„Modrić jest najlepszym piłkarzem, jakiego trenowałem”
Gustavo Poyet rozmawiał z dziennikiem AS. Aktualny selekcjoner reprezentacji Grecji wspominał dawne czasy, ale opowiadał też o piłkarzach Realu, z którymi pracował.
Fot. Getty Images
Cztery zwycięstwa i awans do Ligi Narodów B. Co było kluczem do sukcesu?
Przekonanie i porozumienie z zawodnikami. Na poziomie drużyny narodowej krótki czas pracy trzeba zrekompensować kontaktem, tak aby zawodnicy szybko uwierzyli w to, co im się proponuje.
Czy zauważyliście, że fani znowu w was uwierzyli?
Najwyraźniej tak. Kiedy przyjechałem do Grecji, która od 2014 roku nie grała na Mistrzostwach Europy ani na Mistrzostwach Świata, panował rozdźwięk. A tam piłka nożna to pasja i szaleństwo. Zwycięstwo w dwóch pierwszych meczach wyjazdowych, a następnie w domu, w małym starciu z Cyprem, sprawiło, że ludzie poczuli, iż to początek tego, czym Grecja była dziesięć lat temu. Jesteśmy na dobrej drodze, ale chcemy więcej.
Czy zdążycie na Euro 2024?
Jestem bardzo zorientowany na osiąganie celów. Jedno z pierwszych pytań, jakie zadawałem, gdy spotykałem się z prezesem lub dyrektorem sportowym, brzmiało: jaki jest cel? Jeśli jest to możliwe, nawet jeśli jest to trudne, będę dążył do tego aż do śmierci. Tutaj pierwszym celem było wygranie grupy Ligi Narodów i awans. Wyniki okazały się lepsze niż przypuszczaliśmy. A drugim celem jest zakwalifikowanie się do EURO 2024.
Co zastaliście po przyjeździe w lutym? To twoje pierwsze doświadczenie w prowadzeniu drużyny narodowej.
To wszystko było dziwne i szybkie. Zainteresowałem się, gdy ławka Urugwaju zaczęła się ruszać. Jako zawodnik i trener dążysz do pracy w drużynie narodowej swojego kraju. Pod koniec 2021 roku odejście Tabáreza zaczęło nabierać realnych kształtów, a ja pomyślałem: Co, jeśli mnie wezwą? Co, jeśli nie będę gotowy? Co, jeśli…? To skłoniło mnie do przeprowadzenia badań i nawiązania kontaktu z Gerardem Nusem, którego doświadczenia z Avramem Grantem w Ghanie pomogły mi stworzyć wizję tego, co mogłoby się wydarzyć. Po podpisaniu przez Urugwaj kontraktu z Diego Alonso musiałem udać się do Aten w sprawach osobistych, a trener wyjechał. Jedna rzecz doprowadziła do drugiej… Miałem okazję i spodobało mi się.
Opowiedz mi o wpływie twojego asystenta, Gerarda Nusa.
Wszystko zaczęło się w Brighton. Szukałem kogoś, kto pomógłby mi w akademii, a on miał za sobą bardzo dobry okres w Liverpoolu pod wodzą Beníteza. Potem utrzymywaliśmy kontakt, a kiedy pojawiła się okazja, wydawało się, że jest idealną osobą. Przy tak dużej odległości między meczami, jak się organizujecie i czego potrzebuje gracz… To zależy od doświadczenia, a Gerard je posiadał. Wyniki potwierdzają, że była to słuszna decyzja.
Byłeś trenerem AEK Ateny w sezonie 2015/16. Jak zmienił się ten futbol?
To był podstawowy warunek, aby mnie chcieli, a ja to zaakceptowałem. To pomogło mi się przystosować. Zmiany? Kiedyś był większy problem z sędziowaniem. Obecnie wiele ważnych meczów jest sędziowanych przez arbitrów zagranicznych. Ponadto grecka piłka nożna wyeksportowała wielu ważnych zawodników.
Jesteś globtroterem. Byłeś trenerem w Anglii, Hiszpanii, Chinach, Francji, Chile… Jaki futbol najbardziej ci się podobał?
Premier League jest wyjątkowa pod względem oddziaływania. Jest oglądana w każdym zakątku świata. La Liga bardzo się poprawiła, choć wciąż są to głównie Barça i Real Madryt. W Anglii jest większa różnorodność: Liverpool, Manchester United, Arsenal, Chelsea… Ale hiszpański futbol jest trudniejszy do trenowania. Protagonistą jest sam gracz. Dużo wie i dobrze zarządza meczami. Dlatego też niewielu trenerów odnosi tam sukcesy.
W którym kraju najtrudniej było się zaaklimatyzować?
Chiny! Język był skomplikowany. Ja mówiłem po hiszpańsku, a oni tłumaczyli, a potem jeszcze raz tłumaczyli… Jednak osobiste doświadczenia były zdecydowanie najlepsze. Nie mogliśmy prowadzić samochodu bez znajomości języka chińskiego. W każdą podróż zabierał nas kierowca, który zawoził nas na szkolenie, lub taksówka, której kierowcy słabo lub wcale nie znali angielskiego… Przejazdy trwały wieki. Rząd próbował pobudzić piłkę nożną, ale takie podejście musi być długofalowe.
