Finał
Sposobów na osiągnięcie optymalnego stanu duchowo-emocjonalnego przed ważnymi chwilami w życiu istnieje co najmniej tyle, ile osób zamieszkujących planetę Ziemia.
Fot. Getty Images
Znalezienie jednego uniwersalnego klucza do wszystkich drzwi naszej podświadomości, jak nietrudno się domyślić, jest niemożliwe. A przynajmniej jak dotąd nikt takiego ustrojstwa nie zdołał wynaleźć. Tak oto więc jedni pokłady energii starają się wydobywać z siebie, obserwując Rocky'ego Balboę wbiegającego po schodach lub puszczając sobie inny kultowy kawałek z historii o Włoskim Ogierze. Ewentualnie sami idą sobie pobiegać lub maltretują worek treningowy. Inni sukces wizualizują sobie, nucąc na przykład „Push it to the limit” z „Człowieka z blizną” i powtarzając przy tym, że nie skończą, jak Tony Montana. Wielu trenerów z najróżniejszych dyscyplin sportowych – skoro już jesteśmy przy Alu Pacino – chętnie korzysta natomiast z legendarnej przemowy Tony'ego D'Amato z „Męskiej gry”. Do motywacyjnej klasyki gatunku należy również rzecz jasna „Gladiator”.
Z drugiej strony nie brakuje też osób wolących postawić po prostu na wyciszenie, medytację, jogę czy relaksującą kąpiel w wannie. No i znamy też takich, którzy mają bardzo mocną psychikę, nie mają jej wcale lub są po prostu głupi, przez co najzwyczajniej w świecie w tych najważniejszych momentach najlepiej powodzi im się, gdy podchodzą do nich z marszu, bez uprzedniego natłoku myślowych kombinacji. Niezależnie od obranej taktyki, głównym celem pozostaje to, by nasz umysł zgrał się pod względem częstotliwości z tą, na której nadaje ostateczny sukces.
Nie mamy pojęcia, czy Carlo Ancelotti również puścił lub puści swoim podopiecznym fragment jakiegoś filmu, czy też zaprosił do Valdebebas mistrza zen z Pendżabu. Nie wiemy też, ilu piłkarzy Królewskich poza Tonim Kroosem przespało bezproblemowo minioną noc. Pewne jest dla nas jednak to, że dziś Real Madryt gra tak naprawdę mecz o mistrzostwo Hiszpanii, a każdy z zawodników oraz członków sztabu Królewskich musi doskonale zdawać sobie z tego sprawę.
„E tam, przesadzacie”, pomyśli ktoś w tym momencie. Cóż, niech wam będzie, odrobinę może i tak. W końcu nawet w razie porażki w stolicy Andaluzji wciąż jeszcze nie spotkają nas bezpośrednie konsekwencje. Tak czy inaczej, kiedy patrzymy sobie w terminarz, starcie z Sevillą ma absolutnie strategiczne znaczenie w kontekście ostatecznego triumfu w ligowych rozgrywkach.
Choć naprawdę trudno dopuścić do siebie myśl, że koniec końców na ostatniej prostej rozsypiemy się niczym domek z kart i tytuł padnie łupem kogoś innego, to jednak mimo wszystko w granicach naszej wyobraźni mieści się także scenariusz, w którym Real stwierdza, ze nie może być przecież zbyt nudno. Tym bardziej w sytuacji, w której Barcelona ma zaległy mecz, a nas czekają jeszcze wyjazdowe derby Madrytu czy nawet wcześniej wizyta u kościarzy z Pampeluny. O wciśniętym pomiędzy dwumeczu z Manchesterem City w Lidze Mistrzów już nawet nie wspominamy.
Takie dwumecze, jak z Chelsea mają niewątpliwie swój urok. Przed meczem chcieliśmy spokoju, jednak dostaliśmy dreszczowiec trzymający w napięciu do ostatniej sekundy. Zamiast udać się do drzwi z napisem „Champions League Semi-finals” wydeptaną ścieżką, woleliśmy przejść się po cienkiej linie nad przepaścią. I, szczerze mówiąc, nawet tego teraz nie żałujemy. Gdyby jednak i na krajowym podwórku Real miał zamiar sprawić, by – parafrazując klasyka – „liga była ciekawsza”, to doszlibyśmy do wniosku, że Królewscy jednak posuwają się już o krok za daleko.
Z ręką na sercu przyznamy, że często, gdy gdzieś nieco za połową sezonu słyszymy o pozostających do końca samych finałach, zastanawiamy się, dlaczego w sumie nie mówić o 38 finałach od początku ligowych zmagań. Dziś, kiedy do końca pozostaje siedem kolejek, faktycznie należy jednak mówić o prawdziwym finale. Zamiast więc stać przed pucharem, odwracać się i krzyczeć do znajdujących się w oddali Barcelony i Sevilli „podejdźcie bliżej”, chwyćmy trofeum jedną ręką i pomachajmy nim, nawet jeśli zespoły za naszymi plecami widzą je niewyraźnie.
* * *
Mecz Sevilli z Realem rozpocznie się dziś o 21:00. W Polsce będzie można obejrzeć je na kanale CANAL+ Sport na platformie Player.pl.
Ten mecz można też wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Królewskich wynosi aż 2,55.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze