(Prawie jak) starcie na szczycie
Proszę państwa, to się dzieje nie naprawdę!
Fot. Getty Images
Getafe mistrzem Hiszpanii! Cádiz wita się z Europą! Mallorca na podium! Beniaminek na pozycji premiującej do Champions League (oczywiście nie chodzi o polską drużynę)! Elche tuż za plecami potęg! Guantanamera Gdynia to miasto lidera!
Pięknie mogłyby się nieraz prezentować prasowe nagłówki w sportowych mediach, gdyby ligowe zmagania kończyć po kilku pierwszych kolejkach sezonu. Ileż nieprzewidywalności i nowych, pięknych historii napisałby w ten sposób futbol. Pal licho, że tego typu rozstrzygnięcia byłyby bardzo często warte mniej więcej tyle, co wyłanianie triumfatorów rozgrywek drogą losowania. Sonety piłkarskich poetów w pełni wynagrodziłyby nam tak nieznaczący szczegół.
Tak, wiemy, że snucie tego typu wizji jest wyjątkowo absurdalne. Nawet jeśli w niemal każdym sezonie piłkarskiemu światu objawia się jakaś rewelacja, to jednak ogólny porządek w czołówkach europejskich lig rokrocznie prezentuje się mniej więcej tak samo. Te same twarze przy tych samych stołach. Te same mordy walczące o te same cele, co zwykle. W jednych rozgrywkach sytuacja krystalizuje się szybciej, w innych meteoryty zaczynają opadać nieco później. Jedyne szanse na bardziej zauważalne przetasowania, to wyjątkowo dobre zarządzanie sukcesem ponad stan (rzadziej) lub przejęcie przez szejków tudzież innych wyjątkowo możnych inwestorów (coraz częstsze).
Mając na uwadze te prawidła wszechświata, możemy więc mówić z czystym sumieniem, że dziś na Santiago Bernabéu dojdzie do starcia na szczycie? Aż tak daleko po trzech kolejkach byśmy się nie posuwali, ale mimo wszystko, kiedy weźmiemy pod lupę niektóre czynniki, wyjdzie na to, że potencjalnie rzeczywiście możemy mieć do czynienia z konfrontacją zawodników wagi ciężkiej. O tym, że należy do niej Real Madryt, zapewniać nikogo nie trzeba. W Betisie, który przez lata znajdował się w cieniu swoich rywali zza miedzy, coraz śmielej można natomiast upatrywać kandydata do tej kategorii. Być może jeszcze nie kogoś, kto byłby w stanie tu i teraz namieszać w walce o czołową czwórkę (chociaż kto wie!), ale na pewno ekipę o ewidentnym potencjale.
Abstrahując już od tego, że Betis oprócz Realu jest jedyną drużyną w tym sezonie z kompletem ligowych zwycięstw, mówimy o zespole, który drugi rok z rzędu wywalczył awans do europejskich pucharów. Dzięki zajęciu 6. miejsca w sezonie 2020/21 Los Verdiblancos mieli okazję zaprezentować się w Lidze Europy i przygoda ta była wcale niezła. Andaluzyjczycy zdołali wyjść z grupy z Celtikiem, Ferencvárosem i Bayerem Leverkusen, a następnie w 1/16 wyeliminować Zenit. W kolejnej fazie zatrzymał ich – jak miało się okazać – późniejszy triumfator rozgrywek, czyli Eintracht. Kolejne rozgrywki ligowe przyniosły w La Lidze jeszcze lepszy wynik – 5. miejsce. W tej edycji Ligi Europy ich rywalami w grupie będą Roma, Helsinki i Łudogorec.
W sukcesach tych trudno nie zauważyć świetnej pracy wykonanej przez wciąż niedocenianego w niektórych kręgach Manuela Pellegriniego. Chilijczyk stworzył zespół grający atrakcyjny i ofensywny futbol. Kreacją gry w największej mierze zajmują się Nabil Fekir oraz Sergio Canales. Wysoki poziom w środku pola trzyma także William Carvalho. Funkcję naczelnego żądła pełni natomiast Borja Iglesias. 29-letni Hiszpan już zeszły sezon kończył z więcej niż przyzwoitym dorobkiem 19 goli we wszystkich rozgrywkach. W bieżących rozgrywkach ligowych jak dotąd zalicza zaś prawdziwe wejście smoka – cztery trafienia w trzech spotkaniach.