Grałeś w Chelsea, z którą zdobyłeś Puchar Anglii i Superpuchar Europy, w którym zdobyłeś zwycięską bramkę w meczu z Realem Madryt…
To była traumatyczna sprawa. Zdarzało mi się zdobywać bramki w trudnych meczach z wielkimi drużynami, ale nigdy w finałach i trochę mi to ciążyło [śmiech]. Tego dnia zacząłem od ławki i wszedłem na nią ze wszystkim, co miałem w kieszeni. Gianfranco Zola pozostawił mi zadanie dokończenia tego dzieła. To była ulga. Ale najbardziej wyjątkowe gole w mojej karierze to te w półfinale Pucharu Anglii przeciwko Newcastle na Wembley, na starej ziemi, w której byłem zakochany…
Dobrze znasz też jeden z nowych nabytków Realu: Auréliena Tchouaméniego. Zadebiutował w zespole Girondins Bordeaux…
Grał w drużynie rezerw i miał wspaniałą budowę ciała. Latem, po tym jak zakwalifikowaliśmy się do Ligi Europy, przyjechał do nas na trening i widać było jego ogromny potencjał. Wygrał swój debiut i widać było, że będzie się rozwijał. Kiedy przeszedł do Monaco za dziesięć milionów, nie przykuwał mojej uwagi. Teraz przyjeżdża do Madrytu i cieszę się z tego, jakim jest człowiekiem. Jest inteligentny, pochodzi z dobrej rodziny, ma wielkie serce. Ma wszystko, by odnieść sukces. Będzie miał czas na dostosowanie się do nowych warunków i będzie sobie dobrze radził.
Na jakiej pozycji go widzisz?
Lubi grać przed obroną, na pozycji Casemiro. Samodzielnie lub na dwóch pivotów. Potrafi być zawodnikiem typu box-to-box, obecnym na obu połowach. Oprócz siły ma dobre wykończenie, dobrze główkuje, dobrze podaje…
Co ma takiego, czego nie mają Casemiro czy Camavinga?
Real Madryt ma coś bardzo dobrego z Camavingą i Tchouaménim: czas. Są jeszcze Casemiro, Kroos, Modrić, którzy robią ogromne wrażenie… To jeszcze nie teraz. Jest to kwestia 4 lub 5 lat. Nawet teraz Camavinga, który przybył, nie jest tym samym, który zakończył sezon. Jest to kolejna osoba, która jest tam od roku. Wyobraź sobie, co może się stać z Aurélienem w ciągu jednego roku. Będzie chciał dziś zagrać, ale jeśli tak się nie stanie, to nic się nie stanie.
W Tottenhamie miałeś też Modricia.
Jako trener główny miałem kilku bardzo dobrych zawodników, ale jeśli zsumuję lata spędzone w roli asystenta, to Modrić jest najlepszym piłkarzem, jakiego trenowałem. Niezwykły jest sposób, w jaki patrzy na piłkę nożną, jak wszystko ułatwia, jak się zatrzymuje i przyspiesza, kiedy musi, jak uderza piłkę w dowolny sposób… To była przyjemność mieć go u siebie i widzieć go w tym miejscu, w którym jest. Co roku mówimy, że to będzie ostatni… A Luka wychodzi i mówi: „Nie, jeszcze jeden”. I to jest właśnie fajne. Nie kończy się to na tym, że ma ten specjalny dar.
W Hiszpanii ludzie wciąż kojarzą cię z Saragossą, jakie masz wspomnienia z tamtego okresu jako zawodnik?
We Francji nie wiodło mi się najlepiej, a możliwość wyjazdu do Saragossy odmieniła moje życie. Najpierw przegraliśmy finał z Realem Madryt, potem wygraliśmy kolejny z Celtą, a następnie zdobyliśmy Puchar Zdobywców Pucharów w Paryżu. Wiele osób określa to wydarzenie jako najważniejszy ruch społeczny w historii Saragossy. Wiele lat wcześniej dzieci grały w szkole w koszulkach Realu lub Barçy. Od tej pory wszystkie dzieci chciały być kibicami Saragossy. Wszystkie. Nayim wprowadził nas w historię.
Największym kamieniem milowym było dla ciebie zwycięstwo w Copa América z Urugwajem?
Kiedy wygrywasz z drużyną narodową, to jest to coś od wewnątrz, z twoich korzeni… Wtedy właśnie uświadamiasz sobie, jak ważna dla ludzi jest piłka nożna. Kraj się zatrzymał, a ludzie zapomnieli o wszystkich swoich problemach. To było bardzo ekscytujące.
Twój ojciec, Washington, był koszykarzem. Czy to cię kusiło?
Grałem przez całe życie, aż do momentu, gdy zacząłem grać w piłkę nożną na wyższym poziomie, w River Uruguayo. Kiedy zbliżyłem się do pierwszej drużyny, porzuciłem koszykówkę w szkole. Nie mogłem już dłużej tego znieść. Zająłem się tym, ponieważ to uwielbiałem, a jako kibic byłem pod wpływem Michaela Jordana. Bez niego straciłem zainteresowanie.
Przekazałeś bakcyla piłki nożnej swojemu synowi Diego.
Mój ojciec chciał zostać piłkarzem, ale życie skierowało go w stronę koszykówki. Brał udział w kilku Igrzyskach Olimpijskich (60 i 64) i kilku Mistrzostwach Świata. Zawsze popychał nas w stronę piłki nożnej. Mój syn osiągnął bardzo dobry poziom, ale zrezygnował z tego i teraz pracuje ze mną jako analityk.
Dlaczego mówili na ciebie „radio”?
To było w autobusie z Chelsea. Miałem włoskie karty, komentowałem po francusku ze stolikiem obok i oglądałem film w telewizji po angielsku. Kolega z drużyny odwrócił się i powiedział do mnie: „Wyłącz radio, wystarczy, jesteś wszędzie”. Tym właśnie było „radio” przez całe życie.
Ile znasz języków?
Cztery, chociaż angielski zmienił moje życie, to jeśli moja nauczycielka w Urugwaju dowie się, jak się nim posługuję, to się wścieknie [śmiech]. W szkole byłem katastrofalny.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze