Advertisement
Menu

Przyjemna niegościnność?

Mój dom jest twoim domem. Mi casa es tu casa. Nire etxea zure etxea da.

Foto: Przyjemna niegościnność?
Fot. Getty Images

Wreszcie jesteście! Wszystko w porządku, jak minęła droga? Nie ściągajcie butów, zaraz pozamiatam. Jesteście głodni, napijecie się czegoś? Mamy wyborną pieczeń i samorobne nalewki. Chyba że preferujecie dietę wegetariańską. Arantxa robi wyśmienity hummus i frytki z marchewki. Zanim się wygodnie rozsiądziemy, oprowadzę was jeszcze po naszym skromnym domostwie.

Tu jest toaleta, zaraz obok łazienka. Wasze ręczniki wiszą tam. Tutaj macie sypialnię dla gości. Hasło do WiFi jest na karteczce w szufladzie szafki nocnej. My co prawda nie palimy, ale jeśli wy tak, to nie musicie wychodzić na balkon. Wywietrzy się. Lodówka jest do waszej pełnej dyspozycji, bierzcie, na co tylko macie ochotę. Jak czegoś zabraknie, dajcie znać, pójdziemy do Mercadony. Gdybyście chcieli sobie coś ugotować, mamy Thermomixa. Wieczorem wyskoczymy na kolację do baru, a później zrobimy wam małą wycieczkę Bilbao by night.

Podobno Athletic Bilbao kiedyś kogoś ugościł w podobny sposób. Nie wiadomo, kiedy ugościł i czy w ogóle ugościł, ale jeśli tak, to na pewno nie Real Madryt. Królewscy w bastionie Kraju Basków często mieli okazję spotykać się z raczej nieco odmiennym przekazem. „Precz z mojego lasu, łajdaki”, „Won stąd łachudry, bo psami poszczuję”, „Iñaki, podaj widły, bo muszę przegonić tego bydlaka”, „Zaraz przestawię ci tę szufladę, cwaniaczku”, „Coś za prosty ten nos masz” (cytat z Raúla Garcíi), to tylko wybrane przykłady uprzejmości, z jakimi zazwyczaj możemy spotkać się na San Mamés. Jeśli chodzi o kulinaria, w Bilbao częstowano nas z kolei co najwyżej kremem z owoców bagien oraz kamieniami w panierce z tynku.

Wiecie jednak, co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? No dobrze, sami sobie odpowiemy. Najdziwniejsze jest to, że pomimo jednoznacznie wrogiego nastawienia, z jakim spotykamy się w Bilbao, to my tak naprawdę te wizyty w jakiś niezrozumiały sposób lubimy. Tyle zawsze mówi się o wyjątkowo skomplikowanych wyjazdach na północ kraju, o jaskini lwa czy baskijskim kotle, ale gdyby spojrzeć na same wyniki ligowych wizyt na stadionie naszego dzisiejszego rywala, to w istocie co poniektórzy mogą się zaskoczyć. Bo choć na murawie San Mamés rzeczywiście przychodzi nam często cierpieć i gryźć trawę, to jednak w ostatecznym rozrachunku wracamy stamtąd z uśmiechem na ustach.

Podczas 10 ostatnich ligowych wizyt ugraliśmy tam 21 na 30 możliwych punktów (70% możliwych). Ostatnia porażka na tym terenie przytrafiła nam się niespełna osiem lat temu, czyli za pierwszej kadencji Carlo Ancelottiego w sezonie 2014/15. Trzy poprzednie wyjazdy do Bilbao zakończyły się natomiast jednobramkowymi zwycięstwami. Trzeba przyznać, że jak na jaskinię lwa, bilans ten jest całkiem przyjemny, nawet jeśli nie zawsze po ostatnim gwizdku musi być przyjemnie w kostki i piszczela.

Nieco optymizmu w nasze serca przed wieczornym starciem może wlać także druga połowa pucharowej potyczki z Villarrealem. Przy dwubramkowej stracie do przerwy Real wreszcie bowiem postanowił wyrwać się z letargu. Po bardzo bladych kilku tygodniach na nowo ujrzeliśmy drużynę, która jest zdolna podnieść się z nawet największej opresji, a gadki o tym, że nie należy przedwcześnie uśmiercać Królewskich, albo że Real Madryt zawsze wraca, powtórnie nabrały wartości większej niż jedynie wytarty slogan.

Dramatyczna pierwsza połowa z Żółtą Łodzią Podwodną nie może rzecz jasna pójść w zapomnienie, o czym mówił sam Carlo Ancelotti. Z drugiej strony jednak wydaje nam się, że takie, a nie inne okoliczności zwycięstwa na Estadio de la Cerámica był na ten moment tymi najbardziej pożądanymi. Potrzebowaliśmy chyba takiego spotkania, w którym podnosimy opartą o blat stołu głowę i nagle uderzamy pięścią z całej siły.

Taki energetyczny kop przyszedł w najlepszym możliwym momencie. Bo nawet jeśli mierzymy się z przeciwnikiem, z którym wbrew pozorom wcale nie idzie nam tak źle, to jednak Athletic wciąż pozostaje rywalem wymagającym maksymalnego zaangażowania i walki o każdą piłkę. Brzmi oklepanie, ale taka jest prawda. Przy trzypunktowej stracie do Barcelony pod żadnym pozorem nie możemy sobie dziś pozwolić na wpadkę, jeśli nie chcemy zanieczyszczać myśli o pierwszej od sezonu 2007/08 obronie tytułu mistrza Hiszpanii.

Jako kibice Realu Madryt kochamy szczególną miłością remontady, ale niekoniecznie te rozłożone na dłuższy dystans w postaci gonienia rywali w tabeli. Tutaj raczej preferujemy wygodę, komfortowy fotel, z którego nie chce się schodzić. Na taki trzeba jednak najpierw zarobić ciężką pracą na polu ornym. Liczenie wyłącznie na to, że komuś innemu zepsuje się pług, najczęściej bywa w konsekwencji frustrujące.

Pojedźmy więc do Bilbao, usłyszmy kolejny raz kilka gróźb o zdekompletowaniu klawiatury, a następnie wróćmy z niewybrakowanym w uzębieniu uśmiechem do domu.

* * *

Mecz na San Mamés rozpocznie się o 21:00. W Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport w serwisie CANAL+ online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Realu Madryt w 2. połowie wynosi 2,65. Za zwycięstwo Królewskich w całym spotkaniu wyznaczono kurs 2,47.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!