Na skalę trudności meczu w jakimś stopniu wskazywać może również historia ostatnich spotkań z Betisem. Na 10 konfrontacji Real wygrywał zaledwie czterokrotnie oraz notował po trzy remisy i porażki. Wydawać by się mogło w tej sytuacji, że pomóc może fakt, iż Los Blancos nareszcie zagrają w lidze u siebie. W tej chwili przychodzi jednak pogromca uśmiechów dzieci i niszczyciel dobrej zabawy, by oznajmić, że z pięciu poprzednich starć na Santiago Bernabéu Królewscy… nie zwyciężyli w żadnym. Od sezonu 2017/18 wyniki domowych potyczek to kolejno: 0:1, 0:2, 0:0, 0:0, 0:0.
No dobrze, ale przecież nie można tak krążyć tylko wokół przeciwnika. Królewscy weszli w ten sezon najlepiej, jak tylko się dało. Do tej pory podopieczni Carlo Ancelottiego nie zaznali jeszcze smaku innego niż słodyczy zwycięstwa. Choć końcowe rozstrzygnięcia były za każdym razem takie same, to jednak nie można się oprzeć wrażeniu, że drużyna zdążyła pokazać już kilka z pięćdziesięciu twarzy Greya. W Superpucharze z Eintrachtem byliśmy świadkami triumfu doświadczenia i pełnej kontroli. Z Almeríą i Espanyolem zwycięstwo przyniosła legendarna zdolność cierpienia i uporczywość w dążeniu do celu. Z Celtą z kolei przekonaliśmy się, z jakim walcem styka się rywal, kiedy mistrz wrzuca najwyższy bieg. Umiejętność udowadniania swojej wyższości nad przeciwnikiem na różne sposoby cechuje największych, a Królewscy jak dotąd jedynie to potwierdzają.
Cały czas oczywiście nie ustają dyskusje dotyczące tego, co się stanie, jeśli któregoś dnia na dłużej niż pojedynczą potyczkę wypadnie Karim Benzema. Jeśli chcecie poznać odpowiedź na to pytanie, to niestety musimy was rozczarować. Chcielibyśmy was przekonywać, że wtedy na białych koniach wjadą Mariano z Hazardem i rozstawią towarzystwo po kątach, ale za bardzo szanujemy czytelników, by aż tak łatwo im się wystawiać. Najważniejsze, że spokój zachowuje Carlo Ancelotti. A nie ufać Włochowi może chyba tylko największy niewdzięcznik.
Z drugiej strony nie da się przecież nie zauważyć, że poza nieznikającym z afisza tematem rezerwowego napastnika Los Blancos wyjątkowo mądrze zbudowali kadrę. W zasadzie na każdej pozycji poza tą z numerem dziewięć Real dysponuje zapasowymi elementami stanowiącymi niezaprzeczalną gwarancję jakości. Carletto ma satysfakcjonującą alternatywę na niemalże każdą ewentualność. Wszechstronność niektórych zawodników oraz bezproblemowa możliwość przejścia na inne ustawienie są w stanie załatwić każdy problem. Dość powiedzieć, że choćby odejście tak ważnego gracza, jak Casemiro w najmniejszym stopniu nie zmartwiło Włocha i nie zachwiało sportowym projektem.
Choć, jak już wspomnieliśmy, na mówienie o starciu gigantów na szczycie Olimpu jest jeszcze za wcześnie, to wątpliwości nie ulega jednak fakt, że dzisiejszego późnego popołudnia czeka nas zdecydowanie najbardziej wymagające z dotychczasowych ligowych spotkań. To już jednak najwyższy czas, by zacząć rozpędzać ten sezon na dobre. Jeszcze w tym miesiącu czekają nas przecież dwie potyczki w Lidze Mistrzów (Celtic i Lipsk) oraz wyjazdowe derby Madrytu. Wejście z buta już zaliczyliśmy, teraz tylko i aż nie możemy zwalniać kroku.
* * *
Początek meczu o 16:15. Transmisję będzie można obejrzeć na kanale CANAL+ Sport 2 w serwisie CANAL+ online.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na zwycięstwo Królewskich przynajmniej dwiema bramkami wynosi 2,04.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze