Dupont: W Realu Madryt otrzymywałem groźby
Grégory Dupont był trenerem pierwszej drużyny Realu Madryt od przygotowania fizycznego w latach 2019-2021. Przedstawiamy fragmenty wywiadu z Francuzem na temat tego okresu, którego ten udzielił gazecie La Voix du Nord.
Fot. Getty Images
Po dublecie i pracy w Lille przeszedł pan do reprezentacji Francji, a z niej do Realu Madryt. W 2019 roku miał pan wszystko we Francji, ale gdy dzwonią Królewscy...
Czułem się świetnie, ale brakowało mi dojścia do naprawdę wielkiego klubu. Nie mówię, że Lille nim nie jest, ale faktycznie Real... Tak naprawdę potrzebowałem też tego, by uzyskać pełną legitymację w reprezentacji Francji. Dlatego gdy pojawiła się szansa, powiedziałem „tak”.
Co zachował pan z pobytu w Madrycie? Tam też mają duże możliwości.
Tak, ale byłem tylko trenerem od przygotowania pierwszego zespołu. W Federacji miałem wolność i różne role. W Realu wszystko było ułożone i musiałeś pozostać w swojej roli.
Czuł pan, że ma mniejsze prawo do popełnienia błędu?
Absolutnie tak. Tam naprawdę rozumiesz, co to znaczy być na usługach instytucji. Tam wszystko jest bardzo profesjonalne, wszystko jest skalkulowane i wymierzone. Bardzo ważny jest wizerunek, nasze zachowanie. Wszystko jest ustawione.
Czy miał pan uprzywilejowane stosunki z Francuzami?
Ze wszystkimi mówiącymi po francusku, bo był tam także Eden Hazard. Edena poznałem w Lille, widziałem jak dorastał... Miałem świetne stosunki ze wszystkimi: oczywiście Raphaëlem i Karimem, ale także Ferlandem Mendym czy Thibaut Courtois.
Nie zapominając o trenerze Zinédinie Zidanie?
Oczywiście, a także jego asystentach Davidzie Bettonim czy Hamidou Msaidie. To stworzyło fajną małą francuską społeczność.
[...]
Jak trenerzy radzą sobie z krytyką?
To część futbolu i życia w wielkich klubach. W Realu podważano Zizou, a to przecież Zizou! Wygrał jako trener trzy Ligi Mistrzów, ma karierę piłkarską, ma tytuły... Ale tak, trenerów to czasami dotyka. Zależy od osobowości. To samo dotyczy piłkarzy. Niektórzy mówią, że ich to nie dotyka, ale tak naprawdę dotyka. Najbardziej chodzi o opinie, jakie do nich docierają, na przykład przez rodzinę.
[...]
Z Zidane'em też prowadziliście takie szersze analizy [Deschamps chciał znać warunki pogodowe w godzinie meczu, czas regeneracji, temperaturę, czas podróży]?
Zizou jest bardzo wymagający. Często widzisz wizerunek bardzo utalentowanego i spokojnego gracza, ale to także osoba, która ciężko pracuje. To bardzo wymagający trener, ale jednocześnie okazuje wielki szacunek. Sprawia, że piłkarze też ciężko pracują. Zawsze patrzy, by notowali rozwój. To interesujące, bo porównywaliśmy swoje doświadczenia. Zastanawialiśmy się na przykład: przy graniu co 3 dni, czy to korzystne, by spać w hotelu w noc przed meczem z dala od rodziny?
I dlaczego Karim Benzema, który skończył 34 lata, dalej potrafi rozgrywać pełne mecze seriami?
Karim to wielki profesjonalista, pracuje bardzo rygorystycznie. Próbuje wszystko optymalizować, dużo trenuje, zwraca uwagę na wszystko. W Realu ciągle jesteś trenowany. Dotyczy to Sergio Ramosa, Lucasa Vázqueza, Raphaëla Varane'a... Także Edena Hazarda. Niektórzy mówią, że on wierzy w swój talent. Nie, Edena też trenujesz. Talent w pewnym momencie nie wystarczy. Gracze to także ludzie opierający się na swojej wydajności.
[...]
Co sądzi pan o gwiazdach, jakie pan poznał?
Jestem dosyć odłączony od tego aspektu. W pracy piłkarze to normalni ludzie. Nie powinniśmy niczego nadinterpretować ani wyobrażać sobie rzeczy. Gdy pracuję z piłkarzem, robię to dla jego rozwoju i robię wszystko, by zoptymalizować jego potencjał.
A co z efektem medialnym?
Pamiętamy o nim. Na przykład, w Realu wszystko się zaostrza. To, co powiem piłkarzowi na treningu, może pojawić się w mediach. To wychodzi. Zgadzamy się z graczem, że musi popracować nad przyśpieszeniem i następnego dnia pojawia się to w gazecie... To niepokojące.
W Realu czuł pan presję medialną?
Tak, otrzymywałem nawet groźby. Jeśli nie dam informacji, złamią mnie i opublikują o mnie rzeczy. Jedynym wyjściem było nieodpowiadanie. Oni jednak i tak to robili. W pewnym momencie, gdy mieliśmy dużo kontuzji, wszystko było moją winą. Zniekształcano nawet statystyki poprzez dopisywanie zakażonych na koronawirusa do kontuzjowanych.
Czuł się pan śledzony?
Tak, jak piłkarze. W Realu zawodnicy przebierają się, by wyjść na miasto, nawet jeśli idą po prostu do kina.
Nie prosimy piłkarzy o znoszenie presji nie do zniesienia?
Jeśli są na maksymalnym poziomie, to dlatego, że przeszli przez wiele etapów. Radzą sobie z tym poprzez dobre zarządzanie wszystkimi aspektami. Wiedzą jednak, że ani oni, ani my w sztabie nie możemy tego wszystkiego skontrolować. Możesz jedynie kontrolować to, jak to wszystko przyjmujesz. Dzisiaj niektórzy dziennikarze są gotowi napisać cokolwiek. W Realu Madryt prawdę się zaostrza, a podawane informacje są kompletnie złe i nie ma co z tym zrobić, bo poprawianie ich to nadawanie im znaczenia.
Mundial co 2 lata. Czy to za dużo?
Tak... Przeżywałem to w Realu. Graliśmy cały czas co 3 dni... Ciągle jest coraz więcej meczów. W poprzednim sezonie nie mieliśmy przerwy świątecznej, a wcześniej między zakończeniem ligi i starciem z Manchesterem City mieliśmy 10 dni przerwy oraz następne 10 dni przerwy po Lidze Mistrzów, a przed meczami reprezentacji. To oznacza, że piłkarze tak naprawdę nie stają. Grali cały czas. A badania pokazują, że jeśli grasz co 3 dni, ryzyko kontuzji wzrasta 6-krotnie. To problem. Jeśli to wszystko połączymy, jak mamy sobie z tym poradzić? Teraz powstała też Liga Narodów. Wcześniej rozgrywano w trakcie przerwy na reprezentacje po dwa mecze, a dzisiaj już po trzy. Dodanie kolejnych meczów i podróży odbiłoby się na zdrowiu zawodników. Uważam, że także na jakości spektaklu.
A co sądzi pan o mundialu w Katarze i braku okresu przygotowawczego przed turniejem?
Będziemy musieli od razu być gotowi do gry. Przygotowanie będzie odbywać się w trakcie turnieju i nie wykonamy pracy zapobiegawczej. Trzeba będzie szukać innowacji. Tym bardziej patrząc po tym, co dzieje się w piłce klubom z terminarzem meczów. Będziemy musieli dostosować się także do otoczenia.
[...]
Deschamps nie czuł się zdradzony pańskim odejściem?
To był trudny moment. Kiedy to ogłosiłem, musiałem negocjować z Federacją, bo nie chcieli, żebym odchodził.
A jeśli któregoś dnia znowu zadzwonią, będzie pan zainteresowany?
Francji trudno odmówić. A tym bardziej teraz z większym doświadczeniem.
W każdym razie, zna pan obecnego selekcjonera, ale możliwe, że także kolejnego... [chodzi o Zidane'a]
[uśmiech]
[...]
Jakie jest pańskie ostatnie odkrycie?
Na przykład, sposób, w jaki można określić procentowo ryzyko odniesienia kontuzji przez piłkarza. By powiedzieć trenerowi, że po testach ryzyko kontuzji wynosi 30%, 50% czy 90%. W ten sposób szkoleniowiec otrzymuje mapę ryzyka dla każdego gracza. Jesteśmy od ułatwiania jego życia poprzez dostarczanie konkretnych rzeczy. Jeśli ryzyko wynosi 95%, to trener bierze za to odpowiedzialność.
Coś takiego się wydarzyło?
Tak. Ale jeśli masz gracza, który chce wygrywać... A do tego dochodzi wiara trenera w to, co mu przedstawiamy. On musi być przekonany do naszej informacji. Nie powiem, o kogo chodzi, ale jeden trener powiedział: „Następnym razem cię posłuchamy”. Nie oceniam go. Ja jestem po prostu od dostarczenia informacji, którą ocenia trener. Wtedy ten piłkarz doznał kontuzji, a po niej szkoleniowiec się do mnie odwrócił, mrugnął i stwierdził: „Ok, teraz rozumiem”. Szczerze, wolałbym, aby ten gracz nie doznał kontuzji i żebyśmy wygrali. W każdym razie, kiedy szkoleniowiec podejmuje decyzję, całkowicie go wspieram. A poza tym nie komunikujemy takich informacji zawodnikowi. Nie powiemy mu, że ma 90% szans na odniesienie kontuzji, bo wtedy nie zagra na 100%.
Czy analizuje pan także możliwości sprzętowe?
Tak. Na przykład, w kwestii regeneracji: czy powinniśmy zainwestować w komorę do krioterapii, czy wystarczy zwykła zimna kąpiel? Zadawaliśmy sobie takie pytanie w Lille. Ogólnie wydajniejsza jest zimna kąpiel. Ogranicza też niepotrzebny wydatek.
Obecnie pracuje pan dla swojej firmy FELIS, w której dokonuje pan audytów i doradza w kwestii przygotowania fizycznego. Czy wyklucza pan powrót na pełny etat do klubu?
Absolutnie nie. Jednak nasza współpraca ze Strasbourgiem jest bardzo interesująca. Julien Stéphan to bardzo otwarty i awangardowy trener.
Ogląda pan inne dyscypliny?
Tak, wszystko mnie interesuje. Z Caroline Chimot, moją partnerką w FELIS, dużo o tym rozmawiamy.
Czy pomaga panu patrzenie na metody w sportach w Stanach Zjednoczonych?
Interesująca jest koszykówka. U Amerykanów dążenie do najwyższej wydajności jest rozumiane zupełnie inaczej. Tutaj to klub tworzy drogę i ustala podstawy. W Stanach Zjednoczonych to kwestia indywidualna. Zawodnik ma swój sztab i swojego indywidualnego trenera. To on pracuje nad wydajnością. Klub organizuje treningi drużynowe, ale reszta to odpowiedzialność zawodnika. Dieta, sen, trening indywidualny, praca zapobiegawcza, fizjoterapia – to on sam o to dba i sam za to płaci. Gdy zmienia klub, utrzymuje całą tę strukturę.
Czy mogłoby zainteresować pana doświadczenie poza futbolem?
Nie, nie widzę siebie opuszczającego futbol. To mój sport, moja pasja, to dyscyplina, która mnie napędza. Nie czułbym gdzieś indziej, że mam legitymację do pracy. W piłce widziałem wiele osób bez takiej legitymacji. Nie chcę popełnić takiego samego błędu.
Czy piłkarze są otwarci na to, co pan przekazuje?
Dzisiaj zadają pytania. To jest prawdziwy rozwój. Zamysłem jest rozmawianie z nimi i tłumaczenie, dlaczego coś robimy. Nie wchodzimy do zimnej wody dla samego wejścia do zimnej wody. Tłumaczymy im, dlaczego to robimy. Robimy to czy tamto, byś za trzy dni skoczył wyżej czy zyskał 10% przyśpieszenia... A wszystko jest oparte na wynikach badań zawodników, co do nich przemawia. Nadajemy temu prawdziwe znaczenie i angażujemy ich. To samo dotyczy zapobiegania: jeśli wykonamy to ćwiczenie, liczba kontuzji spada o połowę. Potwierdzają to badania.
Więc pan też ich słucha?
Tak, ale to musi działać w obie strony. My też musimy słuchać, bo wymiar psychologiczny jest bardzo ważny. W trakcie badania zadane pytanie często ma większy sens niż twarde liczby. Gdy piłkarz mówi ci, że jest zmęczony, że źle spał, że coś czuje, ma to dużo większe znaczenie dla ryzyka odniesienia kontuzji niż cokolwiek innego, co możesz z nim zrobić. Aspekt psychologiczny jest centralną częścią tego wszystkiego. Zmęczenie umysłowe też jest ważne. Gdy zawodnik jest zmęczony, robi mniej, bo trudniej jest mu przekazywać polecenia ruchowe do mięśni.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze