Advertisement
Menu

Real Madryt klubowym mistrzem świata!

Real Madryt w finale Klubowych Mistrzostw Świata pokonał saudyjskie Al-Hilal 5:3 i został najlepszą klubową drużyną globu już po raz ósmy w swojej historii. Gole dla Królewskich strzelali Vinícius (dwa), Karim Benzema i Fede Valverde (dwa), a dla mistrzów Azji do siatki trafiali Moussa Marega i Luciano Vietto (dwa).

Foto: Real Madryt klubowym mistrzem świata!
Fot. Getty Images

Nie ma finałów mniej ważnych i ważniejszych. Finał to zawsze finał. Szansa na zdobycie trofeum. Finały są też po to, żeby je wygrywać. Być może Carlo Ancelotti na przedmeczowej odprawie przypomniał swoim podopiecznym te powszechnie znane w piłkarskim uniwersum prawidła, bo piłkarze Realu Madryt wyszli na murawę Stade Moulay Abdellah w Rabacie z postanowieniem wyjechania z Maroka nie tylko jako najlepsza klubowa drużyna Europy, ale też najlepsza klubowa drużyna całego świata.

Królewscy od samego początku zagarnęli tak zwaną inicjatywę dla siebie. Zaprzyjaźnili się z piłką, wymieniali między sobą dużo podań, a kiedy akurat główny przedmiot zainteresowania nie znajdował się pod ich nogami, całkiem energicznie zakładali wysoki pressing na połowie przeciwnika. Wyglądało to na pewno o wiele lepiej niż w środowym półfinale z Al-Ahly. Gdy w 13. minucie Vinícius po raz pierwszy trafił do siatki po znakomitym podaniu od Karima Benzemy, nikt z nas nie mógł przypuszczać, że to dopiero pierwsze koty za płoty w nadchodzącej hiszpańsko-saudyjskiej wymianie ognia. Pięć minut później Fede Valverde podwyższył prowadzenie strzałem z powietrza i wówczas zapewne wielu z nas wydawało się, że to już koniec futbolowych uniesień w tym spotkaniu. Nic bardziej mylnego.

Czasem bywa tak, że w ofensywę można zaangażować się aż za bardzo. Po części przez to kontaktową bramkę dla Al-Hilal zdobył Moussa Marega. W głównej mierze zaważyło na tym jednak defensywne gapiostwo Realu przy koncertowo rozegranym przez saudyjską ekipę kontrataku. A tak naprawdę obie te przyczyny tworzą ze sobą spójną całość. Po trafieniu byłego napastnika FC Porto Los Blancos nieco zwolnili, choć wciąż utrzymywali kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Przewaga była wyraźna, ale do przerwy różnica między oboma zespołami wynosiła zaledwie jednego gola.

No dobra, to teraz trudniejsza część tej roboty. Trudniejsza co najmniej kilka razy bardziej, bo trudno znaleźć jedną, konkretną odpowiedź na pytanie o to, co wydarzyło się w drugiej połowie. To się chyba nazywa „wesoły futbol”, czyż nie? Po spokojnych kilku minutach kwestię zwycięstwa w swoje nogi wzięli piłkarze z Madrytu. Za sprawą bramek Benzemy (i fenomenalnego dośrodkowania Viníego) i znowu Fede Valverde (tutaj słowa uznania za napędzenie całej akcji dla Daniego Carvajala) doprowadzili do stanu 4:1. I wtedy zarówno nami, jak i naszymi ulubieńcami w śnieżnobiałych trykotach, zawładnęło to wszechogarniające uczucie, że już po wszystkim, że puchar jest nasz. Z kolei kibice naszego rywala dalsze pozytywne odczucia dotyczące tego meczu mogli skojarzyć z popularną musztardą po obiedzie (opcjonalnie: ketchupem po frytkach).

Ale drugiego gola Vinícius, który padł po dość niekonwencjonalnej i niezamierzonej asyście Daniego Ceballosa, przedzieliły dwa trafienia Luciano Vietto. Argentyńczyk dał się we znaki dziurawej jak szwajcarski ser defensywie Królewskich i dwukrotnie przywracał nadzieję postronnym widzom finałowego pojedynku, a przede wszystkim sympatykom drużyny Ramóna Díaza. Wraz z 79. minutą i drugą z bramek Vietto fajerwerki w Rabacie dobiegły końca. Los Merengues mogli jeszcze raz pokonać Abdullaha Al-Muaioufa, ale przecież już nie musieli i tego nie zrobili. Dowieźli hokejowy rezultat 5:3 do końcowego gwizdka Anthony’ego Taylora, a po nim mogli z czystym sumieniem (moża poza grą w tyłach…) oddać się świętowaniu.

Jak w zapowiedzi finału pisał Szanowny Pan Redaktor Banan – z Maroka wypadało wrócić ze złocistą tarczą najlepszej klubowej drużyny świata. I zgodnie z życzeniem jego, a tak naprawdę zgodnie z życzeniem wszystkich madridistas, ten sympatyczny, lśniący emblemat niebawem pojawi się na koszulce Realu Madryt. Kończąc – nie jesteśmy już tylko Reyes de Europa, znów jesteśmy również Reyes del Mundo.

Real Madryt – Al-Hilal 5:3 (2:1)
1:0 Vinícius 13' (asysta: Benzema)
2:0 Valverde 18'
2:1 Marega 26' (asysta: Kanno)
3:1 Benzema 54' (asysta: Vinícius)
4:1 Valverde 58' (asysta: Carvajal)
4:2 Vietto 63' (asysta: Abdulhamid)
5:2 Vinícius 69' (asysta: Ceballos)
5:3 Vietto 79' (asysta: Michael)

Real Madryt: Łunin; Carvajal (79' Vallejo), Rüdiger, Alaba, Camavinga; Tchouaméni (62' Ceballos), Kroos (74' Asensio), Modrić (74' Nacho); Valverde, Vinícius i Benzema (62' Rodrygo)
Ławka: López, Cañizares, Militão, Odriozola, Martín, Arribas, Mariano

Al-Hilal: Al-Maiouf; Abdulhamid, Jang, Al-Boleahi, K. Al-Dawsari; Kanno, Cuéllar, Carrillo (74' Michael); Vietto (87' Al-Hamdan), S. Al-Dawsari (74' N. Al-Dawsari), Marega (87' Ighalo)
Ławka: Alowais, Alwotayan, Fagihy, Al-Khaibari, Jahfali, Otayf, Aljuwayr, Al-Shehri

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!