Baptista: Brazylijczycy są inni niż wszyscy, a Real o tym wie
Júlio Baptista jest dziś bardzo mile wspominany zarówno przez fanów Realu Madryt, jak i Sevilli. Brazylijczyk od zawsze budził sympatię wszystkich dookoła, a na hiszpańskich boiskach przez lata prezentował ponadprzeciętną jakość. Zapraszamy do lektury wywiadu dziennikarza Asa z byłym atakującym, który dziś próbuje swoich sił w trenerce jako szkoleniowiec rezerw Realu Valladolid.
Fot. Getty Images
Twoje pierwsze bardziej poważne doświadczenie w trenerce już na starcie wydaje się mocno skomplikowane. Mimo czterech zwycięstw z rzędu utrzymanie wciąż pozostaje skomplikowaną kwestią. Do bezpiecznej lokaty tracicie sześć oczek.
Nie poddajemy się. Nadzieja umiera ostatnia i będziemy walczyć do samego końca, starając się robić to, co najważniejsze – grać ładną piłkę. Przyjemny dla oka futbol jest najlepszym punktem wyjścia do osiągania korzystnych rezultatów.
Wciąż jeszcze możesz zdecydować się na inną ścieżkę rozwoju po zakończeniu kariery zawodniczej. Masz dopiero 40 lat. Nie bądź masochistą. Ławka trenerska przypomina gilotynę. Trenerów jest więcej niż klubów.
Nie, nie. Dla mnie jasne jest, kim chcę być. Trenowanie jest trudne, ale fajne. Pracujemy tu już we w pełni profesjonalny sposób. Mój sztab bardzo mi pomaga i pozwala zachowywać świeżość, gdy przychodzi do myślenia i działania z piłkarzami. Musimy starać się wygrywać, ale priorytetem jest rozwój piłkarzy. Valladolid nie może wydawać tylu pieniędzy na transfery, dlatego też trzeba samemu produkować sobie zawodników. W trakcie tego procesu już teraz pięciu czy sześciu graczy otrzymało powołania do reprezentacji młodzieżowych. Nie zmienimy sposobu działania, ani stylu gry. Średnia wieku naszej kadry wynosi 20 lat. Mamy najmniejszy budżet spośród całej stawki. Jesteśmy też jedynymi na tym poziomie rezerwami klubu z Segundy. Moi podopieczni muszą myśleć nie tylko o wygrywaniu, lecz także o codziennym rozwoju.
Jako trener myślisz na modłę hiszpańską czy brazylijską?
Jestem Brazylijczykiem i nigdy nie zaniknie we mnie ta brazylijska esencja piłki. Mieszkam jednak w Hiszpanii, grałem tu przez lata i wiem, w jakim środowisku się znajduję. Hiszpański futbol jest bogaty, a moja brazylijska wizja go dodatkowo uzupełnia. Chcę, by moja drużyna dobrze operowała piłką, ponieważ jestem pewien, że to droga do lepszych rezultatów na dłuższą metę. W tym sporcie łatwiej jest coś zniszczyć niż zbudować. Jako trener wolę działać w pocie czoła, by mój zespół starał się przede wszystkim tworzyć grę, a nie ją neutralizować.
Powiedziano mi, że jedną z twoich obsesji jest sprawianie, by piłkarze w jakiś sposób się wyzwalali, by nie bali się wyrażać tego, co w nich tkwi.
Piłka bardzo się zmieniła w ciągu ostatnich 20 lat. Zdążyliśmy nieco zapomnieć o tym, że najistotniejsze jest to, jaką piłkarz podejmie decyzję na boisku w danym momencie. Nie możemy stale próbować kontrolować wszystkich części składowych spotkania. Pracujemy nad tym, by gracze w konkretnej sytuacji odruchowo byli w stanie podjąć optymalną decyzję. Takie coś każdy ma w sobie. Należy więc robić tak, by ten impuls wydobywać jak najszybciej. Zależy mi na pogłębianiu kreatywności moich podopiecznych. Jeśli jako szkoleniowcy będziemy ograniczać się do wpajania jedynie tego, co należy zrobić za każdym razem w pewnego rodzaju sytuacji, będziemy tworzyć maszyny i brzydki futbol. Chcemy też, żeby zawodnicy wiedzieli, jakie okoliczności w największym stopniu sprzyjają podejmowaniu ryzyka i wydobywania z siebie pokładów kreatywności.
W trakcie kariery miałeś okazję współpracować z trenerami preferującymi najróżniejsze style. W Sevilli był to na przykład Caparrós, w Realu Luxemburgo, Capello i Schuster. W Arsenalu natomiast trafiłeś na Wengera, w reprezentacji na Dungę, a w Máladze na Pellegriniego. Który z nich przemawiał do ciebie najbardziej?
Od każdego czegoś się nauczyłem. Caparrós cieszył się sławą szkoleniowca mającego olbrzymi wpływ na piłkarza, nie pozwalającego na zbyt wiele. W rzeczywistości lubił agresywny futbol, ale pozostawiał wiele swobody. Współpracowało mi się z nim bardzo dobrze, wydobył ze mnie to, co najlepsze. Tak samo zresztą, jak Pellegrini, Wenger czy Schuster. Czułem się swobodnie na dziesiątce, mogłem grać zgodnie z moją wizją futbolu. Wenger i Pellegrini pozostawiali o wiele większą swobodę. Luxemburgo był bardzo zapatrzony w taktykę.
Twoją optymalną pozycją był ofensywny pomocnik.
Tak, to tam spisywałem się najlepiej. Umiałem pokazać pełnię potencjału ofensywnego, podłączając się zza pleców napastników. Jako środkowy pomocnik musisz w o wiele większym stopniu zwracać uwagę na ruchy przeciwnika. Ja lubiłem mieć więcej miejsca. Komfortowo czułem się, mając przed sobą mobilnych atakujących, jak Dario Silva w Sevilli czy Henry w Arsenalu.
Byłeś trochę fałszywym Brazylijczykiem, ponieważ siłą i warunkami fizycznymi bliżej byłoby ci do stereotypowego Niemca.
W Realu Madryt niektórzy mówili mi to samo, ponieważ lubiłem trenować codziennie i nigdy nie było mi mało.
Typową brazylijską nostalgię odreagowywałeś na siłowni.
Do Hiszpanii przybyłem jako 21-latek, a do głowy wbiłem sobie, że nie ma już odwrotu, że muszę tu zrobić karierę. Słyszałem o wielu moich rodakach, którzy trafili do Europy i za chwilę chcieli wracać. Nie potrafili przyzwyczaić się do nowego stylu, języka i jedzenia. Zauważyłem również, że przyczepia nam się łatkę imprezowiczów. Moim celem od początku było sprawić, by kluby zaczęły bardziej wierzyć w Brazylijczyków i nie wahali się przed dokonywaniem transferów.
Najlepszym meczem w twojej karierze był niewątpliwie ten, w którym strzeliłeś Liverpoolowi cztery gole.
Tak, wygraliśmy 6:3. Najbardziej w pamięci zapadł mi jednak obrazek, gdy kibice na Anfield zgotowali mi owację na stojąco. Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś podobnego. Strzelenie czterech goli nie jest łatwe. Tego typu docenienie przez fanów rywala również.
Za kim będziesz w niedzielę w starciu twoich dwóch byłych klubów? Chyba że teraz kibicujesz Máladze.
(śmiech). Dziś oglądam mecze w bardziej analityczny sposób, nie idę już aż tak za głosem serca. Obserwuję mechanizmy drużyn, przyglądam się pressingowi.
Zabaw się zatem dla nas w analityka.
Real Madryt ma bardzo jasny model gry. Modrić i Kroos utrzymują kontrolę w środku, a Casemiro dobrze ich uzupełnia, dbając o stabilność drużyny. Najważniejsza jest kontrola gry i narzucanie odpowiedniego rytmu. Poza tym ważne jest mieć z przodu szybkich graczy, jak Vinícius czy Rodrygo. Łatwiej wtedy o skuteczną grę pozycyjną, ale i o szybkie przejścia z jednej fazy akcji do kolejnej. To dwa bardzo ważne czynniki w dzisiejszym futbolu, a Królewscy mają gracza zdolnego dominować w obu tych aspektach – Benzemę. Karim rozumie się zarówno ze środkowymi pomocnikami, jak i tworzy przewagę z przodu przy współpracy z pozostałymi atakującymi. Najpierw poprawia płynność we wczesnych fazach akcji, by potem wraz ze skrzydłowymi napędzać je w kluczowej fazie.
A coś o Sevilli? Spodziewałeś się, że zespół Lopeteguiego wytrzyma do końca w walce o tytuł?
Ta drużyna została stworzona przede wszystkim w oparciu o solidną obronę. Mają jeden z najlepszych bloków defensywnych w lidze. Byli w stanie zaliczyć serię bardzo dobrych występów, ale w pewnym momencie sprawa się skomplikowała, a ich gra faktycznie uległa pogorszeniu. To jednak nie oznacza, że w pojedynczym spotkaniu nie są w stanie sprawić Realowi problemów i zwyciężyć. Sevilla prezentuje dużą głębię gry i często posyła piłki w pole karne. Interpretują grę inaczej niż ich najbliższy rywal. Osobiście uważałem, że będą liczyć się w walce o trofeum do samego końca, ale niezależnie od tego, jak bardzo chcieliby tego trenerzy, utrzymanie równej formy przez cały sezon nie jest możliwe. Każda drużyna zalicza wzloty i upadki, a naszym zadaniem jest to, by dołki trwały jak najkrócej. Nie zawsze udaje się tego dokonać. Kluczowy jest czynnik psychiczny. Trzeba starać się działać tak, by słabsza seria nie wpływała na koncentrację piłkarza. W piłce piłkarz wierzący w siebie jest największym skarbem. Nie boi się wówczas ryzykować i próbuje wszystkiego. Zawodnik niepewny własnych możliwości jest nic niewart.
