Pomocnik swój pobyt w stolicy Hiszpanii uważa jednak za etap nieustannej nauki. – Nauczyłem się wielu rzeczy. Najbardziej przesiąknąłem chyba rytmem i ciągłością pracy, jaką trzeba było cały czas zachowywać. Do każdego treningu i meczu należało podchodzić, jak do finału. Tego oczekiwało się w klubie od każdego wychowanka. W Realu chcą widzieć, że dajesz z siebie wszystko na każdym kroku i że dasz się pokroić za herb. Porażki nie wchodzą w grę, uczy się tam tego od pierwszego dnia. To prawdziwe szaleństwo, ale takie jest DNA Realu Madryt. Właśnie to czyni ten klub innym od pozostałych i pozwala osiągać wielkość. Nikt tam nie chce zawodników bez zwycięskiej mentalności – tłumaczy Peeters.

– W Realu dorosłem i dojrzałem, postawiłem wiele kroków naprzód. Gdybym dziś wiedział, że będę miał tyle kontuzji i nie będę grał przez ból, to i tak podpisałbym umowę z Królewskimi. To największa rzecz, do jakiej może aspirować piłkarz – zapewnia. Mink trzykrotnie udawał się na wypożyczenie – do Venlo, Almere i Lleidy. – Opuszczasz Madryt i wszystko staje się dużo trudniejsze. Nie grałem tyle, ile bym chciał. Styl gry był inny. Kontuzje także nie przestały mnie nękać. Nigdy jednak nie pomyślałem o rzuceniu piłki. To frustrujące, ale Real uczy cię, by nigdy nie zwieszać głowy. Ponadto rodzina zawsze była dla mnie wsparciem.

Niemal trzyletnia przerwa w grze spowodowana była nieustannymi problemami z kostkami. – Taki czas bez gry sprawia, że brak ci wiary. Starałem się zachowywać optymizm z pomocą rodziny, ale to trudne, ponieważ nie wiesz, co będzie dalej. Nie wiesz, ile jeszcze czeka cię przerwy, kiedy wrócisz. Trudno zachować cierpliwość w takim położeniu. Nie chodzi już tylko o kwestie fizyczne, lecz także mentalne. Kiedy wreszcie wracasz, musisz się do wszystkiego przyzwyczaić na nowo – wyznaje.

Minionego lata Peeters miał oferty z Europy, ale wolał poczekać i odbudować się w Gulf United. Tam też stał się ważnym ogniwem i może liczyć na regularne występy. – Najważniejsze dla mnie jest teraz rozgrywanie 25-30 meczów w sezonie. Nie chcę wybiegać za daleko w przyszłość. Bardzo długo pauzowałem, ale wciąż mam ambicję powrotu do Europy – zaznacza.

Pomocnik opowiada też pewną anegdotę związaną z kontuzją odniesioną w trakcie okresu przygotowawczego z Juvenilem A. – Złamałem obojczyk, to była moja pierwsza kontuzja i operacja. Byłem w Realu od niedawna. Wspominam to jako jeden z najtrudniejszych i zarazem najmilszych momentów. W szpitalu odwiedzili mnie koledzy, Juni Calafat i niektórzy pracownicy klubu. Wręczyli mi koszulkę podpisaną przez graczy pierwszej drużyny. Cały pokój był pełen ludzi. Czułem się jak jakaś supergwiazda (śmiech). Poczułem się wtedy bardzo kochany i świadomy tego, że wiąże się ze mną w klubie nadzieje.

Po awansie z Gulf United na najwyższy szczebel rozgrywkowy Mink oprócz gry w piłkę cały czas śledzi poczynania Królewskich. – Bardzo podobał mi się Isco, ale Modrić to zupełnie inny poziom. Oglądam wszystkie mecze Realu, przeżywałem ostatnią edycję Ligi Mistrzów. To było coś nieprawdopodobnego, niewytłumaczalnego. Tak jak mówiłem, to DNA Realu Madryt – kończy.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!