Advertisement
Menu
/ as.com

Juanfran: Real przewijał sie przez całą moja karierę

Dziennikarze Asa przed derbami Madrytu postanowili porozmawiać z Juanfranem, który przez niemal dziewięć lat występował w barwach Atlético, jednak zawodową karierę rozpoczynał w Realu Madryt. Zapraszamy do zapoznania się z pełną treścią tej bardzo obszernej i ciekawej rozmowy.

Foto: Juanfran: Real przewijał sie przez całą moja karierę
Fot. Getty Images

Cierpiałeś podczas oglądania meczu Atlético z Porto?
Nie. Dla mnie jasne było, że wygramy i tak też się stało. Nie byłem jednak do końca pewien, jak potoczą się losy w spotkaniu Milanu z Liverpoolem. Koniec końców i tak wynik jednak okazał się dla nas sprzyjający. W zeszłym roku również pytano mnie, czy cierpiałem, gdy Atlético mierzyło się w ostatniej ligowej kolejce z Valladolidem. Odpowiedziałem tak samo, jak dziś. Byłem pewien zwycięstwa. Cierpiałem jednak kolejkę wcześniej, przeciwko Osasunie. Pozytywne myślenie jest częścią mojego stylu bycia. 

Krótko mówiąc, wpisujesz się w maksymę Atlético, która mówi, by nigdy nie przestawać wierzyć. 
Tak. Wierzyłem w Liverpoolu, wierzyłem też w miniony wtorek. Trzeba jednak starać się robić tak, by nie musieć znajdować się w tak skrajnych sytuacjach. Wówczas istnieje bowiem rzecz jasna większe ryzyko, że zostaniesz z niczym. Wiadomo, że zawsze trzeba wierzyć, ale jeszcze lepiej jest unikać niepotrzebnego cierpienia. Mam nadzieję, że ostatni mecz stanowić będzie punkt zwrotny i uda nam się osiągnąć większą regularność. Nie możemy przegrywać u siebie z Mallorcą i prezentować się w ten sposób. To był jeden z naszych najgorszych meczów w tym roku. Trudno w takich okolicznościach pojechać do Porto i prezentować się niczym perfekcyjnie naoliwiona machina. 

Kiedy często igrasz z ogniem, w końcu się spalisz. 
Otóż to. Trzeba starać się znaleźć większą regularność i uważam, że tak właśnie zaraz się stanie. Z mojego doświadczenia wiem, że po takich spotkaniach, jak to z Porto, w szatni zawsze dzieje się coś wyjątkowego. Zdajesz sobie sprawę, że bezkompromisowa i intensywna walka zawsze podnosi morale. Jestem pewien, że od teraz forma Atlético wreszcie będzie stabilna. 

W niedzielę zagracie na stadionie Realu. 
Dla mnie sprawa jest jasna: wygramy 1:0. Chciałbym, żeby do siatki trafił Koke, Correa lub Griezmann. Wiem, że ostatnimi czasy sporo wysiłku kosztuje nas wygrywanie na tym obiekcie. Mieliśmy w naszej historii bardzo dobry rozdział, gdy po wielu latach bez zwycięstwa na Bernabéu  przyszła passa sześciu czy siedmiu lat bez porażki. Real jest w bardzo dobrej formie. Jeśli wygra, trudno już będzie ich dogonić. Tak więc nie możemy przegrać. Mają fantastyczną drużynę. Vini jest znakomity, Modrić, Kroos... Niektórzy wysyłają ich na emeryturę, ale oni nieustannie pokazują niesamowity poziom. Real ma wygrywanie we krwi,  dopiero potem analizowało się ich styl. My natomiast często byliśmy krytykowani za to, że jesteśmy nastawieni jedynie na wynik. A przecież Real również zawsze trochę taki był. Barcelona czy Bayern sprawiają wrażenie większych pasjonatów. Najpierw liczy się dobra gra, dopiero potem wynik. Dla obu drużyn z Madrytu najważniejsze są po prostu rezultaty. Moje podejście do sprawy jest identyczne, dla mnie styl nie jest tak istotny. 

Moją uwagę przykuwa to, że wciąż mówisz o Atlético w pierwszej osobie liczby mnogiej, jak gdybyś wciąż tam występował. 
Nie ma mnie już w tej szatni, ale spędziłem w klubie tyle lat, że cały czas tkwi on głęboko we mnie. Są tam też ludzie, z którymi rozmawiam na co dzień, mój kapitan, moi pracownicy, mój Oblak, mój Savić, no i rzecz jasna mój trener, z którym widziałem się w zeszłym tygodniu. Kiedy z nimi wszystkimi rozmawiam, mam wrażenie, że nigdy nie opuściłem Atlético. Tak wczuwam się w rolę, że czuję się jednym z nich i przejmuje język właściwy dla kibiców. Lubię to uczucie. Po tylu latach cały czas wydaje mi się, że tam jestem. 

Co takiego ma w sobie Atlético lub ludzie z nim związani, że potrafi pozyskać dla swojej sprawy kogoś takiego, jak ty: piłkarza, który pierwsze kroki stawiał w Realu Madryt, a przed przejściem na Calderón występował jeszcze w Osasunie?
Dziś coraz więcej dzieciaków jest za Atleti, choć w wielu przypadkach ich rodzice wolą Real. Moje początki były bardzo skomplikowane. Wielu fanów Atlético chciało mnie ukrzyżować za moją przeszłość w Realu Madryt. Mieli na mnie haka, ponieważ w przeszłości często manifestowałem przywiązanie do Królewskich. Nawet cztery lata w Osasunie nie zdołały tego zamazać. Kiedy przechodziłem do Atlético, wiedziałem, że bez poświęcenia się w stu procentach dla klubu, nigdy nie zrzucę tego balastu. Dlatego też od samego początku starałem się robić wszystko, by zyskać sobie zaufanie kibiców. Chciałem przesiąknąć kulturą tego klubu i starałem się reprezentować jego wartości. Ludzie nie są głupi: jeśli za twoimi słowami nie idą czyny, nikt ci nie uwierzy. Gdy fani widzą, że dajesz z siebie wszystko, są w stanie wiele wybaczyć i są ci wdzięczni. W końcu zobaczyli, że bardzo mi zależy. Nieważne, skąd przychodzisz. Ważne, by każdy widział, że dajesz z siebie maksa. Bez zaangażowania możesz całować erb, ile wlezie, ale i tak nie zyskasz sobie szacunku. 

W Realu Madryt spędziłeś dwa lata w kategoriach młodzieżowych i dwa kolejne w Castilli, skąd wielokrotnie przeskakiwałeś do pierwszej drużyny. 
W tamtym etapie można wyróżnić jeden kluczowy moment. Odszedłem na wypożyczenie do Espanyolu, a po powrocie zetknąłem się z Capello. Był wobec mnie bardzo szczery. Powiedział, że na mojej pozycji pierwsi do gry są Beckham i Figo (tak naprawdę po powrocie Juanfrana Portugalczyka już od roku nie było w klubie – przyp.red.), a ja mam niewielkie szanse regularnych występów. Nawet gdyby odszedł Figo, wciąż w klubie pozostawał Higuaín (Argentyńczyk trafił do klubu jednak dopiero w styczniu 2007 roku, Juanfran musiał być dobrze poinformowany w sprawie transferów – przyp.red), również mogący grać na prawej stronie. Wiedziałem, że raczej nie będe grał. Trener powiedział mi jednak również, że jeśli chcę, mogę zostać, ponieważ był ze mnie zadowolony podczas okresu przygotowawczego. Wówczas do klubu trafiła oferta Osasuny, a ja z niej skorzystałem. Do teraz jednak zastanawiam się, co by było, gdybym został w Realu. Figo odszedł, mogłem otrzymać szansę. Moja kariera mogła wejść na inne tory. Podejmowane decyzje wpływają jednak na życie. 

Jak grało się w tamtym galaktycznym Realu?
Coś niesamowitego. Dziś pyta mnie o to również mój syn. Niedawno spotkaliśmy Zidane'a i był dla mnie bardzo miły. Rozmawialiśmy o dawnych czasach. Wszyscy zachowywali się wobec mnie bardzo w porządku. Byłem wtedy tak naprawdę dzieciakiem. Zetknąłem się z nimi już u schyłku ich karier, ale i tak gra z nimi była czymś niebywałym. W ogóle się nie odzywałem. Wchodziłem do szatni, przebierałem się i szedłem. Obserwowałem i słuchałem. To był dziwny etap, wiele się działo, często rozmawiało się o rzeczach niezwiązanych ze sportem. Koniec końców, tamta drużyna nie skończyła dobrze. 

To musiało być dla ciebie trudne. Miałeś 21 lat, byłeś w Realu Madryt i potem zmieniłeś klub na Osasunę. 
Było bardzo trudno. Konsultowałem się z rodziną, niektórzy z bliskich nie wiedzieli nawet, gdzie leży Pampeluna. Przez cztery lata ciężko pracowałem na awans do pierwszej drużyny Realu Madryt. Odejście było jednak dobrą decyzją. Dziś pozostaję fanem również Osasuny. W Pampelunie urodził się mój syn. Gdybym wówczas nie odszedł, potem zapewne nie trafiłbym do Atlético. Z Osasuny mogłem odejść jeszcze do Valencii, ponieważ z klubu odchodził Joaquín (kolejna bzdura: Juanfran trafił do Osasuny tego samego lata, którego Joaquín odchodził z Valencii. Musiałby rozwiązać kontrakt z Osasuną tuż po jego podpisaniu – przyp.red.). Z perspektywy czasu mogę jednak stwierdzić, że za każdym razem podejmowałem właściwe decyzje. 

Kiedy odchodziłeś z Atlético, również była to twoja świadoma decyzja, czy jednak ktoś cię wypychał z klubu?
W stu procentach moja decyzja. Byłem tak pełen tych wszystkich pięknych doświadczeń, że najlepszym rozwiązaniem było po prostu poszukanie jakiegoś nowego celu. Pobyt w Brazylii również wyszedł mi na dobre. To było niesamowite doświadczenie. W życiu trzeba wiedzieć, kiedy coś zmienić. Tak, jak kiedyś z Realu Madryt. Najważniejsze jest to, by umieć ekscytować się nowymi przeżyciami, a ja jestem w tym mistrzem. 

Tak czy inaczej, wydaje się, że Real Madryt tak naprawdę nigdy cię nie opuścił. W barwach Osasuny zostałeś wyrzucony z boiska na Bernabéu za dwukrotne symulowanie w polu karnym. W tym samym sezonie jednak strzeliłeś też Realowi gola, który pozwolił wam się utrzymać w lidze. Jako gracz Atlético debiutowałeś z Realem w potyczce pucharowej. Na ich stadionie sięgnąłeś też po Puchar Króla. No i rzecz jasna dwukrotnie mierzyłeś się z Królewskimi w finale Ligi Mistrzów. Real cały czas kroczył za tobą niczym duch. 
Przeciwko Realowi przeżyłem wszystko. Pérez Burrull dzwonił do mnie po tym meczu, w którym mnie wyrzucił, by powiedzieć, że się pomylił. Na boisku powiedział mi, że jeśli mam zamiar się kłaść, to żebym chociaż robił to dobrze. Gol na wagę utrzymania w ostatnim meczu był czymś niezapomnianym. W debiucie w barwach Atleti przegraliśmy natomiast na stadionie Realu 1:3 i nie spisałem się za dobrze. Potem te finały... Tak, Real przewijał się cały czas. Jestem jednak wdzięczny za lata, które mogłem tam spędzić. Zawsze traktowano mnie bardzo dobrze. Zostałem też świetnie wyszkolony zarówno jako piłkarz, jak i człowiek. Miałem w starciach z Królewskimi zarówno złe, jak i dobre chwile. Niektórzy wciąż pamiętają mój występ w finale Pucharu Króla. Inni wytykają mi karnego w Mediolanie. Czasami brakuje szacunku, czasami czuję wdzięczność. To kwestia wychowania oraz coś, co jest wliczone w ryzyko zawodu piłkarza. Nigdy nie zaprzeczę, że Real był obecny w moim życiu. Nie mam z tym żadnego problemu. Byłem z nim w pewien sposób połączony na dobre i na złe. Obchodzi mnie jednak wyłącznie to, by Atlético szło dobrze. 

Zaczynałeś w Realu, ponieważ twój ojciec im kibicował.
Oczywiście. Potem jednak przekonałem go do Atlético. Choć tak naprawdę on stał się fanem Atleti jeszcze szybciej, bo od razu po moim transferze. Tak czy inaczej, to oczywiste, że ojcowie zawsze są za zespołami, w których występują ich synowie. Szkoda, że mógł oglądać mnie w barwach Atlético tak krótko, gdy akurat nie szło mi za dobrze. Trzy miesiące później zmarł. Niestety nie mógł widzieć wszystkich moich lat w klubie. Boli mnie to, ale z góry na pewno przeżywa mecze z przewieszonym przez szyje szalikiem Atleti.