Real zdobędzie mistrzostwo?
Sądzę, że ligę może przegrać tylko z własnej winy. Jeśli nie sięgną po tytuł, to dlatego, że od teraz do końca sezonu nie zrobili tego, co mieli zrobić. Nie powinno im się nic stać.
I Real, i Sevilla mają w swoich szeregach brazylijskich piłkarzy. Jesteś jednym z tych, którzy zawsze powtarzają, że w każdym klubie powinien być jakiś Brazylijczyk.
Oczywiście. Brazylijska piłka zawsze będzie synonimem rozwoju i talentu. W Brazylii wciąż grywa się na ulicach i nie tracimy tego naturalnego daru improwizacji. W dzisiejszym futbolu jest on tym bardziej istotny. Jesteśmy inni niż wszyscy. Real doskonale o tym wie. Za moich czasów w drużynie poza mną byli Ronaldo, Roberto Carlos i Robinho. Dziś jest kolejnych czterech. Nie dzieje się tak bez powodu.
Jednym z nich jest choćby Vinícius. Zdziwił cię jego jakościowy skok w tym sezonie?
Nie. Niektórzy młodzi piłkarze trafiają do Europy z Brazylii bez odpowiedniego przygotowania. Z brakami w zakresie podstawowych kwestii, jak ułożenie stopy, przyjęcie, podejmowanie decyzji. Proces ten Vini przeszedł dopiero w Realu Madryt, gdy na plecach miał już wór z presją. Po odejściu Cristiano Real nie miał jasnego punktu odniesienia. Był co prawda Benzema, ale Vinícius i tak szybko stał się obiektem intensywnej krytyki. A on przecież dopiero dojrzewał. Real był jednak wobec niego cierpliwy. Za Ancelottiego stał się lepszy pod wieloma względami. Zwłaszcza przy wykończeniu i podejmowaniu decyzji. Teraz dopiero widać jego rozwój.
Gdzieniegdzie można usłyszeć, że znajdujesz się w orbicie zainteresowań Realu. Mógłbyś zostać trenerem jednej z drużyn młodzieżowych. Byłbyś zainteresowany taką opcją?
Ja również o tym słyszałem. Mój sztab przekazywał mi takie doniesienia. Ja jednak nigdy nie mówiłem o tym sam z siebie w żadnym z wywiadów. Na pewnym etapie rozwoju w tym fachu praca z młodzieżą byłaby fajna, ale uważam, że teraz potrzeba mi czegoś więcej. Mimo wszystko obcuję z o wiele bardziej profesjonalną piłką i mam większy wpływ na wszystko. W młodszych kategoriach musisz bardziej słuchać się klubu i myśleć w konkretny sposób. Ja wolę już działać bardziej samodzielnie.
A gdyby Ronaldo zaproponował ci pracę w Cruzeiro, gdzie dziś pełni rolę prezesa? Skok byłby zauważalny.
Nie wiem, być może (śmiech). To byłoby już w pełni profesjonalne doświadczenie. Byłym zadowolony, postawiłbym krok do przodu. Moim zdaniem ważne w tym fachu jest to, by iść odpowiednim tempem. Na razie nie mam pośpiechu. Najistotniejsze, by poradzić sobie dobrze, gdy już trafi się prawdziwa okazja. Chciałbym, by ludzie identyfikowali się z pomysłami, jakie chcę wdrożyć i ze stylem zespołu. To najfajniejsza rzecz, jaka może spotkać szkoleniowca. Dążę do tego, by kibice patrzyli na grę drużyny i wiedzieli, że to podopieczni Júlio Baptisty.
A jakie mają być twoje drużyny?
Śmiałe, bardzo agresywne i z jasną tożsamością w chwili posiadania piłki. Chcę, by moi piłkarze nie bali się grać i dryblować, a także by wiedzieli, kiedy muszą to robić. Jeśli piłkarz zawiedzie przez to, że chciał być sobą, nigdy nie wejdę do szatni, by go zabić. Jeśli uda mi się zaszczepić myśl, że trzeba być śmiałym, a potem będę robił komuś przez to wyrzuty, będę zdradzał sam siebie i wyrządzał innym krzywdę.
Dziś sztuka dryblingu powoli zanika.
Piłka stała się bardziej pracą drużynową, gdzie podstawą konstrukcji jest podanie. Musisz jednak mieć także nietuzinkowych graczy, szybkich i potrafiących zrobić coś w martwych przestrzeniach. Trzeba działać tak, by piłka trafiała w strefy, skąd można zyskać przewagę i atakować stamtąd z pasją.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze