Lepiej się miło zaskoczyć
Fajnie jest w coś wierzyć.
Fot. Getty Images
Wiara nic nie kosztuje. Wiary nikt nam nie zabierze. Wiara może nas napędzać i niejednokrotnie prowadzić do wielkich osiągnięć. Gdybyśmy w nic nie wierzyli, to jedynym rozwiązaniem byłoby chyba położenie się na podłodze, zamknięcie oczu i czekanie na koniec. Nic przecież nie miałoby sensu bez wiary w to, że istnieje choćby niewielki powód ku temu, iż warto wstać z łóżka.
Wierzyć można w różne rzeczy. W słuszność idei, w ludzi, w reptilian, w kosmitów, w lepsze jutro, w siebie czy w cokolwiek innego, co mielibyście ochotę tutaj dopisać. Wierzyć też można na przykład w mistrzowski tytuł dla Realu Madryt w sezonie 2022/23. Tutaj jednak zaczynają się schody, ponieważ by nie doznać brutalnego zderzenia z rzeczywistością, wiara powinna mieć jakikolwiek fundament pozwalający zachować nadzieję na to, że zaraz konstrukcja się nie zawali. Wyjątkiem jest ta najczęściej wymieniana z wiar, czyli wiara w Boga. W tej sytuacji jest o tyle fajnie, że jeśli go nie ma, to przynajmniej nie będziemy mieli już jak poczuć rozczarowania.
Królewscy wspomnianego fundamentu niestety nie wybudowali. Choć wydawać się może, że mundial w Katarze dopiero co dobiegł końca, to jednak w gruncie rzeczy w skali futbolowego świata minęło już całkiem sporo czasu, ponad dwa i pół miesiąca. W tym okresie Real Madryt w La Lidze rozegrał dziesięć spotkań, w których potykał się równie często, co zwyciężał. Jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, trudno jest realnie myśleć o triumfie w ligowych rozgrywkach, jeśli od kilku miesięcy rekordową passą zespołu są dwie wygrane z rzędu, po których następuje potknięcie lub nawet dwie kolejne wpadki.
Czy Real Madryt może zacząć seryjnie wygrywać, począwszy od dzisiejszej potyczki z Espanyolem? Pewnie, że może. W teorii może zwyciężyć nawet w każdym meczu do końca sezonu. Problem polega jednak na tym, że oprócz tego do ostatecznego sukcesu niezbędna byłaby również katastrofa w obozie rywala. Ten zaś jak na razie traci punkty z taką samą częstotliwością, z jaką ślepy i kulawy pies daje radę się zadowolić na obcej wsi, czyli mniej więcej raz na ruski rok.
Na tym też z grubsza polega różnica między naszą obecną sytuacją w La Lidze, a tym, co mogliśmy obserwować choćby w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Wówczas byliśmy świadkami cudów, jednak były to cuda, które następowały w konkretnym, pojedynczym momencie. My natomiast potrzebujemy cudu ciągnącego się tygodniami przy jednoczesnym bolesnym upadku Barcelony. Upadku, jakiego w kontekście walki o mistrzostwo nie doznała jeszcze żadna liderująca drużyna w historii rozgrywek.
Wybaczcie nam więc dziś ten pesymistyczny ton, ale po prostu nie widzimy na ten moment powodów, by sztucznie pompować atmosferę tekstami o kiełbasach do góry, o tym, że wszystko może się zdarzyć, zawsze wracającym Realu Madryt czy mitycznych matematycznych szansach. Jeśli jesteście spragnieni tego typu przekazu, po ostatnim gwizdku z pewnością ktoś z obozu Królewskich was nim uraczy. My natomiast wychodzimy na dziś z założenia, że lepiej się mile zaskoczyć niż narobić sobie nadziei na nie wiadomo co. Najwyżej na koniec sezonu autor tekstu będzie się kajać i przepraszać. Z nieskrywaną przyjemnością rzecz jasna.
* * *
Mecz na Santiago Bernabéu rozpocznie się dzisiaj o godzinie 14:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 na platformie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Viníciusa wynosi 2,50.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze