Advertisement
Menu
/ marca.com

„W Londynie muszę być tak czy siak, żywym lub martwym”

Przebywający na izolacji Carlo Ancelotti wiedział, że za wszelką cenę musi być razem ze swoimi zawodnikami na Stamford Bridge. Wygrana z Chelsea była ulgą dla Włocha, który w ostatnim czasie był mocno krytykowany.

Foto: „W Londynie muszę być tak czy siak, żywym lub martwym”
Fot. Getty Images

Ostatnie dni nie były łatwe dla trenera Realu Madryt. Włoch zmagał się z koronawirusem i do samego końca nie było wiadomo, czy będzie w stanie polecieć do Londynu na środowe starcie z Chelsea. Ostatecznie 62-latek mógł pojawić się na Stamford Bridge, a spotkanie z The Blues okazało się prawdziwą lekcją taktyki dla Thomasa Tuchela. Zespół wrócił do Madrytu następnego ranka i pomimo zmęczenia Carletto był bardzo szczęśliwy. 

Można odnieść wrażenie, ze szkoleniowiec w pewnym sensie przeczuwał to, co może wydarzyć się w konfrontacji z Chelsea. Z tego też względu wiedział, że gdy zabrzmi pierwszy gwizdek, po prostu musi być razem ze swoimi zawodnikami. 62-latek cieszy się ogromnym uznaniem w szatni, a możliwość podróży do Londynu była fantastyczną wiadomością dla Królewskich. 

Real Madryt od zawsze zajmuje szczególne miejsce w sercu Ancelottiego i gdy latem nadeszła szansa, aby po raz drugi usiąść na ławce trenerskiej Santiago Bernabéu, ten nie zastanawiał się ani chwili. Włoch od początku wiedział, jak będą wyglądać najbliższe działania klubu na rynku transferowym i bez zastanowienia objął kadrę, z którą dzielnie kroczy przez każdą ligową kolejkę. 

„W Londynie muszę być tak czy siak, żywym lub martwym, ale trzeba być razem z zespołem”, powtarzał Carletto osobom ze swojego otoczenia. Z powodu koronawirusa jego spotkania z zawodnikami oraz resztą sztabu ograniczały się do rozmów wideo i wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na zielone światło na wylot do Londynu. Ostatecznie Włoch otrzymał negatywny wynik testu na COVID-19 i mógł wybrać się do Anglii, aby dyrygować swoim zespołem z ławki. 

Po końcowym gwizdku 62-latek starał się pozostać spokojnym, ponieważ jest świadomy, że triumf na Stamford Bridge to dopiero połowa sukcesu. Brak euforii nie oznacza jednak, że wygrana z Chelsea była dla niego czymś mało istotnym. Włoch który od kilku tygodni nieustannie znajdował się na świeczniku, a największa krytyka spadła na zespół po przegranym w fatalnym stylu Klasyku. Konstruktywne krytykowanie nie jest niczym złym, jednak piłkarze zarząd czuli, że w ostatnim czasie nie okazywano Ancelottiemu szacunku, na jaki zasługuje. 

Włoch jak nikt inny zna swoich zawodników i wie, jak odpowiednio zarządzać kadrą, aby wycisnąć z niej jak najwięcej. Dobrym przykładem może być Fede Valverde, który zanotował bardzo dobry początek sezonu, ale późnej jego rola w drużynie nie była już tak istotna. Szkoleniowiec cały czas jednak wierzył w Urugwajczyka, a ten odwdzięczył mu się w Londynie, notując fantastyczne zawody. 

Nie wydaje się, aby wygrana z Chelsea miała zmienić Carlo Ancelottiego. Ten myśli już tylko o najbliższym meczu z Getafe i euforia ze Stamford Bridge jest już dla niego tylko przeszłością. Do końca sezonu każde spotkanie wydaje się być finałem, a Carletto podejdzie do każdego z nich z pełnym zaufaniem ze strony piłkarzy oraz działaczy. 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!