W młodzikach byłeś skrzydłowym, później zrobiono z ciebie bocznego obrońcę. Na tej drugiej pozycji zostałeś dwukrotnym mistrzem Europy, mistrzem świata oraz dwukrotnie wystąpiłeś w finale Champions League.
Zostałem prawym obrońcą, choć w ogóle nie umiałem bronić. Szaleństwo. Simeone zorganizował mi w pierwszym miesiącu intensywny kurs. Grałem w bloku z Mirandą, Godinem, Filipe oraz rzecz jasna bramkarzem, wówczas był nim jeszcze Courtois. Trener ustawiał nas i kazał bronić przeciwko siedmiu-ośmiu rywalom z drużyny. I tak godzinami. Prawie codziennie. Tak oto z obowiązku stałem się świetnym prawym obrońcą. W Osasunie myślałem tylko o atakowaniu. Camacho powtarzał mi, że muszę bronić, strasznie na mnie krzyczał. Miałem jednak to szczęście, że za mną był Azpilicueta i bronił za dwóch. Ja natomiast ograniczałem się do napierania na bramkę rywala. Wchodziłem w dryblingi i wrzucałem. Capdevila powiedział mi któregoś razu, że miał ze mną trudniej niż z Figo. Gra defensywna kosztowała mnie wiele wysiłku. Kiedy jednak zmieniłem pozycję, również w głowie coś przeskoczyło.

Zanim do obrony przesunął cię Simeone, próbował cię tam również Manzano.
Tak. Wraz z Barają widzieli mnie na tej pozycji. Simeone cofnął mnie z kolei dlatego, że zawieszony był Perea. Trener spytał, czy czuję się do gry na prawej obronie. Odpowiedziałem mu, ze zagram tam, gdzie będę musiał. Wygraliśmy wówczas z Villarrealem. Na kolejną potyczkę Perea był już dostępny, ale Simeone i tak zapytał, na której pozycji wolę wystąpić. Powiedziałem mu, że w obronie. Dopytywał jeszcze, czy się nie obsram, bo w Realu Sociedad mieli wówczas Griezmanna, który grał na lewej stronie. Chciałem jednak podjąć to wyzwanie. Nie miałem zamiaru srać w gacie. Wygraliśmy 4:1. Potem Cholo już o nic nie pytał.

Publicznie przyznałeś, że chciałbyś zostać dyrektorem sportowym Atlético.
I podtrzymuję te zamiary. Myślę jednak, że muszę się najpierw jeszcze trochę nauczyć, przebywać bliżej ludzi związanych z futbolem. Być może w przyszłym sezonie uda mi się w jakiś sposób wniknąć w struktury klubu. Końcowy cel mogę zrealizować bez pośpiechu, nawet za dziesięć lat. Wiążę jednak moją przyszłość z Atlético, to pewne. Cały czas mam do pokonania sporą drogę. Jestem otwarty na każdą propozycję współpracy z innych klubów, ponieważ uważam, że mam spore doświadczenie jako gracz i jestem w stanie coś wnieść. W dyrektorach zaczynałbym jednak od zera. Szybko się jednak uczę i jestem przekonany, że sprawdziłbym się takiej pracy. A dlaczego nie trenerka? Bo mi się tak wizja nie podoba. Przeżyłem na boisku tyle, że nie potrzebuję już być związany z szatnią. Nie mam na to ochoty. Widzę siebie bardziej w gabinetach. Gabi, Tiago, Godín, Raúl García czy Fernando Torres mają trochę inną charakterystykę. Ich widzę bardziej w trenerce. Ja chętnie bym im pomógł z fotela.

Czy można mówić o tobie jako o najbardziej uprzywilejowanym żołnierzu Diego Simeone?
Dlaczego? Ja również miewałem z nim swoje scysje, ale to normalne. Nie zawsze zgadzasz się z trenerem. Jako człowiek zawsze było jednak dla mnie ważny. Stanowi część mojego życia, jest fantastycznym przyjacielem. Nasze relacje od początku były szczególne. Może być pewien, że znajdzie we mnie sojusznika skłonnego do pomocy w każdej sytuacji. Nigdy go nie zawiodę. W ogóle nigdy nie zawodzę swoich. To jedna z cech, których nigdy nie zatracę.

Przypuszczam, że pożegnanie z nim było bardzo trudne.
Tak. Wiedziałem, że mój czas dobiega końca. Wyraziłem swoje uczucia. Chciał, bym pozostał. Uważał, że mogę pomóc szatni i jeszcze sporo wnieść na boisku. Widział mnie wciąż blisko drużyny jako wsparcie dla młodszych. Rozumiał też mimo wszystko, że chcę odejść. Wszyscy mieli jednak świadomość, że to tylko moment przejściowy. Że jeszcze wrócę tu prędzej czy później. Mam nadzieję, że tak się stanie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!