Advertisement
Menu

Zagubieni

23 piłkarskich rozbitków od dwóch kolejek dryfuje na oceanie niepokoju. Pośród podnoszących się głosów o zaczynającym trawić ich kryzysie muszą teraz stanąć twarzą w twarz z przeciwnościami losu, a przede wszystkim z własnymi słabościami. Czy uda im się udowodnić, że wcale nie są zagubieni? [opis dystrybutora]

Foto: Zagubieni
Fot. twitter.com

Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że nigdy nie jest tak kolorowo, kiedy akurat wydaje się nam, że wszystko idzie jak po sznurku, ani też z drugiej strony nie jest aż tak tragicznie, gdy czujemy na plecach oddech nieuchronnego fatalizmu, który lada chwila spowoduje, że nasza rzeczywistość zawali się niczym przed rokiem w Koszalinie część rozbieranego akurat wiaduktu.

Zmartwionych zatem uspokajamy – to jeszcze nie jest ten moment, by stosować tak brutalne metafory w stosunku do Realu Madryt. Nikt tej drużyny nie rozbiera niczym koszalińskiego wiaduktu, nic się też jeszcze nie zawaliło, co najwyżej pojawiły się pewne niepokojące drgania. W pewnym sensie może to i dobrze, bo dzięki takim sygnałom będzie można i będzie trzeba uważnie przyjrzeć się temu, co jest nie tak, żeby w przyszłości uniknąć prawdziwej katastrofy budowlanej.

Carlo Ancelotti wystroi się w żółty kask i kamizelkę i będzie wnikliwie analizował, w których miejscach szwankuje ten skrzętnie konstruowany przez niego cud futbolowej architektury, modląc się jednocześnie o to, by żaden z jego kluczowych pracowników nie doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu na mistrzostwach świata. Cóż, od samego początku wiadomym było, że naznaczą one cały piłkarski sezon 2022/23. Doświadczają tego wszyscy i nie inaczej jest z mistrzami Hiszpanii i Europy. Oczywiście można się zaklinać, że nikt nie odstawia nogi, że każdy cały czas daje z siebie maksimum, że problemem jest po prostu zmęczenie, którego winowajcą jest bezwzględny terminarz i natłok spotkań. Zbaczając na chwilę z głównej ścieżki naszych rozważań, ten ostatni argument wcale nie jest wyzuty z sensu. Wręcz przeciwnie.

Bo chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że piłkarze już na tym etapie rozgrywek mogą czuć się nadmiernie wyeksploatowani, ale jednocześnie naprawdę trudno oprzeć się wrażeniu, że systemy operacyjne niektórych graczy, a zwłaszcza liderów, którzy ze światowym czempionatem wiążą największe nadzieje, już dobrych kilkanaście dni temu przeszły w tryb samolotowy w oczekiwaniu na wylot do Kataru. Nie wspominając o liderze liderów, kapitanie Królewskich i świeżo upieczonym zdobywcy Złotej Piłki, wokół którego absencji narasta coraz więcej kontrowersji, a w tym tygodniu oliwy do ognia swoimi wypowiedziami dolał Guti. Tak, ten sam Guti, który dokładnie 30 stycznia 2010 roku w starciu z Deportivo La Coruña na Riazor obsłużył Benzemę niezwykłym i przypominanym po dziś dzień podaniem piętą. Ale nieobecność Francuza to temat na osobną i obszerną rozprawę.

Dowodem na potwierdzenie tego, z jak specyficznym momentem jednego z najbardziej absurdalnych sezonów w historii futbolu mamy właśnie do czynienia, niechaj będzie postawa Marco Asensio, który w dwóch ostatnich meczach był bezwzględnie najlepszym piłkarzem Los Blancos. Z pewnością motywuje go chęć wywalczenia sobie nowego kontraktu i kontynuowania kariery na Santiago Bernabéu. Gdybyśmy nawet wzięli na warsztat tylko dwie ostatnie potyczki, moglibyśmy dojść do wniosku, że Marco nareszcie zaczął robić to, czego de facto po licznych rozczarowaniach nikt już od niego nie oczekuje, mianowicie – w końcu zaczął „ciągnąć wózek”. Sęk w tym, że gdy on zaczął to robić, to inni, którzy dotąd się tym zajmowali, jakby przestali lub robią to z mniejszym nakładem sił, czego efekty mogliśmy oglądać na ten przykład w poniedziałkowy wieczór na Campo de Fútbol de Vallecas.

W takiej sytuacji nie ma pobłażania. Nie licz na to, jeśli jesteś Realem Madryt. I nie ma najmniejszego znaczenia, że w pierwszych szesnastu meczach sezonu nie zaznałeś goryczy porażki, skoro w ostatnich czterech trzykrotnie traciłeś punkty, w tym dwukrotnie kończyłeś na tarczy. Otwarcie o głębokiej zapaści się jeszcze nie mówi, ale alarm, szczególnie ten medialny, został już podniesiony. I nie chciałbym być w skórze podopiecznych Carletto, gdyby nie udało im się pokonać Cádizu (przecież kiedyś, jeszcze na Estadio Alfredo Di Stéfano, już się nie udało). Dla niewtajemniczonych: jednej z najgorzej wyglądających ekip w Primera División, zajmującej przedostatnie miejsce w tabeli.

Słabego wrażenia, jakie pozostawiają po sobie zawodnicy Sergio Gonzáleza, nie jest w stanie zatrzeć nawet zwycięstwo z Atlético w 12. kolejce, chociaż od tej porażki zaczęła się prawdziwa degrengolada Los Colchoneros. Od 1 do 19 października drużyna z Kadyksu zanotowała osobliwą serię czterech remisów z rzędu, choć gdyby nie jej bohaterski bramkarz, Jeremías Conan Ledesma, to pewnie nawet tych kompromisowym rezultatów by nie było. Zupełnie jakby przyświecało im motto: „Jeśli nie możesz wygrać, to zremisuj”. Licznik wygranych Los Piratas wskazuje jednak zaledwie dwa. Jakby tych deprecjonujących ich jakość faktów było mało, to nadmieńmy, że jak do tej pory strzelili oni najmniej goli w całej stawce (zaledwie osiem). Może tak sprzyjające okoliczności przyrody sprawią, że Thibaut Courtois nareszcie zachowa pierwsze czyste konto w tym sezonie ligowym…

Pamiętacie swego czasu bardzo popularny w naszym kraju serial „Lost. Zagubieni”? Królewscy w tym momencie, po fenomenalnym wejściu w sezon, wydają się nieco zagubieni na własnym podwórku. Miejmy nadzieję, że po dzisiejszym meczu będziemy mogli zerwać z tego typu narracją. Strata punktów w pojedynku z Cádizem byłaby już nazbyt irytującym przekroczeniem granicy dobrego smaku. Panowie piłkarze, nie dopuśćcie do tego, byśmy emocjonowali się mundialem ze świdrującym poczuciem żenady na wspomnienie ostatniego występu naszego ukochanego klubu oraz z czteropunktową bądź w najczarniejszym scenariuszu nawet pięciopunktową stratą do pierwszego miejsca.

Raczej nie jest to niebotycznie wygórowane oczekiwanie, prawda?

***

Początek meczu dzisiaj o godzinie 21:30. Transmisję będzie można obejrzeć na kanale CANAL+ Sport w serwisie CANAL+ online.

Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Królewskich z czystym kontem 1,80.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!